Rocznica urodzin jednego z największych polskich malarzy. „Ani jednego dnia bez pracy twórczej”

Rocznica urodzin jednego z największych polskich malarzy. „Ani jednego dnia bez pracy twórczej”

Dodano: 

Pisząc o codziennej rzeczywistości artysty, nie sposób nie wspomnieć również o jego głębokiej religijności. Matejko nie bez przyczyny rozpoczynał malowanie dużego płótna najczęściej w sobotę. Ten dzień w Kościele katolickim poświęcony jest Matce Bożej. Matejko rano szedł wówczas do kościoła Mariackiego, gdzie modlił się – najprawdopodobniej prosząc o powodzenie w przyszłym zajęciu – a potem wracał do swojego warsztatu i gotowy stawał naprzeciwko białej tkaniny. Podobno jeszcze przed zarysowaniem pierwszych kształtów, artysta palcem na płótnie kreślił znak krzyża.

Stanisław Tarnowski, w monografii wydanej po śmierci Matejki, dostrzegał w jego osobie coś mistycznego a jednocześnie dziecinnego w tym, jak gorliwie służył przyjętym przez siebie wartościom i ideałom. Porównał go nawet do żyjącego pokolenie wcześniej polskiego wieszcza: „Nieraz słuchając Matejki, zdawało nam się, że Mickiewicz musiał myśleć i mówić podobnie”. Tarnowski był miłośnikiem poezji Mickiewicza.

W „Przeglądzie Polskim” recenzował edycję korespondencji prywatnej wielkiego poety i może stąd, zapewne po lekturze wydanych już listów Matejki, zestawił ze sobą te dwie osobistości. Różniła ich forma artystycznego przekazu. Jeden wyrażał swoje myśli za pomocą pióra, drugi za pomocą pędzla. Jednakże historyczny malarz, przeważnie milczący, również odważył się przelać na papier kłębiące się w jego umyśle odczucia.

W słowach przejmujących, chociaż uboższych od mickiewiczowskiego stylu, zwierzał się swojemu najbliższemu przyjacielowi z wczesnych lat – Stanisławowi Giebułtowskiemu: „Popatrz w moje roboty, to obrazy mojej duszy, to już nawet nie uderzenia Zygmunta, to rozpękły głos Zwierzynieckiego dzwonu za topielców”, i w innym miejscu: „cofam się od ludzi, jak szermierz mdlejący, przez tłum opadnięty, ludzie zarzucają mnie coraz nowemi dla mnie interesami i co krok się czuję coraz więcej zaplątany w sieci, co stanowią tę plątaninę przeróżną, którą świat stanowi”.

Poznanie charakteru Matejki prowadzi nas do ostatniego już etapu tych analiz. W prawie każdym przejawie działalności człowieka obecne jest jego własne odbicie, będące sumą życiowych doświadczeń, fascynacji, dokonanych wyborów. Podpis artysty na skończonym obrazie nie jest tylko „znakiem firmowym” pieczętującym jego pracę. Kreśląc falistą linią swoje inicjały, nieodwracalnie wiążę się on ze swoim dziełem.

Podpis artysty

Trudno w kilku słowach streścić cały życiorys Jana Matejki i ze względu na rozmiary tego artykułu nie jest to możliwe. Na koniec chciałabym jednak przedstawić trzy „kadry” z życia malarza, które mogą ułatwić to zadanie i przybliżyć jego osobę. Wydaje się, że najlepiej charakter Matejki oddaje pewne zdarzenie, które on sam opisał w liście do żony z 1867 roku. Miało to miejsce w trakcie podróży z „Rejtanem” na wystawę do Paryża.

Razem z towarzyszącymi mu pomocnikami najpierw zatrzymał się w Wiedniu. 20 września dotarł do Strasburga. Było jednak zbyt późno, aby mógł zwiedzić słynną katedrę gotycką. Drzwi już zamknięto, więc Matejko z zewnątrz tylko podziwiał strzelistą budowlę, najwyższą wówczas na świecie. Następnego dnia postanowił spróbować swoich sił i spełnić wcześniej powzięty zamiar – wejść na szczyt:

Kto widział choć z dołu t. j. ze szczytu kościelnej płaszczyzny ową drogę do nieba, przypominającą drabinę Jakuba po koronę wieży a dowie się, że tam w górze moje imię wyskrobane, ten powie: człowiekowi temu pewno duma z dziwną wiarą iść kazała

– referował potem w liście. Możemy sobie wyobrazić prawie trzydziestoletniego artystę o lichym zdrowiu i słabej kondycji, który przeciska się miedzy ciasnymi ścianami, po krętych schodach strasburskiej katedry. Na wysokości trzeciej kondygnacji minął go młody Amerykanin, schodzący już w dół. Matejko zauważył w jego mierzącym spojrzeniu powątpiewanie i chociaż sam zastanawiał się wcześniej czy nie zawrócić, teraz nie mógł odpuścić. Stojąc na szczycie zwrócił swoją twarz na wschód, w kierunku Polski – błogosławił stamtąd żonę i dzieci. Czy w wielkich obrazach, malowanych na przekór nieprzychylnych opinii nie ma tej zaciętości, z którą Matejko wspinał się na wieżę gotyckiego kościoła?

