Zanim zapłonął Wołyń... Rzeź humańska, czyli bestialski mord Polaków i Żydów na Ukrainie

Zanim zapłonął Wołyń... Rzeź humańska, czyli bestialski mord Polaków i Żydów na Ukrainie

Zmieniono: 

Ucieczki zdarzały się jednak rzadko. Wszak uciekający z pełnym dobytkiem i rodziną zostałby niechybnie złapany. Jeśli więc uciekali to ludzie młodzi, nie obarczeni obowiązkami wobec rodziny. Ci trafiali na zbuntowane pogranicze gdzie zasilali oddziały opryszków i hajdamaków. Warto przy tym zaznaczyć, że warunki społeczne na Naddnieprzu znacznie różniły się od tych, które panowały na Wołyniu i Rusi Czerwonej. Większość gospodarstw było oczynszowanych, a były i takie, które w ogóle zwalniano z danin. Rewolucyjne nastroje budowała więc nie tyle rzeczywistość gospodarcza panująca na tych terenach, ale napływowa i awanturnicza ludność, która własne doświadczenia z innych części kraju przenosiła na to rozległe terytorium. Zwyczajny bandytyzm podlewany był więc ideologią walki z wyzyskiem i okrucieństwem Lachów.

Nie było to jedyne uzasadnienie zuchwałych działań grup hajdamackich. Coraz częściej rozbójnicy kreowali się na obrońców prawosławia przed ekspansją „polskiego” katolicyzmu i zdradzieckich unitów. Hasła te zbiegały się z działalnością energicznego ihumena monasteru motronińskiego, ojca Melchizedeka Znaczko-Jaworskiego, mianowanego w 1761 roku przez biskupa perejesławko-boryspolskiego Gerwazego Lincewskiego, na namiestnika cerkwi położonych na Prawobrzeżnej Ukrainie. Wraz z objęciem urzędu rozpoczął on szeroko zakrojoną akcję dyzunicką nawołując duchownych i wiernych Kościoła unickiego do powrotu do prawosławia. Działał także na rzecz ochrony praw prawosławnych w Rzeczpospolitej, chętnie korzystając z pomocy carycy Katarzyny II i rosyjskiego ambasadora w Polsce, Nikołaja Repnina. Dzięki Melchizedekowi władze rosyjskie doskonale zorientowane były w problemach wyznaniowych na terenie Rzeczpospolitej. Posłużyło to zakulisowym działaniom dyplomacji rosyjskiej, której udało się rozpętać sprawę dysydencką, która skłóciła katolików z dworem królewskim i pogrzebała ambitne projekty reform jakie energicznie wprowadzane były przez Familię. Działalność ihumena nie pozostała bez reakcji ze strony polskiej. Prześladowany zbiegł z Polski osiedlając się w Perejesławiu, gdzie dalej prowadził dotychczasową politykę na rzecz prawosławia.

Monastyr Motroniński

Sytuacja w Polsce była coraz bardziej napięta. Kwestie obrony praw dysydentów katolicka szlachta potraktowała jako próbę rosyjskiej ingerencji w wewnętrzne sprawy Rzeczpospolitej. Dodatkowo atmosferę podgrzały wydarzenia Sejmu Repninowskiego, a zwłaszcza aresztowanie części senatorów na czele z biskupem krakowskim Kajetanem Sołtykiem. Potraktowano to jako zamach na instytucję sejmu, a tym samym Rzeczpospolitą. 29 lutego 1768 roku w ukraińskim Barze zawiązano więc konfederację, która oparła się na hasłach obrony wiary katolickiej i rozprawy ze zdrajcami ojczyzny. W rzeczywistości kontekst religijny nie był wcale kluczowy. Konfederacja przybrała bowiem formułę powstańczej walki przeciwko wpływom Rosji. Nikt nie spodziewał się, że będzie to iskra, która padnie na ukraińską beczkę prochu.

