Rocznica urodzin jednego z największych polskich malarzy. „Ani jednego dnia bez pracy twórczej”

Rocznica urodzin jednego z największych polskich malarzy. „Ani jednego dnia bez pracy twórczej”

Dodano: 
Jan Matejko, autoportret
Jan Matejko, autoportret Źródło: Wikimedia Commons / domena publiczna
24 czerwca 1838 roku urodził się Jan Matejko. Oglądając jego obrazy zazwyczaj koncentrujemy się na ich przesłaniu historycznym. Warto jednak zastanowić się nad tym, jak powstawały te ogromnych formatów płótna. W jakich okoliczności i atmosferze artysta urzeczywistniał za pomocą pędzla i farb swoją wizję przeszłości?

„To krwawa łuna, to pożar […] wołają jeden przez drugiego rozochoceni recenzenci rozmaitych piśmideł; to płat czerwony dla torreadorów hiszpańskich” – tak na temat „Hołdu Pruskiego” rozpisywała się francuska prasa po wystawie paryskiej w 1884 roku. Bardziej dosadnych słów użył jeden z czołowych francuskich krytyków sztuki Albert Wolf, który na łamach „Figaro” bez ogródek nazwał obraz polskiego artysty „starą, przez mole objedzoną makatą”. Wydawało się, że malarstwo historyczne Matejki nie przetrwało próby czasu. Zdecydowanie odbiegało już od panujących wówczas trendów i nowego wyobrażenia o sztuce. Francuzi rozmiłowani w impresjonizmie ze zdziwieniem oglądali „Hołd Pruski”, który zdawał im się osobliwym reliktem przeszłości. Oto jeden z nieodłącznych elementów pracy malarza i każdego artysty: krytyka.

Kontrowersje wokół dzieł Matejki

Ogromnych rozmiarów płótna budziły wielkie emocje i nieraz sprzeczne opinie. Ten sam obraz przewieziony na wystawę do Berlina zupełnie niespodziewanie wzbudził tam zachwyt. Nawet do tego stopnia, że komitet wystawy chciał przyznać Matejce złoty medal. Ze względu na symbolikę „Hołdu Pruskiego” odmówił mu go jednak cesarz Wilhelm. Jan Matejko wbrew zmiennym opiniom po prostu robił swoje. Doznawał goryczy lekceważących spojrzeń, ale i chwil triumfu. Dzisiaj jego dzieła uznawane są za element narodowej tożsamości, ale w czasach kiedy powstawały, niektóre z jego prac mogły uchodzić wręcz za kontrowersyjne.

„Rejtan – Upadek Polski” namalowany w 1867 roku nie przypadł do gustu polskiej arystokracji, która poczuła się dotknięta obarczeniem jej odpowiedzialnością za doprowadzenie do odebrania Polsce wolności. Mieszkający w Paryżu Ksawery Branicki, którego dziadek był przedstawiony na obrazie, otrzymał nawet z Polski list z prośbą o wykupienie i zniszczenie dzieła Matejki. Mało który artysta zasługuje na podziw w oczach jemu współczesnych. Póki żyje i tworzy, jego dzieła jak i talent są nieustannie poddawane w wątpliwość. Tak też było w przypadku Jana Matejki. Najdotkliwiej odczuwał to artysta w swoim rodzinnym mieście.

Kiedy w 1889 roku postanowiono odnowić wnętrze kościoła Mariackiego na rynku krakowskim, tak bliskiego sercu Matejki, komitet kościelny bardzo długo ociągał się z powierzeniem malarzowi prac nad restauracją prezbiterium. Powątpiewano, czy poradzi sobie z tym zadaniem. Czy jego projekty nie są zbyt kosztowne, czy nie oszpecą wnętrza zabytkowego kościoła? Zastanawiano się nad sprowadzeniem z zagranicy kogoś, kto być może bardziej znał się na rzeczy. Matejko jednak ze swoim stanowczym uporem, prześladując wręcz komitet z coraz to nowymi pomysłami, w końcu postawił na swoim.

Prace trwały dwa lata, Matejko najpierw na dużych kartonach akwarelami malował wzory polichromii, następnie jego uczniowie odwzorowywali je na ścianach kościoła – wśród nich Stanisław Wyspiański i Józef Mehoffer. Mistrz co jakiś czas przechodził po rusztowaniu i sprawdzał efekty, sam także malował. 15 sierpnia 1891 roku, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, odbyło się odsłonięcie prezbiterium. Wśród zebranych we wnętrzu kościoła osób panowały mieszane odczucia. Kazimierz Bartoszewicz, publicysta i kolekcjoner sztuki napisał:

W taki sposób mógłby odmalować swój pałac dorobkiewicz pozbawiony smaku, dla którego wszystko, co czerwone i złote, jest równie pięknym […] Architektura straciła swój charakter, powaga gotyku opuściła świątynie, a nawet kościół wydaje się jakby mniejszym[…] Cała nadzieja w tym, że za jakie lat sto znów odnowi się kościół Mariacki i że wówczas może zabraknie wielkiego malarza historycznego.

