94 lata od zabójstwa prezydenta Polski. Zamachowiec po strzale stwierdził: „Jako człowiek dla mnie nie istniał”

94 lata od zabójstwa prezydenta Polski. Zamachowiec po strzale stwierdził: „Jako człowiek dla mnie nie istniał”

Dodano:   /  Zmieniono: 
Eligiusz Niewiadomski, zdjęcie z książki
Eligiusz Niewiadomski, zdjęcie z książki Źródło: Wikimedia Commons / domena publiczna
Jego czyn z 16 grudnia 1922 r. przeciął brutalnie życie nie tylko Gabriela Narutowicza, ale również jego własne. Podczas przedstawiania zamachu w Zachęcie zapomina się bardzo często o sylwetce samego zamachowca. Eligiusz Niewiadomski nie był postacią anonimową, lecz znaną w kręgach kulturalnych. Urodził się 145 lat temu, 1 grudnia 1869 r.

Mówiąc o Eligiuszu Niewiadomskim łatwo popaść można w generalizację. Po pierwsze, wbrew stanowi rzeczy próbuje się zrobić z niego prawicowego fanatyka, choć był on tak naprawdę co najwyżej fanatykiem antysemickim (te dwa zbiory mają części wspólne, lecz nie tożsame ze sobą!). Po drugie, zupełnie zapomina się kim zamachowiec był naprawdę i jakie miejsce w artystycznym świecie zajmował. Patrzy się na niego jedynie przez pryzmat zamachu, którego dokonał, podczas gdy na wydarzenie to spojrzeć trzeba przez pryzmat jego życia. Trzeźwą ocenę trochę utrudnia najczęściej reprodukowane zdjęcie Niewiadomskiego: na fotelu siedzi rozparta antypatyczna postać, gładko ogolona, o nieprzystępnym wyrazie twarzy. Na innych zdjęciach wyglądał inaczej: najczęściej jako starszy, spokojny, poważny dżentelmen z krótko przystrzyżoną bródką.

Niezwykle zdolny artysta

Urodził się w Warszawie 1 grudnia 1869 r. w rodzinie Wincenta Niewiadomskiego, pracownika mennicy państwowej i powstańca styczniowego, oraz Julianny Andrigun Werner, mieszczanki najprawdopodobniej niemieckiego pochodzenia. Po przedwczesnej śmierci swoich rodziców, młodym Eligiuszem zajęła się jego siostra Cecylia, najstarsza z szóstki rodzeństwa.

Podobnie jak niemała liczba młodzieńców z dobrych domów, Niewiadomski trafił do Gimnazjum Realnego. W 1888 r. ukończył wydział matematyczny tejże szkoły, nie kształcił się jednak dalej w obranym wcześniej kierunku. Poczuł powołanie artystyczne i rozpoczął studia w Petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych. Był niezwykle uzdolnionym człowiekiem, dzięki czemu ukończył edukację ze złotym medalem absolwenta, co dawało mu możliwość legitymować się tytułem artysty I klasy. Następnie udał się do Paryża, gdzie kontynuował naukę w Académie des Beaux-Arts. Podczas pobytu w stolicy Francji przeżył nieszczęśliwy wypadek, w skutek którego doznał poparzenia (niestety źródła milczą o szczegółach). W skutek obrażeń zmniejszył swoją aktywność malarską, kierując się ku teorii sztuki.

W swojej twórczości artystycznej trzymał się realizmu. Podobnie jak większość artystów jego pokolenia przeżywał fascynację polskimi górami, czemu dał wyraz między innymi w obrazie Pejzaż tatrzański. Równocześnie, podobnie jak Wyspiański, zwracał się ku motywom religijnym (np. Chrystus w Ogrójcu). Był również autorem polichromii w kościele św. Bartłomieja w Koninie, w której połączył elementy patriotyczne (ale nie nacjonalistyczne) z religijnymi. Dzieło to było szeroko komentowane w ówczesnej prasie, w tym i „Kurierze Ilustrowanym”, na którego stronie tytułowej przedstawiono fragment adoracji Najświętszego Sakramentu autorstwa Niewiadomskiego. Wśród najlepiej rozpoznawalnych prac artysty należy na pewno wymienić portret Stefana Żeromskiego, z którym podobno malarz był w przyjacielskich stosunkach. Wydał również w 1899 r. „Atlas dziejów Polski zawierający 13 kolorowych mapek”, w którym przedstawił mapy od czasów panowania Piastów. Napisał również „Program i metoda nauki rysunków w średnich i wyższych szkołach techniczno-mechanicznych”. Wiele pozycji z dwudziestolecia międzywojennego zawiera ilustracje przez niego stworzone, między innymi do „Słonia Dudy” i „O mój rozmarynie”.

