Tajemnicza śmierć marszałka Polski. Czy to była mistyfikacja?

Tajemnicza śmierć marszałka Polski. Czy to była mistyfikacja?

Dodano: 
Edward Śmigły-Rydz
Edward Śmigły-Rydz Źródło:Wikimedia Commons / domena publiczna
Edward Śmigły-Rydz zmarł w niejasnych okolicznościach w okupowanej Warszawie 2 grudnia 1941 roku. Ale czy na pewno? Kontrowersje związane ze śmiercią marszałka Polski przybliżają Sławomir Koper i Tymoteusz Pawłowski w książce „Tajemnice Marszałka Śmigłego-Rydza. Bohater, tchórz czy zdrajca?”.

Warszawa, 2 grudnia 1941 roku

Ostatnie dni życia marszałka znane są niemal wyłącznie z relacji Maxymowicz-Raczyńskiej. Generałowa po latach kilka razy opowiadała o wydarzeniach z przełomu listopada i grudnia 1941 roku, jej relacje wprawdzie różnią się od siebie, ale sprawiają wrażenie dość spójnych i logicznych. Według pani Jadwigi nic nie zapowiadało tragedii, marszałek czuł się coraz lepiej i wolne chwile jak zwykle poświęcał na lekturę i malowanie. Po raz ostatni trzymał pędzel 27 listopada, gdy malował jej portret. Nocą miał jednak przyjść pierwszy atak choroby, która ostatecznie zabrała go do grobu.

„Około godziny 1-szej w nocy – wspominała generałowa – obudził mnie jęk dochodzący z przedpokoju. – Zerwałam się, wpadłam na korytarz i zobaczyłam marszałka leżącego przy drzwiach do kuchni, na podłodze. Był w nocnej piżamie. Twarz blada, wpadnięta, czoło pokryte kroplami potu. »Co się stało?«. Marszałek odpowiedział słabym głosem: »Bardzo mi jest źle. Boli serce«”.

Lekarzy (jednym z nich był brat Juliana Piaseckiego) sprowadzono dopiero rano, gdy zakończyła się godzina policyjna.

Stwierdzono podejrzenie angina pectoris (choroby niedokrwiennej serca), chory miał przyjmować lekarstwa, zalecono także wstrzykiwanie natrium nitrosum (azotynu sodu), co było normalną praktyką. Stan marszałka nieco się poprawił, przyjął Witkowskiego, udzielił ostatnich instrukcji Szadkowskiemu wyruszającemu do Andersa.

Lekarze odwiedzali chorego codziennie. 1 grudnia podskórnie podano „Śmigłemu” kofeinę, zmieniono także skład lekarstw, jakie przyjmował. Wstrzykiwano mu glukozę, kamforę oraz nadal azotyn sodu. W razie silnego bólu miał dostać morfinę i nitroglicerynę. W mieszkaniu Raczyńskiej stale przebywał zaufany oficer marszałka, podpułkownik Marcin Zalewski. W nocy z 1 na 2 grudnia nastąpił kryzys.

„Marszałek rzucał się niespokojnie [w łóżku] – kontynuowała generałowa – na policzkach miał wypieki, w oczach przerażenie. Jęczał przez zaciśnięte usta. Kiedy podchodziłam ze strzykawką napełnioną morfiną, sam gwałtownie podciągnął nogawkę piżamy, by obnażyć udo do zastrzyku. Potem pobiegłyśmy do kuchni, żeby napełnić termofor gorącą wodą i położyć na sercu. Zanim zdążyłam to zrobić, wpadł Marcin [podpułkownik Zalewski] z okrzykiem: »Proszę pani, już…«. Wbiegłam do pokoju, marszałek nie żył”.

