Rosjanie kradli technologię, a jak się nie dało, kradli człowieka. Historia Piotra Kapicy
Piotr Kapica z żoną Anną i dziećmi w sierpniu 1934 r. przyjechał z Wielkiej Brytanii do ZSRR na wypoczynek. Tak jak poprzednio zamierzał spędzić czas z matką, Polką z pochodzenia (o której przyjdzie nam jeszcze wspomnieć,) a także spotkać się z przyjaciółmi i wziąć udział w jubileuszowej konferencji, organizowanej z okazji stulecia urodzin Mendelejewa. I gdy po miesiącu w ojczyźnie zbierał się do Cambridge, sprawy przybrały nieoczekiwany obrót.
Wieczorem 21 września Stalin, wypoczywający wtedy na Krymie, dwukrotnie zadepeszował do Moskwy. O godz. 17.45 w telegramie sugerował, że nie należy Kapicy wypuszczać.
Noc sprzyjała radykalizacji i o 22:55 w „Szyfrowce Nr. 67” adresowanej do Kaganowicza i Kujbyszewa, nie pozostawiał już cienia wątpliwości: Kapicy nie aresztować formalnie, ale koniecznie zatrzymać w ZSRR i nie puszczać do Anglii na mocy wiadomego prawa o uciekinierach. Będzie to coś w rodzaju aresztu domowego. Potem się zobaczy.
Po tych instrukcjach, odwołujących się do paragrafu, na mocy którego zdrajcom kraju groziła kara śmierci, wiza została anulowana, a w ślad za Kapicą ruszyli dwaj enkawudziści, którzy – jak pisał sam naukowiec – „co jakiś czas zabawiali się, szarpiąc [go] za płaszcz”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.