Tragiczny koniec amanta z Dzikich pól. Przedwczesna śmierć przerwała obiecującą karierę aktora

Tragiczny koniec amanta z Dzikich pól. Przedwczesna śmierć przerwała obiecującą karierę aktora

Dodano: 
Zbigniew Staniewicz jako Zbig w jednej ze scen filmu „Dzikie pola”
Zbigniew Staniewicz jako Zbig w jednej ze scen filmu „Dzikie pola” Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe / Koncern IKC - Archiwum Ilustracji, sygn. 1-K-12275-18
Przedwojenny aktor Zbigniew Staniewicz był jednym z najprzystojniejszych amantów filmowych II Rzeczypospolitej. Obsadzano go przede wszystkim w filmach, których akcja toczyła się w malowniczych plenerach. Jego obiecującą karierę przerwała jednak przedwczesna śmierć. Zdjęcie jego zaniedbanego grobu pod koniec 2019 roku wstrząsnęło fanów przedwojennego kina.

Znakomite warunki fizyczne i przyjemny dla ucha głos, a do tego życzliwy stosunek do ludzi i miła powierzchowność – te cechy predestynowały Zbigniewa Staniewicza do roli pierwszorzędnego filmowego amanta. Aktor zagrał między innymi w filmach Dzikie pola, Przybłęda i Zamarłe echo oraz w operetce Kobieta, która wie, czego chce. Znakomicie sprawdzał się w filmach, których akcja rozgrywała się wśród stepów i pól, odpowiadały bowiem jego dzikiej naturze. Staniewicz nie znosił wielkomiejskiej atmosfery, a jego największym marzeniem było zamieszkać w lesie w Brazylii i wieść życie osadnika. Nagła i tragiczna śmierć uniemożliwiła mu zrealizowanie życiowych planów.

Zbigniew Staniewicz: Niedoszły żołnierz i… ksiądz

Zbigniew Staniewicz urodził się 16 września 1906 roku w Petersburgu jako jedno z trojga dzieci urzędnika Zygmunta Staniewicza i Marii z Sachsów. Pochodził ze znanego rodu szlacheckiego herbu Gozdawa, którego korzenie sięgały XVIII wieku. Dziadkiem aktora był oficer rosyjski, publicysta i statystyk Jan Onufry Staniewicz, współpracujący z dziennikiem „Vest” i zaprzyjaźniony między innymi z rodziną książąt Zubowów. Stryjami Zbigniewa byli zaś ceniony elektrotechnik profesor Leon Jan Staniewicz i zasłużony matematyk profesor Wiktor Emeryk Staniewicz.

Pierwsze lata życia Zbigniew Staniewicz spędził w Petersburgu, jednak spokojne życie Staniewiczów w Rosji przerwał wybuch rewolucji bolszewickiej. W 1920 roku Zygmunt i Maria Staniewiczowie, podobnie jak wiele polskich rodzin, przybyli z dziećmi do Warszawy. Kilka lat po przyjeździe do Polski ojciec Zbyszka stał się bohaterem sprawy kryminalno-obyczajowej. 21 czerwca 1926 roku Zygmunt Staniewicz, będący administratorem należącego do skarbu państwa pasażu Simonsa, stanął przed sądem okręgowym jako oskarżony o przywłaszczenie 77 790 złotych pieniędzy skarbowych. Zrozpaczony Staniewicz tłumaczył przed sądem, że do przestępstwa „doprowadziła go kobieta, którą w tak późnym wieku spotkał na drodze swego życia”. Sąd skazał go na półtora roku domu poprawy i zasądził kwotę 77 790 złotych na rzecz skarbu państwa. Dowiedziawszy się o zdradzie i wynikłym z jej powodu skandalu, Maria Staniewiczowa odeszła od męża.

Tymczasem po przybyciu rodziny Staniewiczów do Warszawy Zbyszek wstąpił do Korpusu Kadetów i planował związać swoją przyszłość z wojskowością. Po kilku latach odkrył w sobie jednak zupełnie inne powołanie – zaczął studiować teologię i wstąpił do seminarium. Na drodze do zostania księdzem stanęła jednak miłość. W 1928 roku Zbigniew ożenił się z młodszą o cztery lata Melanią Paluchowską (według innych źródeł: Teodorowicz). Mniej więcej w tym samym czasie zatrudnił się jako urzędnik w Polskich Kolejach Państwowych, lecz nie była to praca w pełni spełniająca jego oczekiwania.

Nowy amant filmowy

W marcu 1929 roku „Wieczór Warszawski” we współpracy z wytwórnią Forbert-Film zorganizował konkurs na głównego bohatera filmu Józefa Lejtesa Z dnia na dzień, do którego zgłosiło się aż 567 mężczyzn z całej Polski. Staniewicz zdecydował się wziąć w nim udział z nadzieją, że kariera filmowa poprawi jego sytuację finansową. Dzięki znakomitym warunkom fizycznym udało mu się trafić do finałowej ósemki, która zaprezentowała się przed reżyserem Lejtesem w siedzibie wytwórni Danny Kaden Studio na Wolskiej 42. 30 marca 1929 roku pisano na łamach „Wieczora Warszawskiego”, że „Staniewicz chwyta za serce słowiańską, szlachetną urodą i rasą”. Oto jak opisywano popisy Zbigniewa przed obiektywem Seweryna Steinwurzela:

Smuga światła rzeźbi jak z marmuru jego cudny profil. Chwila – i zwraca się ku nam całą twarzą. Teraz znów – tak każe rola, zadana przez reżysera Lejtesa – twarz Staniewicza rozjaśnia się uśmiechem. Błyszczą białe zęby, śmieją się oczy. – Ma pieprzyk! – mówi ktoś z obserwatorów. To prawda. Ma pieprzyk. Ten jego uśmiech oczaruje każdą kobietę. Ale nie tylko uśmiech. Staniewicz rusza się również doskonale i swobodnie – pomimo zrozumiałej tremy.

