Staropolska Wielkanoc w szlacheckim dworze. Księża święcili nie koszyczki, a całe stoły potraw

Staropolska Wielkanoc w szlacheckim dworze. Księża święcili nie koszyczki, a całe stoły potraw

Dodano: 

Toteż w Wielką Sobotę wykładano na stół wszystkie przygotowane na święta potrawy, by czekały na przybycie księdza, mającego je poświęcić. Rodzaj i liczba potraw była różna i zależała od zasobności domu. Na stole królował baranek – z ciasta lub masła – za którym, stawiano krzyż z rzeżuchy, dzieło dworskiego ogrodnika. Wokół piętrzyły się wypieki, wśród których prym wiodły baby, niektóre nawet półmetrowe (nazywane łokciowymi).

Wśród zimnego mięsiwa przystrojonego barwinkiem i bukszpanem, nie brakowało drobiu, pieczeni, w tym z dziczyzny. Z przodu kładziono pęta kiełbas, szynki, chleb, chrzan, ocet i sól. Oczywiście były również pisanki, zdobione na różne sposoby. Najpiękniejsze z nich przeznaczano na prezenty tak dla bliskich jak i dla folwarcznych robotników.

Kapłan sam odwiedzał dwory szlacheckie

Tego wszystkiego nie sposób było zanieść do święcenia. Dlatego też powszechnym zwyczajem było, że dwory szlacheckie kapłan odwiedzał osobiście i święcił wszystkie pokarmy przygotowane na stole. Na święcenie pokarmów zbierali się również mieszkańcy folwarku, znosząc przed dom kobiałki wypełnione jedzeniem.

Do ustawionego przed gankiem dużego, drewnianego cebra ksiądz wsypywał szczyptę soli, a poświęciwszy wodę kropił nią zgromadzonych i przyniesione przez nich pokarmy. Wody tej chłopi nabierali do butelek, aby za­nieść ją do swoich domostw.

Procesja rezurekcyjna i uroczyste śniadanie

Powoli nadchodziła pora rezurekcji. W czasach staropolskich rezurekcje w miastach odbywały się już w Wielką Sobotę wieczorem lub o północy, na wsiach zaś – w Wielką Niedzielę o świcie. Dopiero w XX w. ustaliła się tradycja odprawiania rezurekcji o świcie w Wielkanoc.

Po procesji rezurekcyjnej wszyscy prędko ruszali do domu, niecierpliwie wyczekując świątecznej biesiady. W niektórych regionach Polski odbywały się jedyne w swoim rodzaju wyścigi furmanek i zaprzęgów wracających do domu możliwie najszybciej.

Stół zastawiony w sobotę był gotowy do wystawnego śniadania, które rozpoczynano od dzielenia się jajkiem. Staropolski zwyczaj nakazywał dzielić się jajkiem ze wszystkimi, toteż nie pomijano również służby. W południowych regionach Polski obowiązkowo spożywano jeszcze laskę surowego chrzanu, co miało przez cały rok chronić przed bólem brzucha, zębów, kaszlem i katarem oraz stanowić dodatkowe wyrzeczenie przed czekającą wszystkich ucztą.

Wielogodzinne ucztowanie

Wielkanoc staropolska była świętem rodzinnym. Spędzano ją w domach na wielogodzinnych ucztach, którym towarzyszyły inne rozrywki. Dorośli grali w karty, udawali się na przechadzki, tańczyli przy muzyce, dzieci bawiły się w palanta, ślepą babkę czy serso. Popularną wielkanocną zabawą była gra w walatkę czy też wybitkę. Gra polegała na stukaniu się pisankami – wygrywał ten, którego jajko zachowywało nietkniętą mimo uderzenia skorupkę. Inna wersja tej gry zakładała toczenie jajka po stole lub pochyłej desce.

W Wielkanocny Poniedziałek również we dworach lały się strumienie wody. Zanim w ruch poszły dzbany i wiadra, przezornie usuwano z pokojów co cenniejsze meble, wkładano odzież pośledniejszego gatunku. Do zabawy wprowadzano pewne ograniczenia: nie wolno było chlustać wodą na wywoskowane i froterowane drewniane podłogi.

Ochroną objęci byli także przedstawiciele starszego pokolenia, których co najwyżej można było skropić wodą kolońską. Śmigusowo-dyngusowe dokazywanie należało zakończyć w odpowiedniej porze – zazwyczaj już koło południa podłogi we dworach były wytarte do sucha. Drugi dzień świąt mijał na lubianym przez szlachtę składaniu sąsiedzkich wizyt i przyjmowaniu gości.

Tekst Wielkanoc w szlacheckim dworze został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0.