W końcu lat 30. ZSRR, rządzony przez bezlitosnego Stalina, pogrążał się w wewnętrznym chaosie i pozostawał na marginesie europejskiej polityki zagranicznej. W tym czasie hitlerowskie Niemcy budziły zdumienie i podziw całej Europy. Łamiąc kolejne postanowienia Traktatu Wersalskiego, Hitler wprowadził wojska do zdemilitaryzowanej Nadrenii i zupełnie otwarcie zaczął rozbudowywać swoją armię.
W marcu 1938 r. przyłączył do III Rzeszy Austrię, aby jesienią – na mocy dyktatu monachijskiego – zagrabić czeskie Sudety. Francja i Wielka Brytania zostały upokorzone, ale wydawało im się, że odsunęły groźbę wojny. „Przywożę wam pokój” – mówił Brytyjczykom premier Neville Chamberlain wracając z haniebnej konferencji w Monachium. „Mieli do wyboru wojnę lub hańbę. Wybrali hańbę, a wojnę będą mieli i tak” – komentował działania Francji i Wielkiej Brytanii Winston Churchill.
23 sierpnia 1939 r. wieczorem było już przesądzone, że wojna wybuchnie. Związek Sowiecki i Niemcy podpisały traktat o nieagresji. To co wydawało się niewiarygodne, stało się faktem. Zaczęło się odliczanie do największego konfliktu w dziejach świata.
Śmiertelni wrogowie
Niemiecki narodowy socjalizm i komunizm były ideologicznymi przeciwieństwami. Propaganda komunistyczna była nastawiona na walkę z faszyzmem i hitleryzmem, podczas gdy jednym z filarów nazizmu była krucjata przeciwko bolszewizmowi. W drugiej połowie lat 30. polem śmiertelnego starcia obu ideologii stała się wojna w Hiszpanii. Niemcy poparły tam konserwatywne siły, którym przewodził gen. Francisco Franco, podczas gdy Stalin stanął po stronie sił republikańskich. Demokracje zachodnie zajęły niezdecydowaną postawę. Francja i Wielka Brytania, wykrwawione na polach I wojny światowej, niczego nie bały się tak bardzo jak kolejnego wielkiego konfliktu.
W początkach roku 1939 sytuacja w Europie była klarowna. Wojnę w Hiszpanii wygrały siły prawicowe. Stalin i Hitler, jako śmiertelni wrogowie, szachowali się wzajemnie. Zapewniało to minimum stabilności francuskiej i brytyjskiej polityce zagranicznej, a także było korzystne dla położonej miedzy Moskwą a Berlinem Polski. Państwa zachodnie konsekwentnie lekceważyły znaczenie Sowietów, które uważano za kolosa na glinianych nogach. Sprzyjało temu powszechne przekonanie, że sojusz Moskwa – Berlin jest niemożliwością.
W takiej sytuacji 10 marca 1939 r., podczas inauguracji XVIII Zjazdu WKP (b) – komunistycznej partii Sowietów – Stalin wygłosił słynną „mowę kasztanową”. Zawarł w niej myśl, która musiała wywołać dreszcz w gabinetach dyplomatycznych całej Europy. Sowiecki dyktator, przedstawiając zasady swojej dyplomacji stwierdzał, że nie pozwoli, aby ZSRR „został wciągnięty do konfliktów przez podżegaczy wojennych, którzy przywykli do tego, by inni wyciągali za nich kasztany z ognia”. Jakby tego było mało, władca Kremla podkreślił, że jest w stanie porozumieć się z każdym państwem, bez względu na panujący w nim ustrój. Był to wyraźny sygnał, że droga do normalizacji stosunków pomiędzy Moskwą a Berlinem jest otwarta. Do tej pory Stalin na każdym kroku piętnował Hitlera, nazizm i faszyzm. Skąd więc wziął się makiaweliczny zwrot w jego polityce?
Czytaj też:
Jak Stalin i Hitler rozpętali II wojnę światową
Kto chciał podpalić świat?
Chociaż w swoim przemówieniu Stalin atakował „podżegaczy wojennych”, to w rzeczywistości jemu samemu najbardziej zależało na wybuchu europejskiego konfliktu. Ze swoją kilkumilionową armią, trudnymi do oszacowania zasobami mineralnymi oraz wielkim potencjałem ludzkim, Stalin mógł być pożądanym sojusznikiem. Demokracje zachodnie były gotowe się z nim porozumieć, bo obawiały się Hitlera. Ale nie potrafiły. Komunistyczny dyktator niedwuznacznie domagał się poszerzenia swojej strefy wpływów o wielkie połacie wschodniej Europy (Finlandia, Polska, kraje bałtyckie, Rumunia). Paryż i Londyn byłyby zapewne gotowe przypieczętować taki sojusz płacąc nie swoim terytorium, ale kraje Europy Wschodniej kategorycznie odmawiały zgody na takie rozwiązanie. Zachód nie mógł natomiast naciskać, bo wówczas wepchnąłby je w ręce Hitlera. Sytuacja była więc patowa.