Ostatecznie konkurs na nową gwiazdę filmową wygrał Adam Brodzisz, który w kolejnych latach stał się jednym z czołowych polskich amantów. Zbigniew Staniewicz zajął drugie miejsce, lecz i jemu udało się zaistnieć na wielkim ekranie. 2 października 1929 roku miał swoją premierę film Henryka Szary Mocny człowiek, w którym Zbyszek zagrał epizodyczną rolę. Prawdziwą karierę aktorską zaczął dopiero rok później, kiedy trafił na plan filmu Ostatnia eskapada w reżyserii Wacława Serafinowicza. Młody aktor wcielał się w główną rolę wachmistrza Stanisława. Część zdjęć plenerowych kręcono w Czarnogórze i na Saharze, więc praca na planie nie należała do najłatwiejszych.

„Pracowaliśmy w niesłychanie ciężkich warunkach zarówno terenowych, jak i klimatycznych. W Czarnogórzu robiliśmy zdjęcia w najdzikszych kotlinach, pięliśmy się po stromych ścianach, nieraz tak gładkich, że prawie żadnego nie dawały oparcia dla rąk i nóg i to wszystko wśród szalonego upału. Niemałą plagę stanowiły żmije, z którymi prowadziliśmy zaciętą walkę…”

– opowiadali w listopadzie 1930 roku na łamach „Kina” aktorzy Ostatniej eskapady. Film, chociaż został nakręcony w latach 1930–1931, miał swoją premierę dopiero 14 marca 1933 roku.

Zbigniew Staniewicz - amant inny niż wszyscy

W 1931 roku Zbigniew Staniewicz trafił na plan Dzikich pól Józefa Lejtesa, który zresztą już po konkursie „Wieczoru Warszawskiego” obiecał mu, że obsadzi go w swoim kolejnym filmie.

„Gram porucznika, Polaka, który wraz z dziesięciu towarzyszami niedoli ucieka z sowieckiego obozu koncentracyjnego. Zatrzymujemy się w małym dworku, który się zwie „Miłojec”. Tu w nasze życie wchodzi kobieta – piękna Basia…”

– opowiadał o roli Zbiga w Dzikich polach w rozmowie z dziennikarzem „Kina” w marcu 1932 roku. W postać jego ukochanej Basi wcieliła się debiutująca aktorka Danuta Arciszewska. Dzikie pola były kolejnym filmem Staniewicza rozgrywającym się w malowniczych plenerach, zdjęcia kręcono bowiem na Polesiu.

„Co prawda deszcz leje jak z cebra i powinien właściwie budzić odruchy pesymizmu, ale barometr idzie w górę i zespół zachowuje pogodę ducha. Urządziło się bowiem bractwo tak dowcipne i tyle wniosło humoru z miejsca do codziennego życia, że humor ten można by chyba porównać tylko z życiem legionowym”.

– pisał dla „Kina” jeden z grających w filmie aktorów, być może nawet sam Staniewicz (relację podpisano M., lecz opatrzono jego fotografią).

Dzina Oleńska jako Hanka i Zbigniew Staniewicz jako Zbigniew podczas wspinaczki w jednej ze scen filmu „Zamarłe echo”, zespół: Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny - Archiwum Ilustracji, sygn. 1-K-12381-3

Film Dzikie pola pojawił się w kinach 18 marca 1932 roku, lecz nie spotkał się z dobrymi opiniami ze strony recenzentów, przede wszystkim ze względu na „nieudolny montaż i kompromitującą ścieżkę dźwiękową”, utrudniającą zrozumienie wypowiadanych przez aktorów kwestii. Sam Staniewicz był jednak bardzo zadowolony z pracy na planie.

„Mogę oświadczyć dziś po kilku miesiącach pracy na Polesiu i w atelier, że miałem do czynienia z wybitnym reżyserem. Rola ta przylega w zupełności do mojego charakteru. Z prawdziwym zadowoleniem wczuwałem się w swoją postać”.

– opowiadał na łamach „Kina” w styczniu 1932 roku. W wywiadzie opowiedział również o kulisach swojej pracy:

Nie wyobrażałem sobie, że praca aktora filmowego może być tak przyjemna i pełna uroku. Pomimo złych warunków atmosferycznych (więcej deszczu niż słońca) wszyscy czuliśmy się świetnie. Wraz z kilku kolegami mieszkałem w kurnej chacie, zwanej przez nas „Splendid Palace”. Najważniejszym sprzętem był olbrzymi piec, który służył jednocześnie za lokum Morfeusza. Codzienna pobudka budziła nas na ranne zajęcia, na które jechaliśmy łodziami. To było życie! Z dala od gwaru i hałasu, kabaretów i dancingów, spokojne i ciche!