Pytania bez odpowiedzi, część trzecia

Wystawiono dwa akty zgonu. Pierwszy – oficjalny, na potrzeby władz okupacyjnych – na nazwisko Adama Zawiszy, nauczyciela z Brzeżan. Spisano go 2 grudnia w kancelarii parafii Najświętszej Maryi Panny przy Puławskiej 95 (obecnie parafia św. Michała Archanioła), natomiast dwa dni później sporządzono konspiracyjny akt zgonu informujący o śmierci marszałka. Podpisało go kilku lekarzy oraz Julian Piasecki z Obozu Polski Walczącej i podpułkownik Zalewski.

Ciało „Śmigłego” pozostawało w tym czasie w domu Maxymowicz-Raczyńskiej, a następnego dnia po śmierci w godzinach popołudniowych pojawił się tam Piasecki wraz z lekarzem Edwardem Lothem. Medyk przyniósł trzy walizki i na miejscu przystąpił do balsamowania (!) ciała zmarłego. Można się zastanawiać nad celowością tego makabrycznego zabiegu. Trwały wojna i okupacja, „Śmigły” miał być pochowany incognito na zwyczajnym cmentarzu – a tutaj, w prywatnym mieszkaniu, przystąpiono do mumifikacji jego ciała. Czyżby Piasecki chciał zabezpieczyć szczątki zmarłego, by po zakończeniu wojny trafiły w znacznie bardziej eksponowane miejsce? Na Wawel, jak ciało Piłsudskiego? Z drugiej strony można zadać pytanie, jaka byłaby różnica między ewentualnym ponownym pogrzebem ciała zabalsamowanego a pogrzebaniem ciała niepoddanego mumifikacji. Dla potencjalnych uczestników uroczystości właściwie żadna, zapewne nikt by sobie z tego nie zdawał sprawy. Być może jednak dla Piaseckiego i jego współpracowników był to rodzaj hołdu oddanego zmarłemu i potwierdzenie jego pozycji w dziejach Polski. A być może prawda była bardziej prozaiczna: Piasecki po prostu chciał ułatwić przyszłą identyfikacje zwłok? Inna sprawa, że okoliczności zabiegu wciąż wzbudzają pewne kontrowersje.

„[Lekarz] poprosił, aby rozpalić w kuchni duży ogień – relacjonowała Raczyńska – i dać kilka prześcieradeł, które wziął do pokoju zmarłego, zabierając także rozkładaną drabinkę. Nie pamiętam, jak długo to trwało. Razem z Rózią [służącą – S.K.] byłam w tym czasie w kuchni. Pan Julian kilka razy wchodził, przynosząc zawiniątka z prześcieradeł poplamione krwią i surowicą i sam wrzucał je do ognia”. Podobno Piasecki bardzo dbał, by nikt nie widział, co właściwie pali w kuchni i wylewa do sedesu. Niektórzy dopatrywali się w tym dowodu, że chciał coś ukryć. Jego zachowanie wydaje się jednak najzupełniej naturalne – palenie fragmentów ciała zmarłego w prywatnym mieszkaniu jest jednak dość drastycznym zabiegiem…

Po mumifikacji ciało „Śmigłego” pozostało w mieszkaniu na Sandomierskiej jeszcze przez ponad dobę. Marszałka ubrano w cywilne ubranie, a generałowa Raczyńska włożyła mu do kieszeni zawiniętą w ceratę swoją wizytówkę z informacją stwierdzającą tożsamość zmarłego. W lokalu pojawiali się piłsudczycy, oddając hołd marszałkowi. Przyniesiono nawet dwa duże wieńce ze wstęgami Orderu Virtuti Militari. Do kamienicy zamieszkałej wyłącznie przez Niemców! I nikogo to nie zainteresowało…

Pogrzeb odbył się 6 grudnia na Starych Powązkach, marszałka odprowadziło około 20 oficerów po cywilnemu. Jako Adam Zawisza spoczął w kwaterze nr 139, dopiero po upadku komunizmu położono płytę nagrobną z prawdziwymi danymi zmarłego.

