Sowieci na różne sposoby wpływali na życie kulturalne ZSRR. Autorzy, którzy chcieli zachować przynajmniej w ograniczonym stopniu swobodę ekspresji twórczej, musieli więc podejmować skomplikowaną grę z władzą. Nie inaczej było w przypadku Michaiła Bułhakowa. Jego historia świetnie ilustruje sytuację niezależnych artystów tworzących w systemie totalitarnym.
Pierwsze lata Kraju Rad
Bułhakow był niemal od zawsze niechętnie nastawiony do bolszewizmu. Już w 1919 roku, w artykule „Perspektywy na przyszłość”, skrytykował rewolucjonistów i opowiedział się po stronie Białych, choć jednocześnie potępił ich zbrodnie.
Rok później wygłosił referat broniący twórczości Puszkina, Gogola i Dostojewskiego przed atakami teoretyków związanych z Proletkultem (sowiecka organizacja kulturalna) i Lewym Frontem Sztuki Ludowej, którzy pragnęli tworzyć sztukę „czysto proletariacką”, pozbawioną odniesień do klasycznych dzieł. Z tego powodu znalazł się na celowniku dziennika „Komunista”, w którym ukazał się poświęcony temu wystąpieniu tekst zatytułowany Podłe chwyty na usługach zamachu.
Jednocześnie literat – motywowany głównie chęcią zarobku – napisał w tym okresie kilka sztuk o charakterze propagandowym. Sam później oceniał je bardzo surowo i usiłował zatrzeć pamięć o nich przez zniszczenie rękopisów. Mocno przeżywał upadek starego świata i dawnych wartości, jednak szybko stracił złudzenia. W swoim dzienniku w 1924 roku zapisał: „Zdaje się, że krąży po Moskwie manifest Mikołaja Mikołajewicza. Do diabła ze wszystkimi Romanowami! Tylko ich nam brakowało do szczęścia” . Autor „Białej gwardii” zdawał sobie już wtedy sprawę z trwałości nowego reżimu i doszedł do wniosku, że aby móc tworzyć, będzie musiał przyjąć wobec bolszewików kompromisową postawę.
Publikowana w wydawanym w Berlinie piśmie „Nakanunie” proza Bułhakowa (w tym m.in. fragmenty Białej Gwardii) była życzliwie odbierana przez czytelników. Krytykowali ją jednak zarówno lewicowi sowieccy literaci, jak i twórcy emigracyjni, zarzucający Bułhakowowi kolaborację z bolszewikami podyktowaną oportunizmem. Sam Bułhakow w swoim dzienniku odnosi się do „Nakanunie” bardzo krytycznie (nazwał ludzi związanych z pismem „łajdakami“) i dodaje cynicznie, że „trzeba żyć i publikować, a ja nie jestem bohaterem”.
Komunistycznym krytykom stosującym przy formułowaniu swoich ocen przede wszystkim kryteria ideologiczne i klasowe nie spodobało się też opowiadanie „Fatalne jaja”, gdyż dostrzegali w nim sympatię dla burżuazji i krytykę rewolucji. Z podobnych przyczyn nie udało się opublikować opowiadania „Psie serce”, a podczas rewizji w mieszkaniu artysty skonfiskowano mu jego rękopis, zwrócony dopiero po dwóch latach za sprawą wstawiennictwa Gorkiego. Bułhakowowi proponowano napisanie skierowanego do władz błagalnego listu, w którym miałby prosić o zmianę decyzji, jednak pisarz nie chciał nawet o tym słyszeć. Odrzucał też możliwość wprowadzenia w swoich tekstach poważnych modyfikacji, łagodzących ich wymowę polityczną. Godził się co najwyżej na drobne poprawki.
„Psie serce” w ZSRR ukazało się dopiero w roku 1987 roku.
Nagonka
Choć treść wydanej w 1925 roku przez KC WKP rezolucji dotyczącej polityki partii wobec literatury pięknej mogła wydawać się dość kompromisowa i względnie liberalna, jasne było, że wkrótce swoboda twórcza będzie coraz bardziej ograniczana, a pisarze zostaną podporządkowani wymogom ideologii. Świadczyło o tym także powstanie w tym samym roku propagującego marksistowską ortodoksję Rosyjskiego Stowarzyszenia Pisarzy Proletariackich (RAPP). RAPP szybko powiększał swoje wpływy i aktywnie zwalczał autorów oskarżanych o „tendencje burżuazyjne“ – w tym oczywiście Bułhakowa.