Matejko, chociaż mocno przeżył nieprzychylne i krzywdzące recenzje, nie zniechęcał się. Myślał już o wykonaniu polichromii w katedrze królewskiej na Wawelu z jeszcze większym przepychem. Zamiar ten niestety nie został zrealizowany. Pokazanie „światu” ukończonego dzieła jest jedynie efektem finalnym pracy malarza, żeby jednak zrozumieć proces tworzenia, należy cofnąć się do momentu w którym rodzi się pomysł.

Źródło natchnienia Jana Matejki

Stanisław Tarnowski, znajomy Matejki, w broszurze wydanej pięć lat po śmierci artysty, trafnie wskazał źródło inspiracji mistrza. Przywołuje on wspomnienie Jana Matejki, który przechadzając się po rynku krakowskim, oddany lekturze starych kronik i książek z biblioteki, rozmyśla o minionych wydarzeniach i widzi przed sobą „jak żywe” postacie z odległych czasów: „Z rynkiem przed oczyma, ze scenami historyi przed oczyma duszy” Świat wyobraźni pozwalał na oderwanie się od codziennych zmartwień, ale dawał przede wszystkim siłę napędzającą do działania i tworzenia.

Z dziennika prowadzonego przez Mariana Gorzkowskiego, który wpatrzony w osobę mistrza starał się zanotować najmniejszy szczegół z jego życia, można odtworzyć przebieg poszczególnych etapów pracy Jana Matejki. Rozpoczynał od gruntownego poznania tematu w takim stopniu, aby sam czuł się świadkiem owego wydarzenia z przeszłości. Z pomysłu, mglistego wyobrażenia wyłaniały się bardziej konkretne kształty i postacie. Jeszcze bez wyraźnych rysów twarzy, ale już wprawione w ruch, dostosowany do charakteru każdej z nich, a nawet do ciężkości czy lekkości noszonych strojów. Pierwsze szkice przypominały kłębowisko niedbale pociągniętych ołówkiem kresek. Kolejne stawały się bardziej wyraźne, a w końcu nabierały kolorów.

Do obrazów wielkich rozmiarów artysta tworzył szczegółowe stadia wybranych fragmentów. Na przykład do bitwy pod Grunwaldem najpierw na osobnym płótnie farbą olejną malował pierwowzory koni, które potem miał przenieść na większy format. Zatem do jednego obrazu powstawał cały szereg mniejszych prac.

Oprócz szkiców przeznaczonych do konkretnego przedstawienia, Matejko przerysowywał również stare ryciny, na jakie natrafiał w książkach ale także wszelkie zabytki i pomniki przeszłości. Z tych rysunków powstało swego rodzaju archiwum rekwizytów, nazwane przez samego artystę „Skarbczykiem”, z którego mógł czerpać wzory i nadawać swoim obrazom „ducha epoki”. Podczas przygotowywania kolejnych szkiców Matejko ciągle myślał o historycznych uwarunkowaniach wybranej przez siebie sceny.

W jednym z listów do żony skarżył się na trudności związane ze „studiowaniem bliższych czasów” przy pracy nad „Rejtanem”:

bo tak wszystko pomięszane bez ładu żadnego, taki brak wszelkiego głębszego wypowiedzenia i zdecydowania, że nieraz mi się w głowię mięsza; a trzeba wszystkiego dochodzić [pisownia oryginalna].

Warto na tym etapie naszego przyglądania się pracy mistrza zaznaczyć, że jego obrazy nie były dosłowną ilustracją konkretnego momentu z historii. Dążył do tego, aby w jednej „stop-klatce” uchwycić cały moment dziejowy. Stąd też na obrazach pojawiają się osoby, które w danym czasie nie mogły tam się znaleźć, ale zdaniem malarza ich działania i czyny miały wpływ na to właśnie wydarzenie. Przejdźmy jednak do kolejnego etapu malarskich zmagań.

W pracowni mistrza Jana Matejki

Marian Gorzkowski z kronikarską skrupulatnością zapisywał na bieżąco w swoim kajecie prawie każdy dzień z życia Jana Matejki. Zazwyczaj rano, około godziny dziewiątej artysta wychodził ze swojego domu na ulicy Floriańskiej i szedł do pracowni. Po drodze mijali go nędzarze, proszący o jałmużnę, której artysta nigdy nie odmawiał. W pracowni spędzał prawie cały dzień, zwłaszcza pod koniec życia, kiedy coraz bardziej odcinał się od ludzi i wybierał pracę w samotności.