Masowy pogrom Żydów w noc kryształową. Ulice pokryły się szkłem z tłuczonych witryn

Masowy pogrom Żydów w noc kryształową. Ulice pokryły się szkłem z tłuczonych witryn

Dodano: 

Dalej Goebbels pisze:

W Kassel i Dessau duże demonstracje przeciwko Żydom. Podpalone synagogi i zdemolowane sklepy (…) Teraz nadeszła więc pora (…) Przedstawiam Führerowi cała sprawę. On decyduje: pozwolić na dalsze demonstracje. Wycofać policję. Żydzi mają raz wreszcie poczuć, co oznacza gniew narodu. To jest słuszne. Zaraz przekazuję właściwe polecenia policji i partii. Następnie przemawiam w odpowiednim duchu przed kierownictwem partii. Burzliwa owacja. Wszyscy zaraz pędzą do telefonów. Teraz będzie działać naród.

Tak naprawdę wcale nie działał naród. Gniew jaki udało się wywołać w Niemcach za pomocą prasy i radia okazał się zbyt mały, wobec oczekiwań nazistów. Był niewystarczający, aby zrealizować ich antyżydowskie plany. O pierwszych demonstracjach w Niemczech na wieść o zamachu pisały polskie gazety z 9 listopada 1938 roku. Według informacji agencyjnej, publikowanej w „Gazecie Polskiej” i „Warszawskim Dzienniku Narodowym”, wiadomość o śmierci vom Ratha:

wywołała wśród tutejszej ludności niezwykłe wzburzenie, które znalazło ujście w spontanicznych demonstracjach przeciwko Żydom. W wielu sklepach żydowskich powybijano szyby. Tłum demonstrantów wtargnął do synagogi i zniszczył częściowo jej urządzenie.

Tego było jednak mało. Rzeczywisty gniew ludu nie wystarczał. Jego konsekwencje miałyby zbyt niewielką skalę: wybite zostałoby kilka szyb, być może okradziono by jeden lub drugi sklep. Wszystko zmieniła jednak wyraźna dyrektywa Hitlera. To on wskazał, że należy wykorzystać śmierć vom Ratha do wywołania wielkiego, ogólnoniemieckiego pogromu. I tak się stało.

Pogrom

„Noc pogromu w Rzeszy” (niem. Reichspogromnacht) nie była zaplanowaną operacją. Był w niej specyficzny pierwiastek spontaniczności, polegający głównie na tym, że pozostawiono wolną rękę nazistowskim funkcjonariuszom różnych szczebli. Mieli oni wywołać gniew ludu w taki sposób, aby był on jak najbardziej bezwzględny, niszczycielski i nie pozostawiał wątpliwości, że Niemcy pałają do Żydów nienawiścią i pogardą. Liczyły się konkretne efekty. Spalone budynki, pobici i zamordowani. Goebbels w dzienniku zapisuje sytuację z Monachium, około północy z 9 na 10 listopada 1938:

Chcę jechać do hotelu, kiedy spostrzegam na niebie krwawą łunę. Płonie synagoga. Zaraz do [siedziby] okręgu. Tu jeszcze niczego nie wiedzą. Pozwalamy na gaszenie o tyle tylko, o ile jest to konieczne dla [bezpieczeństwa] stojących obok budynków. Poza tym pozwolić, aby się wypaliło.

Przez całe Niemcy przetoczyła się bezprecedensowa fala brutalnych napaści na Żydów, żydowskie sklepy i miejsca kultu. W całym kraju zapłonęły synagogi, a ulice pokryły się odłamkami szkła z potłuczonych sklepowych witryn. Dlatego też noc ta przeszła do historii jako „noc kryształowa”.

Tej nocy komunikacja wśród najwyższych dygnitarzy Rzeszy nie funkcjonowała jednak najlepiej. Kierownik policji bezpieczeństwa (niem. Sicherheitspolizei - Sipo), Reinhardt Heydrich dowiedział się o gwałtownych zamieszkach dopiero wtedy, gdy w oknach jego hotelowego hotelu odbiła się łuna płonącej nieopodal synagogi. Zresztą to nie podległe mu Sipo, ani oddziały SS odegrały największą rolę podczas „nocy kryształowej”. Swoje chwile swoiście pojmowanej chwały przeżywała znowu milicja partyjna NSDAP – SA (niem. Sturmabteilung) oraz zdyscyplinowane organizacje partyjne. Policja miała tej nocy inne zadania. Heydrich wydał jej rozkaz objęcia ochroną żydowskiego mienia. Tak, to nie pomyłka. Chodziło o to, aby chronić żydowskie mienie, a nie życie, ponieważ wszelkie przedmioty materialne miały dla nazistowskiego reżimu większą wartość. Pogromom nie należało w żaden sposób przeszkadzać. Dla niepoznaki nie używano zresztą słowa pogrom, zastępując je określeniem „demonstracje przeciwko Żydom”.

Polskie gazety z 11 listopada 1938 r. pełne są dramatycznych doniesień. Według „Gazety Polskiej” koła antysemickie oburzone zamachem na radcę legacyjnego von Ratha podłożyły ogień pod berlińską synagogę na Prinz Regenstrasse. Tłumy zdemolowały szereg sklepów i synagogi w Poczdamie, Cottbus, i Eberswalde, a w Hamburgu sklepy żydowskie położone w centrum miasta zostały zdemolowane przez tłum. Interweniująca straż pożarna starała się jedynie nie dopuścić do przerzucenia się ognia na okoliczne budynki.

„Warszawski Dziennik Narodowy” donosił, że w Berlinie w czwartek 10 listopada 1938 roku wieczorem prawie żaden z licznych sklepów żydowskich w Berlinie nie pozostał w całości. Wszystkie szyby wystawowe zostały wybite (…) Dwie wielkie synagogi położone w zachodnich dzielnicach Berlina zostały kompletnie spalone.

W Wiedniu skonfiskowano znaczną ilość broni oraz dewiz, a w Berlinie wprowadzono zarządzenia o odebraniu prawa do posiadania broni przez Żydów. Socjalistyczny „Robotnik” informował czytelników o sytuacji 11 listopada 1938: „Od rana panuje w całym mieście spokój. Jedynym znakiem wypadków są zabite deskami sklepy żydowskie”.