325 lat temu zmarł Jan III Sobieski. „W ostatnich latach życia stał się sknerą i popadł w dewocję”

325 lat temu zmarł Jan III Sobieski. „W ostatnich latach życia stał się sknerą i popadł w dewocję”

Dodano: 
Jan III Sobieski
Jan III Sobieski Źródło:Wikimedia Commons / domena publiczna
17 czerwca 1696 w Wilanowie zmarł król Jan III Sobieski. Często przedstawia się go wyłącznie jako ostatniego króla-wojownika, obrońcę chrześcijaństwa i autora listów do Marysieńki. Sławomir Leśniewski w swojej książce pokazuje zupełnie inne oblicze polskiego władcy.

Magdalena Mikrut-Majeranek: Jest pan doświadczonym popularyzatorem historii i autorem kilkunastu książek, m.in.: „Potop. Czas hańby i sławy”, „Historia Polski”, „I i II wojna światowa”, „Drapieżny ród Piastów”, „Jan Zamoyski – hetman i polityk”, „Książę Józef. Wódz i kochanek” czy „Mata Hari. Zdradzona przez wszystkich” oraz najnowsza – Sobieski. Lew, który zapłakał. Porusza się pan płynnie po różnych epokach historycznych, a która z nich należy do pana ulubionych i dlaczego?

Sławomir Leśniewski: Tak się składa, że w przedstawionym zestawieniu brakuje „Legii Nadwiślańskiej. Lansjerów Nadwiślańskich”, „Wojen napoleońskich”, „Napoleona Bonaparte. Boga wojny”, „Napoleońskiego amoku Polaków” – książek, które wraz z biografią Poniatowskiego najlepiej oddają główny nurt moich historycznych i pisarskich zainteresowań. Wiąże się to oczywiście z postacią „małego kaprala”, o którym usłyszałem już jako chłopiec i od tamtej pory wciąż jestem nim zafascynowany. Do tej pory pamiętam wieczorne pogawędki z ojcem, który najpierw opowiadał o cesarzu, a następnie podsuwał mi książki Gąsiorowskiego.

Potem oczywiście był Łysiak, a po nim już wielu innych autorów. Obok wspomnianych opracowań poświęciłem Bonapartemu kilkanaście artykułów prasowych. Preferując epokę napoleońską, bardzo lubię pisać również o siedemnastowiecznej historii Polski, wypełnionej wojnami i pełnej burzliwych wydarzeń oraz nietuzinkowych postaci, jak chociażby Sobieski, a także o niezwykle barwnej, choć jednocześnie wyjątkowo dramatycznej i wypełnionej niewyobrażalnym wręcz barbarzyństwem, epoce krucjat do Ziemi Świętej (książki: „Jerozolima 1099” i „Konstantynopol 1204” oraz czekająca na wydanie nieduża pozycja o wszystkich krucjatach). Tym trzem epokom jestem wierny od ponad trzydziestu lat.

Bohater pana najnowszej publikacji, Jan III Sobieski, zapisał się w annałach jako ostatni król wojownik, obrońca chrześcijaństwa, ale był też ówczesnym amantem i niepoprawnym uwodzicielem. Jak wyglądało jego życie uczuciowe?

Osobiście uniknąłbym stwierdzenia: niepoprawnym. Od momentu, kiedy na dobre związał się z Marysieńką, dawny amant i uwodziciel „poprawił” się do tego stopnia, że z bezwzględnego pożeracza niewieścich serc zamienił się w potulnego niewolnika zniewalającej urodą i pociesznie kaleczącej język polski, młodziutkiej Francuzki. W intymnym życiu Sobieskiego zbliżenie się do Marii Kazimiery d’Arquien stanowi betonową wręcz cezurę, odgradzającą go od wcześniejszego, pełnego różnorakich atrakcji życia. Stała się jego „niepokonaną pasją”, której pozostał wierny do końca swoich dni.

