Wdowieństwo
Wdowa w starożytnych Indiach równie dobrze mogła być nikim. Nie mogła ona wyjść ponownie za mąż, nie ściągając na siebie jednomyślnego potępienia ze strony wszystkich członków społeczności. Wdowieństwo zarówno w Indiach braministycznych, jak i hinduskich oznaczało prawie całkowite wykluczenie ze wspólnoty. Pozbawiano ją praw rodzinnych i społecznych. Zmuszona była do golenia głowy, nie mogła stosować makijażu, zakładać ozdób i klejnotów, a także stosować perfum. Nie miała prawa uczestniczyć w żadnych rozrywkach i spotkaniach z przyjaciółmi. Musiała prowadzić surowy tryb życia, spać na podłodze i odziewać się jedynie w prosty, biały strój. Jej posiłki również były skromniejsze – jadła ona o wiele mniej, niż pozostali członkowie rodziny.
Wierzenia tłumaczyły całkowite wykluczenie wdów jako przygotowanie do ponownego poślubienia zmarłego męża w przyszłym życiu. Los miał łączyć wdowy z wcieleniami ich zmarłych mężów, dlatego absolutnie nie mogły one ślubować miłości innemu mężczyźnie. Zdarzały się jednak wyjątki, akceptowane przez społeczeństwo. Powtórnie wyjść za mąż mogły wdowy, które w tym wcieleniu nie skonsumowały pierwszej ślubnej ceremonii. Tak działo się w przypadku zaślubionych dziewczynek. Taka wdowa-dziecko przymusowo musiała wybrać na ponownego małżonka brata swojego zmarłego męża lub jego najbliższego krewnego – niezależnie czy miał już żonę, czy nie. Rytuał powtórnych zaślubin w tradycji hinduskiej nazywał się niyoga.
Wdowy były niewygodnym brzemieniem zarówno dla rodziny, jak i całej wspólnoty. Łatwiej było stworzyć ideologię pięknej, walecznej śmierci wiernej żony, niż utrzymywać niepotrzebną kobietę. Wdowieństwo oznaczało całkowite wykluczenie, dlatego kobiety wolały od razu skończyć swoje życie w rytuale sati, niż czekać nieokreślony czas w zawieszeniu. Owdowienie było jednoznaczne ze śmiercią w społeczeństwie. Wdowy były traktowane gorzej, niż członkowie najniższych kast. Śmierć męża oznaczała dla kobiety utratę wszystkiego – statusu, majątku i praw. Sati dawało wybór – pozwalało kobiecie uzyskać nie tylko szacunek, ale i świętość. Tylko za jaką cenę?