Mimo że literat, ze względu na przewidywane problemy z cenzurą, wprowadził do teatralnej adaptacji Białej gwardii (noszącej tytuł „Dni Turbinów”) pewne poprawki, i tak wywołała ona falę krytyki. Można wręcz mówić o rozpętaniu przeciwko Bułhakowowi całej kampanii. Przyłączyło się do niej wielu związanych z kulturą ludzi, jak na przykład słynny reżyser Wsiewołod Meyerhold. Dla mniej znanych zaangażowanie w nagonkę stanowiło szansę na wybicie się i zyskanie rozgłosu. Recenzje często przypominały wręcz donosy. Z pewnością w wielu przypadkach ataki na pisarza były powodowane nie tylko względami ideologicznymi, ale także zazdrością o sławę i sukcesy utalentowanego kolegi. Bułhakowa oskarżano o reakcjonizm, apologię białogwardzistów, pochwałę burżuazji. Związany z RAPP-em krytyk, Andriej Orliński, wzywał do dania odporu „bułhakowszczyźnie” nacierającej na teatr.
Jednak pomimo fali pełnych furii recenzji i artykułów sztuka cieszyła się wielką popularnością, a sam Bułhakow podchodził do całej sprawy z wielkim dystansem – ozdabiał ściany swojego mieszkania wycinkami prasowymi zawierającymi pełne nienawiści wykwity twórczości sowieckich recenzentów. Dystans do systemu Bułhakow wyrażał także przez swój strój przypominający ubiór przedrewolucyjnego burżuja, często nosił bowiem muszkę i eleganckie kamizelki, a przed premierą „Dni Turbinów” kupił sobie nawet monokl.
Jego „Szkarłatna wyspa” była odczytywana jako parodia propagandowych spektakli. Natomiast Ucieczka z przyczyn politycznych w ogóle nie została wystawiona (choć w obronie sztuki stanął sam Maksym Gorki). Zakaz ten zapowiadał fatalny dla Bułhakowa rok 1929 i intensyfikację nagonki na samodzielnie myślących artystów.
Tragiczny rok 1929
W 1929 roku nasiliły się represje i rozpoczęło akcja kolektywizacji rolnictwa. Stalin po rozprawie z Trockim przeszedł do walki z reprezentującym „odchylenie prawicowe” Bucharinem. Kult sowieckiego dyktatora nabierał siły.
Coraz mocniej atakowano niepewnych politycznie pisarzy-poputczyków (sympatyków nowego ustroju, ale nie komunistów), w tym przyjaciela Bułhakowa – Zamiatina. Sekretarz Generalny KPZR osobiście skrytykował „Ucieczkę” i „Szkarłatną wyspę”, ale co ciekawe, docenił „Dni Turbinów”. W liście do Bill-Biełocerkowskiego stwierdzał, że „ukazują [one - przyp. red.] nie dającą się opanować siłę bolszewizmu”, choć jednocześnie zaznaczył, że nie wynika to wcale z intencji autora. Sformułowana przez niego opinia, że spektakl„jest bardziej pożyteczny niż szkodliwy” mimo wszystko nie pomogła Bułhakowowi. Jego sztuki zostały zdjęte z afisza.
Autor przeżywał wtedy kryzys psychiczny, stan jego zdrowia mocno się pogorszył, doskwierały mu również problemy finansowe. Nadal jednak tworzył, rozpoczął pracę nad „Kopytem inżyniera” stanowiącym zalążek „Mistrza i Małgorzaty”. Napisał też „Zmowę świętoszków”, poświęconą życiu Moliera.
Wybór tematu tego ostatniego dzieła był nieprzypadkowy – trudno nie dostrzec w losach Francuza analogii do życia Bułhakowa i do sytuacji politycznej ZSRR. Sztuka opowiada o tym, jak Molier, uzależniony od kaprysów sprawującego władzę absolutną Ludwika XIV, musi zmagać się z intrygami snutymi przez przeciwników jego twórczości. Walczące z nim Towarzystwo Świętego Sakramentu to dość czytelna aluzja do aparatu partyjnego, zaś postać monarchy odpowiada Stalinowi. Ludwik XIV nie wie o wszystkich decyzjach państwowych, gdyż są one często podejmowane niezależnie od niego przez osoby z otoczenia króla.
Koresponduje to z popularnym wówczas wśród sowieckiego społeczeństwa przekonaniem o niewiedzy Przywódcy ZSRR o krwawych poczynaniach jego podwładnych. Było to nowe wcielenie tradycyjnego rosyjskiego mitu o „dobrym carze i złych bojarach”. Mimo to w sztuce Ludwik XIV zostaje nazwany „tyranem” i jak nietrudno się domyślić, cenzura nie dopuściła do jej wystawienia. Wtedy właśnie Bułhakow postanowił napisać list skierowany do rządu ZSRR.
