Odejście polskiego władcy miała zapowiedzieć kometa. Na łożu śmierci przebaczył winy swym wrogom

Odejście polskiego władcy miała zapowiedzieć kometa. Na łożu śmierci przebaczył winy swym wrogom

Dodano: 
Władysław Jagiełło, wizerunek z katedry wawelskiej, II poł. XV wieku
Władysław Jagiełło, wizerunek z katedry wawelskiej, II poł. XV wieku Źródło: Wikimedia Commons / domena publiczna
Władysław Jagiełło zmarł w nocy z 31 maja na 1 czerwca 1434 roku. Śmierć króla miało zwiastować pojawienie się komety, a żałobnemu orszakowi towarzyszył lament zrozpaczonego ludu. O ile damy wiarę relacji Długosza.

Kres panowaniu każdego monarchy, bez względu na usilnie podejmowane starania w umocnieniu rządów, niezmiennie kładła śmierć. Blisko półwieczne zasiadanie Władysława Jagiełły na tronie Królestwa Polskiego zakończyła wynikła z wyziębienia choroba. Jan Długosz, naczelny kronikarz Jagiellonów, pozostawił wnikliwy opis okoliczności zgonu oraz przebiegu uroczystości pogrzebowych protoplasty królewskiego rodu.

Śmierć Władysława Jagiełły, według Roczników Jana Długosza, zwiastowało pojawienie się w 1433 r. na nieboskłonie komety, którą w średniowieczu postrzegano jako zapowiedź nadciągającej katastrofy. Gdy w dzień św. Jadwigi, to jest 15 października, król przybył do Przyszowa, udzielił posłuchania husyckiemu posłańcowi od mistrza Krystiana z Pragi, cenionego i sławnego wówczas astronoma. Z dokonanych obserwacji przewidywał, że w tymże roku nastąpi szereg kataklizmów i niepokojących zjawisk, m.in. wojny, silne wichury w okolicach uroczystości św. Łucji i zgony monarchów. Przestrzegał zatem króla aby wydał zarządzenia swemu domowi, ponieważ wiele zjawisk niebieskich, a także sam podeszły wiek wróżą mu bliski koniec.

Jak wiemy z długoszowej relacji, posłuchanie udzielone kacerskiemu posłańcowi spotkało się z naganą ze strony biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego. Zapewne nie tyle przez wzgląd na radzenie się wróżbitów, co było w średniowieczu praktyką chętnie stosowaną, ile że król słuchał rad schizmatyka. Tak jak przepowiedział mistrz Krystian z Pragi, tego roku ukazała się na nieboskłonie kometa, znaczna i jaśniejąca, wyciągała ogon, czyli żagiew, ku zachodowi. Świeciła ona od wieczora aż do świtu i dokonywała biegu prawie trzy miesiące. W średniowieczu to zjawisko astronomiczne postrzegane było jako zwiastun nadciągającej katastrofy lub śmierci. Jan Długosz zanotował zatem: jej zaś ukazanie się wróżyło, zdaniem wszystkich, że król Władysław po niewielu dniach zrządzeniem losów zejdzie ze świata. Monarcha znalazł się w objęciach śmierci zaledwie rok później.

Śmierć Władysława Jagiełły: sztuka umierania?

5 kwietnia 1434 roku, w najbliższy wtorek po niedzieli Przewodniej, Władysław Jagiełło opuścił Kraków i udał się na Ruś, zmierzając przez zwyczajne miejsca postoju do Halicza, dokąd miał również przybyć hospodar mołdawski w celu złożenia hołdu lennego. Podczas stacji we wsi Medyka, w sobotę, po uroczystości św. Wojciecha, to jest 30 kwietnia, król jak to miał od lat w swym zwyczaju udał się do lasów, by nasycić uszy słodkim, pełnym czaru dźwiękiem, by słuchać śpiewu słowika. Na zajęciu tym spędził znaczną część nocy, jako że nie był należycie odziany, bowiem przez całe swe życie za nic mając drogie sobolowe, kunie, popielicowe albo lisie futra, używał jedynie baranich, przeziębił się i wkrótce poważnie zachorował. Kronikarz winą obarcza wiekowego monarchę, wiernego swoim pogańskim przyzwyczajeniom wyniesionym jeszcze z rodzimej Litwy, których nigdy się nie wyzbył. Jednakże na uwadze należy mieć również słowa dziejopisa o występującej wówczas w Polsce anomalii pogodowej, w postaci gwałtownego zimna, przypominającego drugą zimę. Czynniki te, w połączeniu z zaawansowanym wiekiem, stały się przyczyną ciężkiej choroby, zakończonej zgonem monarchy.

