Konstytucja 3 maja. Wola narodu czy zamach stanu?

Konstytucja 3 maja. Wola narodu czy zamach stanu?

Dodano: 

Tymczasem koniunktura w polityce międzynarodowej, która jeszcze w 1788 roku sprzyjała wprowadzaniu reform, zaczęła się powoli odwracać. Zawierając w sierpniu 1790 roku pokój ze Szwecją, Rosja przestała prowadzić wojnę na dwa fronty, co umożliwiło jej skupienie większości sił na tureckim teatrze walk. Prace nad reformą ustrojową w Polsce musiały więc przyśpieszyć. Szansą na to było porozumienie między królem a Ignacym Potockim, do jakiego doszło w grudniu 1790 roku.

Od tej pory przyszła Konstytucja 3 maja projektowana była w wąskim gronie wtajemniczonych osób. Zdawano sobie jednocześnie sprawę, że samo spisanie nowego projektu nie będzie kończyło żmudnych prac nad jego wprowadzaniem w życie. Potrzebna była wszak zgoda sejmu. Zastanawiano się, jak uchwalić Ustawę Rządową bez zbędnych dyskusji, które znów opóźniłyby zabiegi reformatorów. Sytuacja międzynarodowa mogła się wszak w każdej chwili zmienić na niekorzyść Polaków.

Przygotowania

Pod koniec marca 1791 roku projekt Ustawy Rządowej był już prawie gotowy. Jej twórcy zaczęli więc pozyskiwać zwolenników, którzy mogliby ją poprzeć w momencie wprowadzenia jej pod obrady sejmu. Uznano, że musi się to odbyć w formie jednorazowego głosowania nad całością Ustawy, bez dyskusji nad poszczególnymi jej zapisami.

Projekt przybrać więc miał charakter konstytucji (słowo to w tradycji parlamentarnej Rzeczpospolitej oznaczało tyle co ustawa). Jednocześnie obawiano się, że opozycja może nie zgodzić się na taki sposób procedowania, domagając się, jak było to w przypadku wcześniejszych projektów, debaty nad szczegółowymi postanowieniami. Twórcy konstytucji wyszli więc z założenia, że przyjęcie konstytucji ważniejsze jest od zasad parlamentarnych, które można poświęcić na ołtarzu walki o reformę.

Projekt Ustawy Rządowej wniesiony miał być pod obrady zaraz po powrocie posłów ze świąt wielkanocnych. Decyzję taką podjęto nie bez przyczyny. Znając praktykę sejmowania, doświadczeni parlamentarzyści skupieni w obozie króla i Ignacego Potockiego podejrzewali, że frekwencja po świętach będzie niska. Ponieważ w polskim sejmie nie obowiązywała zasada quorum, ustawa mogła być przyjęta w obecności małej liczby posłów, bez groźby wywołania zarzutów o nielegalność decyzji. Czekanie na zebranie pełnego skład sejmu było raczej dobrym obyczajem, a nie wymogiem.

W stronnictwie prokonstytucyjnym ciągle dominowały jednak obawy, ze planowana akcja będzie niewystarczająca. Choć obrady sejmu miały być wznowione 5 maja, twórcy Ustawy postanowili zmobilizować swoich stronników do przybycia kilka dni wcześniej. O spisku dowiedziała się co prawda opozycja, ale było zbyt późno, aby mogła zgromadzić w izbie liczbę posłów wystarczającą do zablokowania działań królewskich. Widząc jednak, że na sejm spływają nie tylko zwolennicy reform, ale także opozycjoniści, stronnictwo prokonstytucyjne postanowiło zagrać ostro.

3 maja do Warszawy wkroczyły oddziały wojskowe, a widownię sali sejmowej na Zamku Królewskim w Warszawie wypełnił tłum specjalnie dobranych arbitrów, którzy zarówno okrzykami, jak i samą swoją obecnością wywierać mieli presję na opozycji. Dodatkowo pod Zamkiem gromadziły się tłumy mieszczan zainspirowanych przez Hugo Kołłątaja. Opozycja znalazła się w potrzasku. Któż mógłby się wszak ośmielić zaprotestować w obliczu wojska i rozentuzjazmowanego tłumu?