List do władz
List ten jest dowodem odwagi i szczerości, ale także desperacji autora „Białej gwardii”. Artysta opisał w nim swoje położenie i przyznał do niezdolności tworzenia pod dyktando władzy dzieł propagandowych, jako osoba zbyt przywiązana do wolności słowa. Przeanalizował też zbierane pieczołowicie przez lata wycinki z recenzji swojej twórczości, zauważając, że przez ostatnich 10 lat doczekał się jedynie trzech życzliwych tekstów, podczas gdy aż 298 zawierało ostrą krytykę.
Przytoczył też niektóre ze stosowanych przez recenzentów epitetów – pisarza nazywano m.in. „śmieciarzem literackim“ i „nowoburżuazyjnym nasieniem“, twierdzono, że jest „dotknięty psią sklerozą“, podoba mu się „atmosfera psiego wesela“, zaś jego „Dni Turbinów” zalatują „smrodem“. Litania przywołanych w liście wyzwisk jest znacznie dłuższa, a niektóre z nich wręcz nie nadają się do zacytowania.
Bułhakow domagał się o pozwolenie na wyjazd za granicę wraz z żoną, lub przynajmniej o skierowanie go do pracy w teatrze, najlepiej w charakterze etatowego reżysera - ewentualnie o otrzymanie jakiejś drugorzędnego stanowiska związanego z teatrem. Przy tym dość nieskromnie wspominał o swoim „wirtuozowskim znawstwie sceny“. Z pewnością Bułhakow pamiętał, że sowieckiemu dyktatorowi już wcześniej zdarzyło się bronić go przed atakiem Billa-Biełocerkowskiego i że kilkakrotnie demonstracyjnie wybrał się on do teatru na „Dni Turbinów”. Liczył, że przywódca ZSRR – właściwy adresat listu – stanie się jego protektorem.
Nie pomylił się.
Protekcja Stalina
17 kwietnia 1930 roku odbyła się słynna rozmowa telefoniczna pomiędzy Stalinem a Bułhakowem. Krótka rozmowa, w której przywódca ZSRR obiecał pisarzowi spotkanie i zapewnił go o możliwości podjęcia przez niego pracy w Moskiewskim Teatrze Artystycznym, przeszła do historii.
Dlaczego Stalin zdecydował się zadzwonić do Bułhakowa? Trudno odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Możliwe, że chciał umocnić w ten sposób mit wszechwładnego i wszechwiedzącego władcy, który interesuje się wszystkimi sprawami dziejącymi się w jego imperium. Bardzo lubił wykonywać tego rodzaju gesty. Być może zależało mu na tym, aby Bułhakow nie podzielił losu zmarłych w tajemniczych okolicznościach (oficjalnie przyczyną ich zgonów były samobójstwa) Sobola, Jesienina i Majakowskiego (ten ostatni zmarł zaledwie kilka dni przed telefonem do Bułhakowa). Niewykluczone też, że Stalin liczył na to, iż stając w obronie utalentowanego (przyznawało to nawet wielu nieprzychylnych mu recenzentów) pisarza uda mu się przekonać go do tworzenia dzieł gloryfikujących władzę sowiecką. Telefon od wodza najprawdopodobniej uchronił Bułhakowa od aresztowania i rozstrzelania w zbliżającym się okresie Wielkiego Terroru.
Pisarz podjął zatem pracę jako konsultant w Teatrze Młodzieży Artystycznej (ze względu na zły stan zdrowia szybko z niej zrezygnował) oraz jako asystent reżysera w Teatrze Artystycznym. Wkrótce zmieniła się też sowiecka polityka kulturalna, zaczęto krytykować awangardowe podejście, zaś RAPP został rozwiązany. Bułhakowowi natomiast przyznano zgodę na wystawienie wspomnianej już wcześniej sztuki o Molierze, a najprawdopodobniej za sprawą interwencji Stalina, Teatr Artystyczny wznowił wystawianie „Dni Turbinów”.
Kolejne problemy
Nie wszystko układało się jednak po myśli pisarza. Swoją sztukę „Adam i Ewa” uważał za napisaną na nie wyrażone wprost przez władzę zamówienie polityczne, jednak zawarte w niej dwuznaczności wzbudzały tak duży niepokój cenzorów, że za życia autora nigdy nie została ona wystawiona. Ponadto w różny sposób wywierano na Bułhakowa naciski, na przykład proponując mu napisanie sztuki poświęconej obozom reedukacyjnym GPU.
Przestraszony gęstniejącą atmosferą polityczną pisarz zadecydował o spaleniu części rękopisu „Mistrza i Małgorzaty”. Z drugiej strony jednak w 1933 roku napisał sztukę „Błogostan”, w której wielu odbiorców doszukiwało się aluzji do stalinowskiego terroru. Oczywiście, ona również nie trafiła na deski teatralne.
