100 lat temu Piłsudski przekazał władzę Narutowiczowi. Od wyboru prezydenta trwały gwałtowne protesty
Pod koniec listopada 1922 r. dla obserwatorów sceny politycznej było jasne, że zdecydowanym faworytem zbliżających się wyborów na prezydenta II RP przeprowadzanych przez Zgromadzenie Narodowe będzie dotychczasowy Naczelnik Państwa Józef Piłsudski. Wydawało się, że sprzeciw stronnictw prawicowych wobec tej kandydatury będzie bardzo zdecydowany, ale ostatecznie endecy zaakceptują Piłsudskiego jako prezydenta o ograniczonych uprawnieniach.
Józef Piłsudski nie chce prezydentury
4 grudnia Piłsudski spotkał się z przedstawicielami lewicy i stronnictw ludowych. Jak wspominał Stanisław Wojciechowski, Piłsudski długo rozwodził się o niewielkich uprawnieniach urzędu głowy państwa i ostatecznie oświadczył, że nie będzie kandydował. „Radził wybrać człowieka, który by miał lekką rękę, potrzebną dla wprowadzenia kompromisu, i unikać kandydatur o wybitnie partyjnym zabarwieniu” – zapisał Wojciechowski.
Już od września 1922 r. Piłsudski dawał do zrozumienia, że nie zamierza być zakładnikiem posłów i senatorów. W jednym z wywiadów mówił, że mijający rok był dla niego niezwykle trudny, i podkreślał swoje obrzydzenie wobec życia politycznego w Polsce. „Jestem ciągle zwierzyną w klatce, do której każdy śmierdziuch strzelać może” – mówił. W tych słowach widoczna jest późniejsza ostra krytyka parlamentaryzmu, która nasili się po szoku, którym dla Piłsudskiego było zamordowanie Narutowicza.
Skonfundowana decyzją Piłsudskiego lewica nie miała po swojej stronie wyraźnego faworyta. Przewagę mogli w tej sytuacji zyskać liderzy mniejszych stronnictw pragnący zdobyć popularność poprzez wysunięcie własnego kandydata. Wśród nich był Stanisław Thugutt z PSL-Wyzwolenie, który niespodziewanie wysunął kandydaturę ministra spraw zagranicznych Gabriela Narutowicza.
Wybitny inżynier, budowniczy hydroelektrowni podczas I wojny światowej działał w Szwajcarskim Komitecie Generalnym Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. Jesienią 1919 r. wrócił do Polski, gdzie włączył się w odbudowę kraju. W roku 1920 został ministrem robót publicznych i funkcję tę sprawował w rządach Władysława Grabskiego, Wincentego Witosa oraz pierwszym i drugim gabinecie Antoniego Ponikowskiego. 28 czerwca 1922 r. został ministrem spraw zagranicznych w istniejącym 10 dni rządzie Artura Śliwińskiego i pełnił ją również w radzie ministrów Juliana Ignacego Nowaka.
Thugutt wspominał, że do zgłoszenia jego kandydatury zainspirowały go rozmowy z ministrem spraw zagranicznych. „Od pierwszego niemal wejrzenia zrobił na mnie wrażenie człowieka o bardzo głębokiej i bardzo subtelnej kulturze umysłu i charakteru” – pisał. Uważał, że te cechy mogłyby posłużyć do równoważenia gry między stronnictwami politycznymi. Dostrzegał jednak, że Narutowicz ma bardzo niewielkie doświadczenie polityczne i niewielkie szanse na zwycięstwo.
Narutowicz nie zyskał także poparcia Piłsudskiego, który w rozmowie z szefem MSZ stwierdził, że najlepszym kandydatem będzie Stanisław Wojciechowski. Trudno dokładnie zrekonstruować przebieg wydarzeń z 7 i 8 grudnia, które doprowadziły do ostatecznej decyzji Narutowicza o kandydowaniu. Wiadomo, że 7 grudnia w rozmowie z Thuguttem zrezygnował ze startu. Następnego dnia ostatecznie wyraził zgodę.
Zdaniem biografa Narutowicza prof. Marka Białokura został przekonany możliwością zyskania poparcia całego centrum i lewicy. Thugutt poprzez emisariusza negocjował z Narutowiczem jeszcze rano 9 grudnia, gdy w gmachu Sejmu trwały przygotowania do wyborów.
Gabriel Narutowicz pierwszym prezydentem Polski
Posiedzenie Zgromadzenia Narodowego rozpoczęło się w południe 9 grudnia. Do wyborów zgłoszono pięciu kandydatów. Mniejszości narodowe zgłosiły kandydaturę Jana Baudouina de Courtenaya, socjaliści Ignacego Daszyńskiego, ludowcy z „Piasta” Stanisława Wojciechowskiego, ludowcy z „Wyzwolenia” Gabriela Narutowicza, a narodowa demokracja i inne frakcje prawicowe Maurycego Zamoyskiego.
Ten ostatni kandydat miał duże szanse na zwycięstwo, ale jego plany mogły pokrzyżować głosy mniejszości narodowych oraz większości ludowców, którym trudno byłoby zagłosować na największego posiadacza ziemskiego w Rzeczypospolitej. W sytuacji wyboru spośród dwóch kandydatów mogli przerzucić swoje głosy na każdego kandydata, byleby zablokować zwycięstwo Zamoyskiego. Paradoksalnie stawiał na niego Wincenty Witos, który w jego zwycięstwie widział możliwość scementowania porozumienia z endecją. Nie znajdował jednak poparcia w swoim klubie parlamentarnym.