„Przebaczamy i prosimy o wybaczenie”. Dziś rocznica słynnego orędzia biskupów polskich do niemieckich

„Przebaczamy i prosimy o wybaczenie”. Dziś rocznica słynnego orędzia biskupów polskich do niemieckich

Dodano: 
Arcybiskup wrocławski Bolesław Kominek
Arcybiskup wrocławski Bolesław Kominek Źródło: Wikimedia Commons / CC BY-SA 3.0
Orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 roku odbiło się najszerszym echem spośród działań Kościoła w Polsce w okresie przed wyborem na papieża Jana Pawła II. Na ile było ono świadectwem chrześcijańskiej miłości, a na ile efektem zajadłej walki komunistów z Kościołem?

Rok 1965. Polska szykuje się do obchodów tysiąclecia swego istnienia, symbolicznie liczonego od chrztu Polski. Równolegle trwają przygotowania do obchodów kościelnych i państwowych, w tym samym czasie zaś w Watykanie dobiegają końca obrady II Soboru Watykańskiego. Zwołany przez Jana XXIII 11 października 1962 roku, miał zostać zamknięty przez jego następcę, Pawła VI i zapoczątkować w Kościele aggiornamento, czyli uwspółcześnienie.

Jednym z efektów soboru był istny karnawał ekumenizmu. Dążono do otworzenia nowego rozdziału dziejów Kościoła, tym razem w duchu pojednania. Stąd nacisk na łagodzenie sporów między wyznaniami, którego apogeum było odwołanie ekskomunik z 1054 roku, gdy nawzajem wyklęli się Leon IX, biskup Rzymu i Michał I Cerulariusz, patriarcha Konstrantynopola. Zakończenie Wielkiej Schizmy było wyraźną sugestią do zasypywania przepaści między skłóconymi odłamami chrześcijaństwa. Sugestią, która szybko trafiła do ucha arcybiskupa wrocławskiego Bolesława Kominka. Zaczął on dążyć do pojednania dwóch na pozór śmiertelnych wrogów: Polski i Niemiec.

Punkty zapalne

Dlaczego Polacy nie lubili się z Niemcami? Pytanie to brzmi być może retorycznie, pokrótce jednak zrekapitulujmy podstawowe informacje. Oczywiście, pamiętano Niemcom wybuch II wojny światowej i okupację, ci zaś rewanżowali nam się pamięcią o wypędzeniach. Drugą kwestią były powojenne granice: przesunięcie Polski na zachód, na granicę Odra-Nysa, poskutkowało odebraniem tych terenów Niemcom. Ojczyzna Schillera podzielona była wtedy na Niemiecką Republikę Demokratyczną, która pod dyktando Moskwy zaakceptowała uszczuplenie terytorium bez szemrania i Republikę Federalną Niemiec, która na grabież jej ziemi się nie zgodziła.

Mimo tego, że decyzje zapadały ponad głowami obydwu głównych zainteresowanych sporem granicznym, Bonn uznało Warszawę za beneficjenta zmiany terytorialnej i przez wiele lat po wojnie nie zgadzało się na nawiązanie z nią stosunków dyplomatycznych. Dla samej Warszawy był to zresztą prezent od losu. Retoryka antyniemiecka i podkreślanie zagrożenia, jakim dla Polski było istnienie naszego zachodniego sąsiada to jedne z głównych czynników legitymizujących władzę PZPR w Polsce. Wskazywano na to, że bez Moskwy i komunistów Polska może znów trafić pod but „odwiecznego wroga” i tylko PZPR wraz z KPZR może temu zapobiec. Im dłużej więc Bonn nie godził się na utratę swoich wschodnich landów, tym prawdziwiej brzmiała retoryka mówiąca o zagrożeniu niemieckim rewizjonizmem.

Orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich: wyboista droga do pokoju

Na początek należy zaznaczyć, że inicjatywa biskupa Kominka nie była pierwszą. Również nie Polska podjęła pierwsze kroki, by zasypać ziejącą przepaść, jaka uformowała się pomiędzy dwoma krajami.

