Niemcy o Polakach we Wrześniu 1939 roku: „bronili się naprawdę dzielnie”

Niemcy o Polakach we Wrześniu 1939 roku: „bronili się naprawdę dzielnie”

Dodano: 
Obsługa przeciwlotniczego karabinu maszynowego w oblężonej Warszawie
Obsługa przeciwlotniczego karabinu maszynowego w oblężonej Warszawie Źródło: Wikimedia Commons / domena publiczna
Powyższe słowa pochodzą ze wspomnień Ernsta Päppera, jednego z wielu zwykłych żołnierzy Wehrmachtu, przekraczających 1 września 1939 roku polską granicę. Co myśleli Niemcy o Polakach we Wrześniu 1939 roku? Jak postrzegali tych, z których musieli się zmierzyć w walce?

Już 80 lat minęło od agresji III Rzeszy na II Rzeczpospolitą. Do tej pory powstało już wiele analiz przebiegu walk i stanu polskiej armii w tamtym okresie. Wydano również dużą liczbę różnych wspomnień. Wciąż stosunkowo rzadko pojawiają się natomiast głosy drugiej strony konfliktu. A warto pochylić się i nad nimi.

Na początek garść faktów. W marcu 1939 roku, przed powszechną mobilizacją, Wojsko Polskie na lądzie i w powietrzu składało się z 30 dywizji piechoty, 38 batalionów Obrony Narodowej, 11 brygad kawalerii, 12 pułków i 3 dywizjonów różnego typu artylerii, jednego pułku i 9 dywizjonów artylerii przeciwlotniczej oraz jednej brygady zmotoryzowanej, do której doliczyć należy 10 batalionów pancernych i 2 dywizjony pociągów pancernych. Oprócz tego dysponowaliśmy jednym pułkiem i 12 batalionami saperów różnych specjalizacji, jednym pułkiem radiotelegraficznym, 3 batalionami telegraficznymi, 10 dywizjonami żandarmerii, 2 dywizjonami taborów, 6 pułkami lotniczymi, złożonymi z samolotów o różnym przeznaczeniu i 2 batalionami balonowymi. Dodatkowo gotowe były kadry dla kilku kolejnych jednostek.

Łącznie, już po mobilizacji, Polska była w stanie wystawić do walki około milion żołnierzy z 1,35 miliona planowanych (o niepełnej liczbie poborowych decydowało kilka czynników, w tym na przykład brak odpowiedniej ilości broni), wyposażonych w 4,5 tysiąca dział, prawie 600 czołgów i tankietek oraz około 400 samolotów bojowych. Naprzeciw stanęli Niemcy dysponujący ogółem ok. 2 milionami żołnierzy, ok. 2,8 tysiącami czołgów, 1,1–1,3 tysiącami samochodów pancernych, 11 tysiącami dział i działek ppanc oraz 2 tysiącami samolotów.

Wobec takiej przewagi wroga Polacy musieli wykazać się nie tylko odwagą i dobrą organizacją, ale również pomysłowością. „Wczesnym rankiem 1 września zalegaliśmy w gęstej mgle. Niby nic się nie działo, ale czuliśmy, że tego dnia wszystko się zacznie” – relacjonuje Robert Helwig, w 1939 roku niemiecki podoficer piechoty. „Wreszcie o 4.15 rano przyszedł rozkaz do ataku. Gdy moja kompania podniosła się i przeszła ok. 50 metrów, dostała się nagle pod ogień polskiego ciężkiego karabinu maszynowego. Dowódca kompanii wydał rozkaz otwarcia ognia z broni maszynowej. Powstał mały chaos, a wielu żołnierzy zaczęło strzelać z pozycji stojącej. Po chwili nastała cisza. Czyżby nasz ogień był tak celny? Podeszliśmy bliżej i okazało się, że Polacy ustawili tutaj atrapę z karabinem maszynowym! Śmiech obleciał nas wszystkich, ale zdaliśmy sobie jednocześnie sprawę, że gdyby ta atrapa nie była z drewna, lecz ze stali, niewielu z nas by ten atak przeżyło”.

„Wszystko z powodu Wolnego Miasta Gdańska”

W prowincjonalnym Pasłęku, z którego pochodził Helwig, mało wiedziano o prawdziwych przyczynach wojny. Wspomina on tylko o propagandzie powtarzającej, że „to wszystko z powodu Wolnego Miasta Gdańska i polskiego korytarza”. Właściwie można zaryzykować stwierdzenie, że w ogóle stosunkowo niewiele wpływów Rzeszy do Pasłęka docierało. Nawet sam formowany tam 356 Pułk Piechoty powstawał naprędce w przededniach wojny, bo od 18 do 21 sierpnia. Być może to było przyczyną wyjątkowo poprawnego zachowania żołnierzy z oddziału Helwiga wobec jeńców i ludności cywilnej. Autor wspomnień tłumaczy „myślami wracaliśmy do naszych rodzin i rozważaliśmy co by było, gdyby ich spotkała taka sytuacja”.

Maszerujący żołnierze polscy

Jednostka Helwiga atakowała w kierunku Łasin, a także znajdowała się na zapleczu walk o Grudziądz. Jego zdaniem przeciwnik wycofywał się szybko, a odwrót przyjmował nawet formę ucieczki. Przeszukiwane po drodze domy pełne były jedynie kobiet i dzieci, mężczyźni poznikali. Cywile byli przerażeni na widok niemieckich żołnierzy z poprzyczepianymi do hełmów dla kamuflażu gałęziami i założonymi na karabiny bagnetami.

Nie wszędzie jednak natarcie przebiegało tak bezproblemowo. Zgoła inne jest doświadczenie wspominanego we wstępie Ernsta Päppera, który 1 września wraz ze swoją drużyną znalazł się przy wale kolejowym przed Tczewem: „Przeszliśmy wał w pobliże działek po lewej stronie tunelu, tylko dlatego, że nie dotarł do mnie rozkaz dotarcia jedynie do wału kolejowego. W tym czasie strzelec Behrend został ranny. Upewniwszy się, że nie jesteśmy w stanie przedrzeć się przez silny ostrzał nieprzyjaciela, wróciłem ze swoją drużyną za wał kolejowy. Prawie cały batalion znajdował się na wyjściowej pozycji. Polacy bronili się naprawdę dzielnie”.