Nie skupiał się jedynie na sztuce malarskiej, prowadząc również działania popularyzatorskie. Jako najważniejszą pozycję trzeba wymienić tu „Malarstwo polskie XIX i XX wieku”, wydane już pośmiertnie, a kończone podczas pobytów w więzieniu w 1922/1923 r. Przez wiele lat był również krytykiem sztuki, a swoje felietony posyłał do takich tytułów jak „Kurier Codzienny”, „Kurier Warszawski” czy „Tygodnik Ilustrowany”. Oto fragment dzieła jego życia:

Ze wszystkich tych cudzoziemców najsilniej na losach sztuki polskiej zaważył cichy i skromny, unikający Dworu artysta, którego przywiózł do Polski ks. Adam Czartoryski w charakterze trochę nauczyciela domowego, a trochę nadwornego malarza własnego – PIOTR NORBLIN DE LA GOURDAINE (1745-1830). Syn mieszczanina francuskiego, wychowaniec Franciszka Casanovy, weneckiego malarza batalisty, osiadłego w Paryżu, Norblin był artystą zdolnym i wykwintnym, ale bynajmniej nie samodzielnym i twórczym. Indywidualność słaba - sztuka jego nosi piętno mistrza Casanovy - zwłaszcza w rysunku koni i kompozycji bitew, – a jeszcze silniejsze - wielkiego Watteau, którego dzieła musiały oczarować jeszcze w Paryżu wrażliwą naturę młodego Norblina.

Człowiek czynu

Politycznie Niewiadomski był zorientowany raczej ku rozwiązaniom rewolucyjnym. Jego sympatie związały się jednak z endecją, a nie PPS-em. Wiadomo, że w nocy z 2 na 3 czerwca 1901 r. został aresztowany przez carską policję pod zarzutem przemytu nielegalnej bibuły i że spędził w warszawskiej Cytadeli kilka miesięcy. Początkowo był związany z prawicową Ligą Narodową, przestał się jednak w niej udzielać i zwrócił się raczej ku lewicowej Wolnej Wszechnicy Polskiej, w której był jednym z wykładowców. Tego typu zajęcia były niezwykle postępowe (między innymi do wykładów dopuszczano kobiety) oraz wywrotowe (utrwalały kulturę polską), przez co uznano zostały przez władze carskie za nielegalne. Z jednej strony malarz deklarował się jako endek, z drugiej potępiał romanse tego stronnictwa z carską Rosją. Wiadomo również, że wykładał w szkole im. Cecylii Plater-Zyberkówny.

Podczas I wojny światowej niepowołany do wojska Niewiadomski działał w organizacjach sanitarnych i milicji obywatelskiej. Pracował również cały czas nad swoimi pracami popularyzującymi sztukę. Nie był zaangażowany w żadną organizacje polityczną. Sytuacja zmieniła się jednak z nastaniem 1918 r., kiedy został mianowany naczelnikiem szkolnictwa artystycznego w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Tam właśnie zaczął pracować niezwykle czynnie, aby wyjść ze sztuką do jak najszerszych mas. Wykładał również w Szkole Sztuk Pięknych, a jednym z jego studentów był nie kto inny jak Antoni Słonimski.

Jego prywatne życie nie należało do najszczęśliwszych. Ożenił się z Marię de Tilly, z którą miał dwójkę dzieci (Stefan oraz Annę). Razem z synem brał udział w wojnie 1920 r., gdzie po raz pierwszy w życiu poznał smak prawdziwej wojaczki. Warto zatrzymać się w tym miejscu na dłużej. Jak twierdzi w swojej książce o Niewiadomskim Patryk Pleskot, wydarzenia z czasu zmagań polsko-bolszewickich wywarły na niego olbrzymi wpływ. Malarz był bowiem „chory na Polskę” i stworzył sobie niemalże fantastyczną wizje narodu polskiego jako narodu herosów, którego żołnierze winni być wzorem cnót rycerskich. W rzeczywistości wojskowi nie są jednak rycerzami, artysta musiał znaleźć więc wytłumaczenie takiego stanu rzeczy. Wybrał odpowiedź dosyć fantastyczną: duszę polskiego narodu miał zniszczyć Piłsudski. Wydarzenia z grudnia 1922 r. były konsekwencją tej myśli.

Nawet osoby lubiące Niewiadomskiego podkreślały jego trudny charakter. Łatwo popadał w złość i zachowywał się wtedy w sposób dziwaczny, obrażając się niczym małe dziecko. Przez większość życia sprawiał wrażenie zamkniętego w sobie i niemalże zawsze śmiertelnie poważnego, wręcz ascetycznego w kontaktach z innymi osobami. Z drugiej strony łatwo było zarazić go jakąś myślą, w czym wielu obserwatorów upatrywało źródła jego czynu. Jako stały rys jego poglądów należy natomiast wymienić skrajny antysemityzm, z którym dosyć często się obnosił.