Pierwszym sygnałem było słynne kazanie kardynała Juliusa Augusta Döpfnera, wygłoszone w 1960 roku w katedrze św. Jadwigi w Berlinie, kiedy to po raz pierwszy zasygnalizował gotowość Niemiec do pojednania się z Polakami. Kardynał był interesującą postacią. W 1948 roku, mając 35 lat, otrzymał sakrę biskupa Würzburga, co czyniło go najmłodszym biskupem w Europie. W 1958 roku Jan XXIII nadał mu tytuł prezbitera Santa Maria della Scala, czyniąc go z kolei najmłodszym kardynałem w kolegium. Ledwo trzy lata później promowano go na arcybiskupa Monachium i Fryzyngi, na której to funkcji zastąpi go, po śmierci Döpfnera w 1876 roku, kardynał Joseph Ratzinger. Biskupa Würzburga był jednym z czterech moderatorów II Soboru Watykańskiego i członkiem konklawe wybierającego Pawła VI.

Następny ruch również wykonali Niemcy. 6 listopada 1961 roku ukazało się memorandum grupy niemieckich naukowców, między innymi Wernera Heisenberga i Carla Friedrich von Weizsäckera, wzywające do normalizacji stosunków z Polską. Rok później biskupi niemieccy wystosowali do prymasa Wyszyńskiego bezprecedensowe zaproszenie do wizyty w Berlinie i Dreźnie. W kolejnym, 1963 roku, episkopat Niemiec zwrócił się do polskich biskupów z propozycją wspólnego zwrócenia się do papieża z prośbą o beatyfikację ojca Maksymiliana Kolbe, co miało wielkie znaczenie symboliczne. W 1965 roku wreszcie, na niedługo przed ukazaniem się orędzia biskupów polskich, Rada Kościoła Ewangelickiego w memorandum do rządu w Bonn wezwała do normalizacji stosunków z Polską.

Rozterki

W 1965 roku większość osób dramatu znajdowało się w Watykanie, biorąc udział w pracach soboru. Tam też rozpoczęły się prace nad orędziem. Ich inicjatorem był wspomniany już arcybiskup Bolesław Kominek, przeciwnikiem zaś prymas Wyszyński.

Argumentów Kominkowi dostarczył sam prymas, ogłaszając, w ramach przygotowania do Millenium, Wielką Nowennę – okres mający zakończyć się rachunkiem sumienia wiernych, pojednaniem między nimi i wspólnym wejściem w nowe tysiąclecie w duchu wspólnoty. Wielka Nowenna dobrze wpasowywała się w przesłanie II Soboru Watykańskiego. Zresztą sam sobór, nastawiony na zaprowadzenie pojednania między katolikami, dawał dobry pretekst do rozpoczęcia starań o nawiązanie stosunków. Zasypanie rowu nienawiści między Polską i Niemcami doskonale się w ducha rzeczonego soboru wpasowywało. Jednym z głównych czynników, jakie motywowały Kominkiem, była jego głęboka wiara i miłość bliźniego. Zwykł mawiać, że przede wszystkim jest się człowiekiem i chrześcijaninem a dopiero potem Polakiem czy Niemcem.

Prymas Wyszyński miał z kolei dobre powody, by nie poddać się owemu, zgoła chrześcijańskiemu, duchowi miłości bliźniego. W odróżnieniu od idealisty Kominka, Wyszyński musiał prowadzić ciągłą, wieloletnią walkę o przetrwanie z władzami komunistycznymi. Wiedział, że PZPR czyha na każde potknięcie ze strony Kościoła i że orędzie może dać władzom do rąk amunicję potężnego kalibru. W pewnym sensie, było ono pierwszym atakiem, który polski Kościół wyprowadził wobec PZPR, podważało bowiem jego antyniemiecką retorykę i mogło doprowadzić do wytrącenia władzom z rąk jednej z najważniejszych broni: kreacji Niemiec jako zajadłego, pełnego nienawiści wroga przed którym tylko komunizm może ocalić Polskę. Wyszyński znał stawkę, wiedział, że PZPR nie tylko podniesie taką rękawicę, ale i wyprowadzi potężną kontrę, na którą Kościół mógł nie być gotowy. Co ważniejsze, prymasa Polski cechował w tym momencie zdrowy brak zaufania wobec swoich rodaków. Nie był pewien, czy 20 lat, które upłynęły od końca wojny, były wystarczające na przygotowanie ich na tekst orędzia, na zażegnanie wrogości i wyciągnięcie ręki. W końcu zdecydował się zaryzykować i dał Kominkowi zielone światło.