Masakra w kopalni „Wujek”. Atak ZOMO rozpoczął się od staranowania muru przez czołgi

Masakra w kopalni „Wujek”. Atak ZOMO rozpoczął się od staranowania muru przez czołgi

Dodano: 
Kopalnia „Wujek” w Katowicach
Kopalnia „Wujek” w Katowicach Źródło:Wikimedia Commons / CC BY-SA 4.0 / Andrzej Otrębski
16 grudnia 1981 roku, trzy dni po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego miała miejsce krwawa pacyfikacja kopalni „Wujek”. Górnicy, protestujący przeciwko władzy, zostali ostrzelani przez ZOMO z ostrej amunicji. Dziewięciu z nich zginęło, a 24 innych zostało rannych.

W niedzielę 13 grudnia 1981 roku I sekretarz KC PZPR gen. Wojciech Jaruzelski oficjalnie ogłosił powołanie WRON i wprowadzenie na terenie całego kraju stanu wojennego. Jeszcze przed północą z 12 na 13 grudnia władze zaczęły internowanie działaczy „Solidarności”. Wśród aresztowanych był także Jan Ludwiczak, przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Kopalni Węgla Kamiennego „Wujek” w Katowicach.

Kopalnia „Wujek” przeciw wprowadzeniu stanu wojennego

Poniedziałek 14 grudnia był pierwszym dniem roboczym stanu wojennego. W zakładach pracy w całym kraju wybuchły tego dnia protesty i strajki przeciwko władzy. Nie inaczej było w KWW „Wujek”.

Decyzja o wstrzymaniu pracy została podjęta rano na porannym zebraniu załogi. Górnicy domagali się uwolnienia Ludwiczaka. Dyrekcja kopalni poinformowała strajkujących, że łamią prawo stanu wojennego, to jednak nie odwiodło ich od strajku. Gdy górnicy usłyszeli o militaryzacji kopalni, dodatkowo podsyciło to ich gniew.

Górnicza delegacja została wysłana na spotkanie z komisarzem wojskowym Katowickiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego. Na żądanie uwolnienia Ludwiczaka, komisarz odpowiedział, żeby górnicy wrócili do pracy, a on postara się ustalić, gdzie przebywa szef zakładowej „Solidarności”.

Górnicy zdecydowali o kontynuowaniu strajku, a do postulatu uwolnienia Ludwiczaka dołączyli postulaty uwolnienia wszystkich aresztowanych, zakończenia stanu wojennego w kraju oraz przestrzegania porozumień jastrzębskich.

Komitet strajkowy został powołany w nocy z 4 na 15 grudnia. Górnicy podjęli też decyzję o nieopuszczaniu terenu kopalni i całonocnych patrolach.

ZOMO łamie strajki w całym kraju

Już pierwszej nocy ZOMO wspierane przez oddziały wojska zaczęło systematycznie łamać kolejne strajki w kraju. W nocy z 14 na 15 grudnia rozbito strajk w Stoczni Gdańskiej, kolejnego dnia m.in. w Stoczni Szczecińskiej i wrocławskim „Pafagu”.

15 grudnia ZOMO brutalnie spacyfikowało strajkujących w kopalniach „Staszic” i Manifest Lipcowy. W tym drugim zakładzie po raz pierwszy użyto broni palnej z ostrą amunicją, na skutek czego czerech górników zostało rannych. Informacje o rozbiciu strajku dotarły do załogi „Wujka”. Żeby dodatkowo oddziaływać psychologicznie na strajkujących, obok kopalni przejechała głośna kolumna wozów opancerzonych.

Po otrzymaniu informacji o wydarzeniach w kopalni „Manifest Lipcowy” górnicy zaczęli przygotowywać się na nieunikniony szturm. W zakładowym warsztacie przygotowywali improwizowana broń: pręty, piki, kable.

Strajkujący otrzymali też liczne wsparcie. Już rano udało się zapewnić pożywienie dla kilku tysięcy strajkujących – mieszkańcy pobliskiego osiedla spontanicznie zaczęli dostarczać pieczywo, wędliny i zupy. Do strajkujących każdego dnia od niedzieli przyjeżdżał też ks. Henryk Bolczyk, który odprawiał dla nich Mszę Świętą.

Obecność kapłana prawdopodobnie opóźniła samą pacyfikację, bo po latach pułkownik Jerzy Gruba, który kierował akcją, przyznał, że gdy zameldowano mu o obecności kapłana, nie chciał przerywać nabożeństwa, żeby uniknąć „awantury z Kościołem”.

Kopalnia „Wujek”. Ostatnie godziny przed pacyfikacją

Wojewódzki komitet obrony podjął decyzje o pacyfikacji kopalń „Wujek”, „Andaluzja” i „Juliana” we wtorek 15 grudnia na naradzie o godz. 19. Parę godzin później płk Gruba zwołał w tej sprawie posiedzenie sztabu w Komendzie Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Katowicach. Po nim odbyła się także narada z przedstawicielami wojska.

Przed akcją wydano rozkaz o przygotowaniu szpitala w Katowicach-Ochojcu na przyjęcie rannych. Pacjentów, których stan zdrowia na to pozwalał, wypisano do domów.

6 grudnia o godzinie 8:00 kopalnię szczelnie otoczyła milicja. Do akcji wysłano niemal 1,5 tysiąca funkcjonariuszy, 22 czołgi i 44 wozy bojowe.

O 9:00 do zakładu przybył jego dyrektor Maciej Zaremba, zastępca szefa Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego płk Piotr Gębka, płk Czesław Piekarski i wiceprezydent Katowic Jerzy Cyran, którzy zażądali od komitetu strajkowego możliwości spotkania z górnikami. Gdy oficjele próbowali przekonać setki uzbrojonych w improwizowaną broń górników do rezygnacji ze strajku, odpowiedział im chóralny śpiew hymnu i „Boże coś Polskę”.