Strzały w Zachęcie

Zajścia z 16 grudnia 1922 r. opisywano już wielokrotnie, podobnie jak wielodniową nagankę na Gabriela Narutowicza ze strony środowisk endeckich oraz późniejszy proces Niewiadomskiego. Nie będę go zatem opisywał. Warto jednak wspomnieć, że wśród osób starających się go bronić był psychiatra pochodzenia żydowskiego Maurycy Urstein, który napisał nawet broszurę „Eligjusz Niewiadomski w oświetleniu psychiatry”. Argumentował w niej, że zamachowiec cierpiał na schizofrenię i powinien być otoczony opieką lekarską:

Po powrocie do Warszawy w styczniu r.b przeczytałem sprawozdanie z przebiegu procesu Eligiusza Niewiadomskiego i doszedłem do wniosku, że mam przed sobą wynurzenia człowieka, u którego można rozpoznać ściśle określoną, w nowoczesnej psychiatrji dobrze znaną jednostkę chorobową.

Równocześnie pragnę przytoczyć dwa zdania wypowiedziane przez zamachowca:

Stałem w dalszym ciągu tyłem do leżącego pana Narutowicza. Po upływie może pół minuty posłyszałem za sobą „trzymajcie go”. Wówczas ktoś z tyłu do mnie podszedł i ujął w łokciach. Trzymał lekko, po chwili powiedziałem mu: „może pan nie trzymać, nie ucieknę”.

oraz

„Narutowicz jako człowiek dla mnie nie istniał”.

W drugiej wypowiedzi nie chodziło o odmawianie prezydentowi człowieczeństwa. Zamachowiec zabił, kierując się nie indywidualnymi cechami swojej ofiary, a piastowaną przez nią funkcją. Gdyby prezydentem został wybrany Piłsudski, to właśnie on zginąłby w zamachu. Zwłaszcza, że to właśnie Naczelnik był osobą, do której Niewiadomski pałał największa antypatią.

Nie mam zamiaru ferować wyroków, kto był naprawdę winny śmierci Gabriela Narutowicza. Sądzę natomiast, że wskazywanie tu jedynie na Niewiadomskiego powinno być rozpatrywane w kategoriach karygodnego uproszczenia, zaś prawdziwych sprawców należy szukać znacznie wyżej.

Swój los Niewiadomski przypieczętował własnoręcznie podczas procesu, kiedy nie sprzeciwiał się karze śmierci. Co ciekawe, wielu nieprzychylnych mu komentatorów negatywnie oceniało wysokość wyroku. Zamachowiec spędził w więzieniu 2 miesiące, podczas których kończył swoją prace naukową oraz napisał dosyć nieskładne „Listy z Więzienia” w których pisał między innymi:

Piłsudskiemu, człowiekowi z tak fenomenalnem szczęściem, z twarzą wspaniałą, w której każdy Polak radby widzieć bohatera, możnaby darować wiele błędów i braków charakteru. Nie mogę mu darować jednego tylko, że okazał się w czasach wielkich tak małym duchowo. Tak niedorosłym do roli jaką podjął. Wszystko, co zrobił Polsce złego i co jeszcze zrobi, to nie dlatego żeby chciał... Żeby miał wolę zła i niszczenia. To tylko pospolita małoduszność i nieudolność. Czy można go za to winić – a raczej jego tylko? Czy nie jesteśmy współwinni my wszyscy, żeśmy go nie poznali i utrzymali na stanowiskach – nie na jego miarę? I dopiero dziś, wobec zbyt wyraźnych objawów niepoczytalności, spowodowanej czterema latami władzy – dziś dopiero budzimy się z hipnozy.

Należy dodać, że w żadnej z 14 kartek z więzienia nie pada nazwisko Narutowicza. Nie pojawia się również żadne wytłumaczenie zamachu.

Na mocy decyzji sądu Eligiusz Niewiadomski został rozstrzelany 31 stycznia 1923 r. na stoku Cytadeli. W ostatnich słowach powiedział: – Umieram szczęśliwy, że przestanę patrzeć na to co z Polską zrobił Piłsudski. Umieram za Polskę, którą gubi Piłsudski. Następnie ustawiwszy się pod słupkiem zwrócił się do plutony egzekucyjnego: Proszę aby mierzono mi w głowę. Ja stanę tak aby było wam wygodnie. O godzinie 7:19 wyrok wykonano.

Rzeczy, które miały miejsce po jego śmierci niewątpliwie zasługują na osobny artykuł, doszło bowiem bardzo szybko do wielu wypaczeń i dziwnych interpretacji, z czego największą aberracją było podniesienie zamachowca do rangi świętego przez część środowisk narodowych.

Autorem tekstu „Eligiusz Niewiadomski – malarz zapomniany” jest Paweł Rzewuski. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0

Źródło: Histmag.org