„Non possumus”. Kościół mówi komunistom: nie!

„Non possumus”. Kościół mówi komunistom: nie!

Dodano: 

Stanowiło to precedens, bowiem po raz pierwszy komuniści zdecydowali się na aresztowanie biskupa. Niedługo później, w marcu 1950 r., wydana została ustawa o przejęciu przez państwo tzw. dóbr martwej ręki (gruntów należących do Kościoła), co zlikwidowało istniejące dotychczas wyłączenie ziemi kościelnej z postanowień ustawy o reformie rolnej. Na skutek tej decyzji, uderzającej w ekonomiczne podstawy funkcjonowania Kościoła, utracił on ponad 150 tys. hektarów ziemi.

W krytycznej sytuacji, episkopat zdecydował się na podpisanie porozumienia z władzami komunistycznymi. Doszło do tego 14 kwietnia 1950 r. Składało się ono z 19 punktów i nałożyło na Kościół szereg obowiązków, m.in. episkopat miał wezwać duchowieństwo, aby w pracy duszpasterskiej zgodnie z nauką Kościoła nauczało wiernych poszanowania prawa i władzy państwowej, a także przeciwstawiało się (…) nadużywaniu uczuć religijnych w celach antypaństwowych.

Rząd zobowiązał się natomiast do nieograniczania obecnego stanu nauczania religii w szkołach zachowania dotychczas istniejących szkół o charakterze katolickim (w tym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego) oraz umożliwienia funkcjonowania prasy, wydawnictw i stowarzyszeń katolickich.

Zawarcie porozumienia zostało przyjęte w łonie Kościoła z mieszanymi uczuciami. Zaniepokojenie wyrażali urzędnicy kurii rzymskiej, a także wpływowy metropolita Krakowa, kardynał Adam Sapieha; przeważyło, po raz kolejny, zdanie Wyszyńskiego. Nie miał on jednak złudzeń co do intencji komunistów, uznając porozumienie za wybieg taktyczny. Jak notował w swoich zapiskach: trzeba zyskać czas, by wzmocnić siły do obrony Bożych pozycji.

Zwarcie

Krótko po zawarciu porozumienia z 14 kwietnia 1950 r., utworzona została zupełnie nowa instytucja: Urząd ds. Wyznań. Swoimi kompetencjami objął on całokształt stosunków pomiędzy istniejącymi w Polsce kościołami a państwem. To właśnie UdSW stał się głównym narzędziem antykościelnej polityki władz, a jego naczelnym zadaniem stało się ostateczne podporządkowanie Kościoła władzom.

Cela Stefana Wyszyńskiego w Kościele św. Józefa w Prudniku-Lesie

Stopniowo, pętla wokół Kościoła zaciskała się coraz mocniej. Latem 1950 r. wezwano księży do podpisywania się pod proradzieckim i antyamerykańskim „apelem sztokholmskim”, odmowy interpretowano jako podstawę do szykan antykościelnych. W konsekwencji doszło do usunięcia kilkuset księży z funkcji katechetów, zamknięto również szereg domów zakonnych.

Interwencje episkopatu nie przynosiły żadnego rezultatu. Podobnie, niczego nie dały interwencje w sprawie biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, który w początku 1951 r. trafił do więzienia, oskarżony o szpiegostwo na rzecz USA i Watykanu. W tym samym czasie władze zdecydowały się odwołać dotychczasowych administratorów diecezji na Ziemiach Zachodnich i zastąpiły ich wikariuszami kapitulnymi, powołanymi spośród powolnych sobie „księży patriotów”. Było to zachowanie sprzeczne z duchem i literą porozumienia z kwietnia 1950 r., ale episkopat przełknął tę pigułkę i w obawie o jedność Kościoła zaakceptował fakt dokonany.

Polityka komunistów była coraz bardziej bezpardonowa i coraz mniej liczyła się z opiniami świata zewnętrznego. Kwietniowe porozumienie łamane było przede wszystkim poprzez masowe rugowanie religii ze szkół oraz jawne mieszanie się w wewnętrzne sprawy Kościoła. Masowo likwidowano seminaria duchowne, ingerowano także w działalność Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Represje spadły na diecezję śląską, której biskupi zainicjowali petycję w obronie nauki religii w szkołach. Kościół znajdował się w pełnym odwrocie. W takiej chwili, w początku 1953 r. Stefan Wyszyński uzyskał godność kardynalską, lecz było to dla polskiego Kościoła wsparcie jedynie symboliczne.