Rok później Bułhakow napisał podanie o zgodę na dwumiesięczny wyjazd zagraniczny, jednak pomimo początkowych zapewnień o rychłej akceptacji wniosku, otrzymał odpowiedź odmowną. W tej sytuacji załamany twórca raz jeszcze postanowił napisać list do Stalina z prośbą o wstawiennictwo. Nie spotkała się ona z żadna reakcją przywódcy ZSRR. Bułhakow próbował podjąć z nim korespondencję jeszcze kilkakrotnie, za każdym razem nie dostając jednak żadnego odzewu. Wbrew obietnicom Stalina nie doszło też do ich osobistego spotkania. Okazało się się, że udzielona protekcja ma minimalny wymiar – chroniła autora przed aresztowaniem, ale nie niosła ze sobą żadnych przywilejów.
W 1936 roku udało się w końcu wystawić sztukę o Molierze, jednak szybko została ona zdjęta z afisza. Osaczony Bułhakow zrezygnował więc z pracy w Teatrze Artystycznym. Postanowił dokonać bilansu swojego życia, na nowo podejmując zapiski noszące znamienny tytuł „Notatki nieboszczyka”.
Apogeum stalinowskiego terroru
W 1937 roku wraz z popadnięciem w niełaskę dotychczasowego szefa NKWD, Jagody, na związanych z nim ludzi zaczęły spadać dotkliwe represje. Dotyczyło to również dawnych wrogów Bułhakowa z RAPP. Pisarz jednak – zapewne z uwagi na swój kodeks etyczny – odmówił przyłączenia się do nagonki.
Skala terroru okazała się olbrzymia, a prześladowania dotknęły także jego przyjaciół. W odróżnieniu od lat 20. nie ograniczały się one do uszczypliwych recenzji, na porządku dziennym były aresztowania, procesy pokazowe i rozstrzelania.
W takich warunkach autor „Białej gwardii” głośno mówił o zamiarach napisania sztuki o Stalinie. Nie ukrywał, że jest powodowany przede wszystkim instynktem samozachowawczym. Taka postawa nie należała w tym okresie do wyjątków, dzieła o podobnym charakterze tworzyli m.in. Pasternak czy Mandelsztam. W rzeczywistości i tak rzadko kiedy zabezpieczały one przed stalinowskim terrorem. Być może Bułhakow łudził się też, że stworzenie dzieła opiewającego tyrana pozwoli mu na uzyskanie wymarzonego porządnego mieszkania, a może nawet na uzyskanie zgody na publikację jego opus magnum - „Mistrza i Małgorzaty”.
Sztuka nosiła tytuł „Batumi”. Przedstawiała epizody z młodości dyktatora, nakreślonego jako natchniony i idealistyczny rewolucjonista. Warto zauważyć, że autor rozważał wiele innych, dość znamiennych wariantów tytułów, m.in.: „Pasterz”, „Herkules” czy „Mistrz”.
Batumi miało być wystawione na deskach moskiewskiego Teatru Artystycznego w ramach świętowania 60. urodzin dyktatora. Nie doszło to jednak do skutku, gdyż tekst sztuki był bardzo ostro krytykowany. Bułhakowowi – od dawna postrzeganemu jako „niepewnemu politycznie“– zarzucono kpienie sobie z Sekretarza Generalnego, zaś sam sowiecki przywódca stwierdził, że nie robi się ze „Stalina postaci literackiej”. Co więcej, fragmenty dotyczące carskiego terroru odczytywano jako aluzje do obecnych wydarzeń w kraju. Z drugiej strony Bułhakowowi zarzucano oportunizm. Oskarżenia te były dla niego bardzo bolesne i jeszcze bardziej pogorszyły jego kondycję psychiczną.
Epilog. Śmierć Mistrza
Bułhakow zmarł 10 marca 1940 roku. Bezpośrednią przyczyną zgonu była choroba nerek. Długie zmagania z reżimem niewątpliwie wpłynęły na jego stan zdrowia. Pisarz nie doczekał ani upragnionej audiencji u Stalina, ani publikacji „Mistrza i Małgorzaty”.
Tworząc w ekstremalnie trudnych warunkach, starał się zachować wewnętrzną wolność i wierność swoim zasadom. Jego losy pod wieloma względami przypominały losy ukochanego przez niego Moliera. Niejednokrotnie zresztą sam się do niego porównywał. Walcząc o zachowanie niezależności twórczej, on również był przymuszony do zabiegania o protekcję rządzących. Francuskiemu pisarzowi jego przeciwnicy odmawiali nawet prawa do godnego pochówku. Mimo to przesłanie Moliera przetrwało do dziś. Jego historia z pewnością stała się dla Bułhakowa inspiracją i źródłem energii. Wszak nie bez przyczyny napisał on, że „rękopisy nie płoną”.
Autorem artykułu „Wolność słowa po sowiecku. Bułhakow w kleszczach komunizmu” jest Michał Kołakowski. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0