Kontynuując podróż, 15 maja, w sobotę, w wigilię Zielonych Świąt, Jagiełło przybył do Gródka, gdzie oczekiwali go wysłannicy hospodara mołdawskiego, by uzgodnić termin w jakim ich pan ma zjechać do Halicza. Podejmując posłów przy stole, król doznał gorączki, która odtąd nie opuszczała go przez siedemnaście dni pomimo usilnych starań ze strony nadwornych medyków. Przeczuwając zbliżający się kres ziemskiego żywota, po kilkukrotnie powtórzonej spowiedzi świętej i przyjęciu najpobożniej sakramentów Eucharystii i Ostatniego Namaszczenia, zrobił testament, zabezpieczając tym samym przyszłość królestwa oraz swoich synów.

W swojej ostatniej woli Jagiełło wyraził życzenie, aby spłacono królewskie długi oraz zwrócono poddanym bezprawnie zagarnięte dobra (czego jednak, jak wspomina Długosz, nie uczyniono). Panom koronnym polecił, aby na następcę obrali jego najstarszego syna Władysława. Odpowiednie kroki w tym kierunku poczynił biskup krakowski Zbigniew Oleśnicki, na wieść o śmierci Jagiełły zwołując do Poznania zjazd szlachty wielkopolskiej, gdzie podjęto jednomyślną decyzję, by jak najszybciej koronować najstarszego królewicza Władysława, by nie powstały jakieś wewnętrzne nieporozumienia. Przed śmiercią Jagiełło ofiarował swemu łożniczemu Janowi Słaboszowi herbu Wieniawa pierścień, który nosił na palcu od czasu ślubu z Jadwigą Andegaweńską, po czym zwrócił się doń z poleceniem:

Zanieś – powiada – ten pierścień, który do dzisiejszego dnia nosiłem stale na mej ręce jako rzecz bardziej drogą wśród rzeczy zniszczalnych, biskupowi Zbigniewowi, by go nosił na znak pamięci po mnie i by mi darował moje występki, którymi niekiedy uraziłem Jego Ojcowską Wysokość, unosząc się gniewem na niego za jego słuszne napomnienia. Niech pamięta o mej duszy, o Królestwie i moich synach, szczególnie o pierworodnym Władysławie, niech dba o ich potęgę, pamiętając o moich dobrodziejstwach i przysługach, które mu w sposób szczególniejszy i nader hojnie świadczyłem.

Umierając król do końca pozostał świadomym i przytomnym. Tuż przed tym jak dokonał żywota przebaczył wszystkim wrogom, jak i przyjaciołom oraz bliskim występki, krzywdy i winy, jakich doświadczył z ich strony w przeciągu długiego życia, zdążył jeszcze kilkakrotnie powtórzyć Wyznanie Wiary. Powierzając Panu Bogu swego dostojnego ducha, we wtorek – był to ostatni dzień maja – o trzeciej w nocy, jak najłagodniejszy baranek, zasnął na rękach panów duchownych i świeckich, którzy prześcigając się wzajemnie boleśnie opłakiwali jego zgon.

Sposób, w jaki Jan Długosz kreśli opis śmierci Jagiełły, przywodzi na myśl pojawiający się w literaturze epoki motyw ars moriendi (sztuka umierania). W czasie, gdy krakowski kanonik spisywał dzieje Królestwa Polskiego, funkcjonowało w obiegu drukowane (druk ksylograficzny) dzieło Ars moriendi, którego autorstwo było początkowo błędnie przypisywane Mikołajowi z Krakowa. Czy jednak było ono znane dziejopisowi, a co więcej, czy wpłynęło na jego światopogląd, a zatem i na twórczość? Nie sposób stwierdzić. W miejscu tym nasuwa się pytanie, na które chyba próżno szukać odpowiedzi, a dotyczące wiarygodności opowiadania Jana Długosza o minionych zdarzeniach. Sami historycy nie są zgodni w tej materii. Zarzucają wprawdzie kronikarzowi stronniczość, zwłaszcza w przedstawianiu dziejów panowania trzech pierwszych Jagiellonów. Jednocześnie jednak podkreślają, że nie fałszował faktów historycznych dla uzyskania tzw. efektu artystycznego. Niniejsza kwestia wymaga jednak wnikliwego zbadania i niejako wykracza poza ramy tego artykułu. Na marginesie rozważań nad śmiercią Jagiełły zaznaczyć warto, że w czasie gdy Jan Długosz spisywał kronikę, żyli jeszcze naoczni świadkowie minionych wydarzeń. Tym samym, bez uciekania się do fałszowania historii, kronikarz mógł czerpać z ich relacji o ostatnich chwilach życia króla.

Kiedy zmarł Jagiełło?

Dzienna data śmierci Władysława Jagiełły odnotowana została przez szereg XV-wiecznych źródeł, zarówno tych współczesnych monarsze, jak i nieco późniejszych. Ale informację o godzinie zgonu Jagiellona odnaleźć można wyłącznie w dziele krakowskiego kanonika.