Pewni siebie komuniści wymierzyli kolejny cios. 9 lutego 1953 r. Rada Państwa wydała Dekret o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych, w myśl którego obsada personalna stanowisk kościelnych oraz związany z nią zakres merytoryczny obowiązków wymagał uprzedniej zgody właściwych organów państwowych. Było to nie tylko rażące naruszenie formalnie wciąż obowiązującego porozumienia. Przede wszystkim oznaczało to trwałą likwidację niezależności organizacyjnej Kościoła. Była to sytuacja tym groźniejsza, że dekret wszedł w życie natychmiast i lokalni przedstawiciele władz zaczęli skwapliwie korzystać z danej im mocy ingerowania w obsadę kościelnych stanowisk.

8 maja 1953 r. nastąpiła odpowiedź episkopatu na jednostronną decyzję władz. W ponad trzydziestostronicowym memoriale biskupi wyliczyli kolejno wszystkie nieprawości jakich dopuścili się komuniści wobec Kościoła w latach 1950-1953, a następnie jednogłośnie odrzucili możliwość uznania dyktatu:

„Wkrótce po ukazaniu się dekretu o obsadzaniu stanowisk kościelnych przedstawiciele Episkopatu uważali za swój obowiązek złożyć w jego przedmiocie formalny protest. Dziś protestuje cały Episkopat Polski. W poczuciu apostolskiego naszego powołania, oświadczamy, w sposób najbardziej stanowczy i uroczysty, że wymienionego dekretu, jako sprzecznego z Konstytucją Rzeczypospolitej Ludowej i naruszającego prawa Boże i kościelne, nie możemy uznać za prawomocny i wiążący. (…) A gdyby zdarzyć się miało, że czynniki zewnętrzne będą nam uniemożliwiały powoływanie na stanowiska duchowne ludzi właściwych i kompetentnych, jesteśmy zdecydowani nie obsadzać ich wcale, niż oddawać religijne rządy dusz w ręce niegodne. Kto by odważył się przyjąć jakiekolwiek stanowisko kościelne skądinąd, wiedzieć powinien, że popada tym samym w ciężką karę kościelnej klątwy. Państwo Podobnie, gdyby postawiono nas wobec alternatywy: albo poddanie jurysdykcji Kościoła, kościelnej jako narzędzia władzy świeckiej, albo osobista ofiara, wahać się nie będziemy. Pójdziemy za głosem apostolskiego naszego powołania i kapłańskiego sumienia, kościoła, idąc z wewnętrznym pokojem i świadomością, że do prześladowania nie daliśmy powodu, że cierpienie staje się naszym udziałem nie, za co innego, lecz tylko za sprawą i w ściśle Chrystusa i Chrystusowego Kościoła. Rzeczy Bożych na ołtarzach Cezara składać nam nie wolno. Non possumus!”

Był to kluczowy moment w polityce ustępstw prowadzonych do tej pory przez Wyszyńskiego i polski episkopat. Non possumus stało się symbolem niezgody duchownych na bezwzględną omnipotencję państwa oraz na rażące łamanie umów przez komunistów.

Kościół katolicki był w owym czasie w Polsce jedyną zorganizowaną siła, która mogła powiedzieć komunistom: nie. I jedyną, która się na to odważyła. Reakcją władz było zaostrzenie represji. Próby nacisków na nic się jednak nie zdały – wysłannikowi władz Bolesławowi Piaseckiemu nie udało się przekonać kardynała Wyszyńskiego do zmiany stanowiska.

Gdy 14 września 1953 r. rozpoczął się w końcu proces biskupa Czesława Kaczmarka, jasne było, że zostaną zasądzone wysokie kary. Biskupa skazano ostatecznie na 12 lat więzienia, pozostałych oskarżonych – na 10 lat. Po raz kolejny ruszyła kampania propagandowa przedstawiająca Kościół jako zdradziecką siłę, żerującą na biedzie klas wyzyskiwanych i współpracującą z wrogami ludowej ojczyzny. W takim politycznym klimacie, 25 września 1953 r. uwięziony został kardynał Stefan Wyszyński. Kościół nie dał się jednak złamać. Nieco ponad trzy lata później Wyszyński powrócił na wolność w glorii i chwale. Ale to już zupełnie inna historia…

Wybrana bibliografia:

  • Antoni Dudek, Państwo i Kościół w Polsce 1945-1970, Wyd. PIT, Kraków 1995;
  • Krystyna Kersten, Narodziny systemu władzy. Polska 1943-1948 SAWW, Poznań 1990;
  • Andrzej Paczkowski, Pół wieku dziejów Polski, PWN, Warszawa 1995;
  • Jan Żaryn, Dzieje Kościoła katolickiego w Polsce 1944-1989, Neriton, Warszawa 2003.

Autorem tekstu „Kościół mówi komunistom: nie!” jest Michał Przeperski. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0.

Czytaj też:
„Hindenburg” w płomieniach. Katastrofa, która położyła kres pasażerskim lotom sterowców

Źródło: Histmag.org