Konfederacyjna iskra

Wybuch walk na terenie Rzeczpospolitej skomplikował bowiem jeszcze bardziej i tak zagmatwaną już sytuację na Ukrainie. Pierwsze porażki konfederacji sprawiały, że jej działania były coraz bardziej radykalne. Gwarantem utrzymania się oddziałów konfederackich na Ukrainie była przychylność miejscowej ludności. Sprawę utrudniały jednak prokatolickie hasła głoszone przez konfederatów. Nieodpowiedzialnie starano się więc wierność uzyskać siłą śląc odezwy do ludności ukraińskiej namawiające do porzucenia prawosławia. Rozchodziły się również pogłoski o okrucieństwach konfederatów i nawracaniu siłą. Szczególnie bezwzględnie obchodzić miano się z „neoschizmatykami”, którzy opuścili Kościół unicki pod wpływem agitacji ojca Melchizedeka. Trudno jednak ocenić czy opowieści te były jedynie plotkami, czy odpowiadały rzeczywistym działaniom barzan. Tym niemniej Stanisław August Poniatowski pisał w jednym z listów:

Kilku fanatyków zaczęło grozić włościanom naszej Ukrainy wszelkimi nieszczęściami jeśli nie przestaną być grekami-nieunitami i nie staną się grekami-unitami. […] Tego było dość, żeby ich poburzyć, a bunt tych ludzi to nie żarty!

Oddźwięk opowieści o bezwzględnych działaniach konfederatów widoczny jest także w skardze mieszczan kaniowskich, którzy pisali:

Konfederaci po całej Ukrainie czynili różne niepokoje i okrucieństwa, więc takimi nieprzystojnymi uczynkami dali podstawy hajdamactwu

Niezależnie czy był to jedynie legendy, czy prawda, tego typu opowieści budowały na Ukrainie nastrój chaosu i niepewności, a wśród ludności ruskiej coraz większe poczucie zagrożenia.

Tymczasem przez słabo zabezpieczone granice na Prawobrzeżną Ukrainę przedostawały się coraz to nowe zbrojne bandy hajdamaków. Pod koniec marca do motronińskiego monastyru przybyła z Siczy grupa Kozaków z atamanem Jachymem Szelestem na czele. W klasztorze spotkali Maksyma Żeleźniaka, sługę klasztornego, który w młodości prawdopodobnie służył w jeden z grup hajdamackich. Przedstawili mu list z rozkazem atamana koszowego, aby zbrojnie występować przeciwko Polakom i Żydom oraz grabić ich majątki. Kilka dni później Szelest został zabity podczas bójki, a list trafił do rąk Żeleźniaka, który zaczął wyrastać na przywódcę buntów. Po Ukrainie rozesłano listy nawołujące do walki z Polakami. Dołączono do niego sfałszowany manifest carycy Katarzyny II nawołujący do krwawej rozprawy z Lachami i obrony prawosławia. Hajdamacy zaczęli gromadzić się w tradycyjnym miejscu zbiórek w Chołodnym Jarze przy monastyrze motronińskim. Tam wybrano Żeleźniaka na atamana i przywódcę buntu. Rozpoczęło się hajdamackie powstanie, które do historii przejdzie pod nazwą koliszczyzny.

Rzeź jakiej nie widziała Ukraina

Powstańcy ruszyli starą trasą hajdamackich „wycieczek” przez Medwedówkę, Żaboty i Śmiłę. Po zdobyciu Śmiły oddziały rozdzieliły się rozlewając swoje działania na całą Prawobrzeżną Ukrainę. Hajdamacy pozostawiali po sobie krwawe żniwo mordując i gwałcąc. Ofiary wieszano na przydrożnych drzewach. Wisielcami stawały się również okoliczne psy, gdyż jak mówiono „Lach, Żyd i sobaka, wse wira jednaka”. Mordowano przede wszystkim polską szlachtę i tych Rusinów, którzy trwali w wyznaniu unickim. Ofiarami byli również Żydzi jakich wielu zamieszkiwało ukraińskie miasta. Rannych dobijać miano długimi spisami, a od kłucia właśnie pochodzić miała potoczna nazwa buntu „koliszczyzna”. Według bardziej okrutnej wersji genezy pochodzenia tej nazwy, „koliszczyzna” wywodzić się miała od słowa „kolij” oznaczającego rzeźników wyspecjalizowanych w zabijaniu świń.

Do oddziałów z czasem dołączali inni hajdamacy oraz Kozacy pozostający formalnie na służbie u polskich panów. Mordowani ginęli więc często z rąk ludzi, którym ufali i którzy cieszyli się na dworach powszechnym uznaniem. Szansa grabieży i zbicia majątku była jednak silniejsza pchając Kozaków na polskiej służbie w ręce hajdamaków. Szeregi wzmacniane były także przez duże grupy chłopskie, które czy to z zemsty na okrutnych panach, czy to chęci łatwego zysku, przyłączały się do rewolty.