Odsłona druga. W 1883 roku w Krakowie obchodzono okrągłą rocznicę bitwy pod Wiedniem. 13 września – trzeciego dnia oficjalnych uroczystości – zaplanowano również uczczenie 25-lecia artystycznej pracy Jana Matejki. Władze austriackie wyraziły zgodę na to, aby w tym dniu udostępnić sale zamku królewskiego, zajmowanego przez wojsko. Zorganizowano tam wystawę mniejszych obrazów Matejki. Po mszy w katedrze wawelskiej, na dziedzińcu zamkowym podziękowania składali mistrzowi przedstawiciele władz miejskich, członkowie komitetu jubileuszowego, uczniowie Matejki i reprezentanci środowiska artystycznego. Krakowski dziennik „Czas” donosił:

Zamek królewski na Wawelu od wieków nie był widownią tak wzniosłej chwili, jak dzisiejszy obchód. Z katedry wyruszył cały orszak uczestników jubileuszu do wnętrza Zamku, którego wspaniały dziedziniec zapełniony jak ongi, gdy tam siedział król na swym tronie i przyjmował senatorów Rzeczypospolitej i posłów obcych mocarstw.

Pierwszy przemawiał hrabia Artur Potocki. W imieniu komitetu prosił mistrza, aby zgodził się sprzedać narodowi z zebranych już na ten cel składek najnowszy obraz „Sobieski pod Wiedniem”. Stanisława Serafińska, siostrzenica żony artysty, stojąc wśród tłumu na dziedzińcu zamkowym wspominała później moment, w którym Matejko drżącym i cichym głosem odczytał swoje przemówienie. Zamierzał wysłać obraz tam, gdzie król Jan Sobieski wysłał spod Wiednia posłańca z wiadomością o zwycięstwie – do Watykanu.

Decyzja Matejki wprowadziła zamęt wśród obecnych. Artysta nie chciał przyjąć zebranych pieniędzy i objaśnił, że jest to jego dar dla narodu, który przekazuje z intencją wręczenia go papieżowi Leonowi XIII. Wymowa obrazu może sugerować, że od początku Matejko miał taki zamiar, jednak nie chciał go zdradzić przed skończeniem dzieła. Pomimo to, w niektórych relacjach z tego wydarzenia interpretowano ów gest jako jego prywatną darowizną na rzecz Ojca Świętego.

W kłopotliwej sytuacji znaleźli się przedstawiciele komitetu, którzy nie wiedzieli co mają zrobić z zebraną sumą. Matejko nie czuł się zobowiązany do okazania wdzięczności i chociaż był tylko malarzem, który na nadmiar pieniędzy nie narzekał, to w jego postępowaniu widać coś, co przypominało królewską hojność. Był szczodry nie tylko dla żebraków wyczekujących go na drodze do pracowni, ale również nie żałował kosztownego daru w imię wyższej idei.

Obraz „Sobieskiego pod Wiedniem” do dzisiaj prezentowany jest w sali poświęconej polskiemu władcy w Muzeach Watykańskich. Przypomina o zwycięskiej bitwie za sprawą daru narodu polskiego, przekazanego w czasach, kiedy Polska pozbawiona była własnej państwowości.

Ostatni obraz, którego artysta nie skończył, przedstawiał „Śluby Jana Kazimierza”. 30 października 1893 roku był jeszcze w pracowni, ale jego stan zdrowia nie pozwolił mu wspiąć się na drewniany podest, aby stanąć z pędzlem przed płótnem. Wrócił do domu i miał jeszcze nadzieję na dokończenie pracy. Choroba żołądka jednak uniemożliwiła normalne funkcjonowanie, wezwano więc lekarza.

Ostanie chwile spędził w łóżku otoczony najbliższymi, w „pokoju pod gwiazdami” – przypominającymi te, odwzorowane przez jego uczniów na sklepieniu kościoła Mariackiego. Przed śmiercią miał zwrócić się do Boga z prośbą o błogosławieństwo dla ojczyzny i własnych dzieci.

To ostatni już podpis artysty. Gdy zatrzymujemy się na wystawie przed płótnem Jana Matejki, bądź oglądamy rekonstrukcje jego obrazów w książkach czy w Internecie, często nie zdajemy sobie sprawy z tego ile przemyśleń, trudu i przeciwności losu towarzyszyło mu przy każdym pociągnięciu pędzla. Ze wspaniałych płócien spoglądają na nas oczy Matejki, przepełnione tęsknotą za świetlistymi i obfitującymi w doniosłe wydarzenia dziejami ojczyzny.

Artykuł zatytułowany Ani jednego dnia bez pracy twórczej – życie Jana Matejki napisała Karolina Ptak. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0.

Czytaj też:
Klęska Napoleona pod Waterloo. 10 batalii militarnego geniusza, które warto znać