Teorie spiskowe

Śmierć marszałka utrzymywano w tajemnicy, wiadomość nie przedostała się do opinii publicznej. Jednak już w połowie stycznia 1942 roku plotki na ten temat dotarły do Londynu, Sikorski poinformował o nich prezydenta Raczkiewicza. Nikt specjalnie jednak w te wiadomości nie wierzył, tym bardziej że nie było możliwości ich sprawdzenia.

Inna sprawa, że na polecenie Sikorskiego poszukiwano „Śmigłego” w całej Europie. Od chwili jego ucieczki z internowania wysłano z Londynu co najmniej kilkanaście poleceń ustalenia miejscu pobytu marszałka, ich odbiorcami były polskie placówki dyplomatyczne w krajach neutralnych, ekspozytury wywiadu Grot-Rowecki. Sikorskiemu i jego współpracownikom spędzała sen z powiek świadomość, że „Śmigły” wraca do czynnej polityki. Oczywiście niczego nie ustalono poza podawaniem kolejnych fantastycznych pogłosek – marszałka miano widywać nie tylko w całej Europie, ale także na Bliskim Wschodzie. Wszystko wskazywało na to, że „Śmigły” faktycznie nie żyje, ale jeszcze w lutym 1943 roku generał Sosnkowski nakazywał informacje o śmierci „Śmigłego” „traktować z dużą oględnością”. Tym bardziej że nie było żadnego potwierdzenia z kraju. Sprawa ostatecznie ucichła, do powszechnej świadomości powoli docierał fakt, że marszałek pożegnał się z tym światem.

Zresztą dynamiczne zmiany w sytuacji rządu emigracyjnego zupełnie przesłoniły temat „Śmigłego”. Niemcy ogłosili wiadomość o odkryciu grobów polskich oficerów w Katyniu, w katastrofie gibraltarskiej zginął generał Sikorski, Sowieci ponownie wkroczyli na terytorium Rzeczypospolitej, a w Warszawie wybuchło powstanie, które zmiotło ją z powierzchni ziemi. Nikt nie zawracał sobie głowy marszałkiem „Śmigłym”, który zniknął kilka lat wcześniej i od tego czasu nie dawał znaku życia. Jednak w czasach PRL-u sprawą zainteresowała się Służba Bezpieczeństwa i przeprowadziła śledztwo w sprawie śmierci marszałka. Zwrócono wówczas uwagę na pewne podejrzenia Jadwigi Maxymowicz-Raczyńskiej, która nie wykluczała teorii, że śmierć marszałka nie była naturalna.

„Podejrzenie, że Śmigły Rydz mógł być otruty – informowali przełożonych funkcjonariusze SB – Maxymowicz-Raczyńska opiera także na fakcie, że podczas balsamowania zwłok Julian Piasecki skrupulatnie pilnował poplamionych krwią opatrunków i osobiście wszystkie wrzucał w ogień, a płyny wlewał do sedesu, pozostając w mieszkaniu do chwili usunięcia wszelkich śladów krwi”. Atak serca wcale nie wykluczał możliwości otrucia, bowiem znano już wówczas toksyny, które powodowały objawy podobne do angina pectoris. Brakuje jednak twardych dowodów na podanie ich „Śmigłemu”.

Zresztą od razu powstaje pytanie: komu mogło być na rękę uśmiercenie marszałka? Niektórzy badacze wskazują na Juliana Piaseckiego, który chciał przejąć władzę w Obozie Polski Walczącej, ale nie wydaje się to prawdopodobne. Piasecki, były wiceminister, nie mógł się równać pod względem prestiżu z marszałkiem, o czym doskonale wiedział. Bardziej na usunięciu Rydza ze świata żywych mogło zależeć Grotowi-Roweckiemu i ludziom związanym z Sikorskim. Dla nich marszałek stanowił realne zagrożenie. Czy zatem doszli do porozumienia z Piaseckim, by wyeliminować Śmigłego? Teoria bez wątpienia kusząca, ale ponownie brakuje jakichkolwiek dowodów.

Czytaj też:
Nie tylko Piłsudski. 12 głównych graczy wojny polsko-bolszewickiej