Demokracja czy zamach stanu?

W takiej atmosferze rozpoczęły się obrady sejmowe. Wśród 182 posłów zdecydowaną większość stanowili zwolennicy Ustawy. Na początku odczytano depesze od posłów zagranicznych, z których treści wynikało, że Polska zagrożona jest kolejnym rozbiorem. W obliczu takich doniesień Ignacy Potocki w teatralnym wystąpieniu prosił króla o wskazanie środków, które mogłyby uratować kraj przed zagładą. W tym momencie monarcha wniósł pod obrady projekt Ustawy Rządowej, stwierdzając, że tylko ona uchroni Rzeczpospolitą przed upadkiem.

Zwolennicy reform podnieśli krzyk, domagając się jej przyjęcia bez dyskusji. Opozycja zaczęła jednak głośno protestować, wskazując, że nad projektem powinna odbyć się dyskusja, a ta jest niemożliwa, ponieważ posłowie nie otrzymali wcześniej projektu Ustawy i nie mieli czasu, by się z nią zapoznać.

Kazimierz Wojniakowski, „Zaprzysiężenie Konstytucji 3 Maja, 1791”

Po odczytaniu zapisów konstytucji podniosły się głosy ze strony opozycji, że artykuły dotyczące sukcesji tronu nie są zgodne z pacta conventa, w których Stanisław August obiecał, że tron pozostanie elekcyjny. Chcąc przerwać tę dyskusję, poseł inflancki Zabiełło wezwał do przyjęcia Ustawy. Król podniósł rękę, dając znak, że chce zabrać głos. Zwolennicy reform odczytali jednak ten gest jako gotowość do złożenia przysięgi. Opozycja mogła jedynie bezradnie patrzeć, jak reformatorzy w asyście arbitrów i tłumów mieszczan wychodzą tryumfalnie z sejmowej i udają się na uroczyste dziękczynienie do kolegiaty św. Jana.

Ustawa Rządowa została przyjęta. 4 maja 26 posłów i jeden senator opozycyjny złożyło manifest przeciwko uchwale, kiedy jednak 5 maja wznowiono obrady sejmu, opozycjoniści zaczęli wycofywać swoje wcześniejsze podpisy pod manifestem. Tego samego dnia Konstytucja 3 maja wpisana została do akt grodzkich, a tym samym uznana została za legalną.

Uchwalenie Konstytucji odbyło się więc z naruszeniem zasad sejmowania. Brak deliberacji nad projektem, wniesienie go pod obrady w zaskakujący i nieoczekiwany sposób, obradowanie przy asyście wojska i sprowadzonych tłumów mieszczan być może nie łamało nieokreślonych i płynnych procedur sejmowych, ale z pewnością miało mało wspólnego z pojęciem demokracji czy dobrym obyczajem parlamentarnym.

Konstytucja wprowadzona została siłą, bez większego liczenia się z głosem opozycji. Głos Suchorzewskiego rozpatrywać więc należy w kontekście nie tylko jego osobistych poglądów na temat Ustawy Rządowej, ale przede wszystkim sposobu procedowania nad nią.

Czy więc Konstytucja 3 maja była nielegalna? Czy można powiedzieć, że stała za nią wyłącznie siła zamachu stanu nieliczącego się z demokratycznymi procedurami? Zarzutów takich obawiali się twórcy reformy. Ostatnim aktem walki o zalegalizowanie Konstytucji 3 maja były sejmiki lutowe z 1792 roku. Przytłaczająca ich większość opowiedziała się na nową Ustawą Rządową.

Zgodnie z polskim obyczajem decyzje sejmików miały znaczenie szczególne, posłowie byli wszak przede wszystkim reprezentantami swoich lokalnych społeczności. Referendum lutowe – jak nazwał sejmiki 1792 roku Wojciech Szczygielski – zmyło z Konstytucji znamię zamachu stanu, w atmosferze jakiego z pewnością Ustawę przyjmowano.

Autorem tekstu Konstytucja 3 maja – wola narodu czy zamach stanu? jest dr. Sebastian Adamkiewicz. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0.

Źródło: Histmag.org