Jednak młodość Sobieskiego to czas „burzy i naporu”, pełen różnorakich wstydliwych epizodów (zdarzyła się banicja, sąsiedzkie zajazdy, pojedynki, pijaństwa w stylu Kmicicowej kompani), również wielu romansów i przelotnych, nic lub niewiele znaczących związków. Z jednego z nich, z okresu kiedy przyszły król wraz ze starszym bratem Markiem odbywali podróż po Zachodzie Europy, miał się urodzić chłopiec, który po latach pojawił się na polskim dworze, wywołując niemałą konsternację.

Sobieski zakochiwał się i odkochiwał nie myśląc o konsekwencjach. Przy jakiejś okazji, wspominając młodzieńcze porywy serca, powiedział o sobie: „Ja z natury mojej byłem tak łacnym do ożenienia, jako łacno złączyć wodę z ogniem. Jedną się kontentować miłością nie tydzień, ale jeden dzień było niepodobna”.

Jak w przypadku wielu ówczesnych magnatów i w jego życiu pojawił się epizod związany z paniami o nieprzesadnie skromnym zachowaniu i obyczajach. W jego majątku zamieszkiwały jakieś Wołoszki i w ich towarzystwie bywało dość wesoło. Trudno jednak dziwić się powodzeniu Sobieskiego u kobiet, skoro jako młody człowiek wyróżniał się wspaniałą posturą i męską urodą. Czerpał z tych darów hojnie i bez zbytnich wyrzutów sumienia. Aż za sprawą Marysieńki dosięgła go strzała Amora.

Zrobił niesamowitą karierę, awansując społecznie z potomka średniozamożnego magnackiego rodu pochodzącego z Kresów na króla Polski. Jak udało mu się tego dokonać? Co wpłynęło na jego sukces?

Jak wiadomo, w Rzeczypospolitej Obojga Narodów każdy szlachcic, nie mówiąc już o wielkim magnacie, mógł zostać królem. Oczywiście w praktyce nie była to prosta sprawa i musiało dojść do zupełnie nadzwyczajnego zbiegu okoliczności, aby tak się stało, ale w XVII wieku zdarzyło się to aż dwukrotnie.

Poprzednik Sobieskiego, król Michał Korybut Wiśniowiecki, wypłynął zupełnie niespodziewanie wobec walk przeciwnych koterii i nagłej popularności rzuconego w szlacheckie tłumy hasła: chcemy Piasta. Drogę do tronu wymościła mu nadzwyczajna popularność ojca, sławnego Jeremiego, którego pamiętano jako niezłomnego i zwycięskiego obrońcę Zbaraża oraz bezkompromisowego pogromcę zbuntowanych Kozaków.

Bramą wiodącą Sobieskiego do tronu okazała się natomiast jego błyskotliwa kariera wojskowa, a przede wszystkim, to opinia słynnego znawcy wojen i wojskowości Carla von Clausewitza, najwspanialsze zwycięstwo w życiu – 11 listopada 1673 roku pod Chocimiem (w przeddzień bitwy zmarł Wiśniowiecki, co dla Rzeczypospolitej okazało się nad wyraz hojnym darem losu).

W tym momencie polskiej historii żaden inny kandydat (tym bardziej, że stały za Sobieskim wielkie pieniądze wyasygnowane przez francuskiego ambasadora na łapówki dla wciąż nieprzekonanych) nie miał w praktyce szans na pokonanie hetmana wielkiego koronnego, o którym zaczęto mówić, że nawet gdyby nie było armii, on sam za nią stanie. Pacyfistycznie nastawionej szlachcie właśnie taki władca był wówczas potrzebny. Wcześniejsza nienawiść do Sobieskiego jako przeciwnika politycznego Wiśniowieckiego zamieniła się w jego uwielbienie.

Pewien wpływ na Jana Sobieskiego miał z pewnością także jego ojciec, Jakub, który uczestniczył niemal we wszystkich wojnach toczonych przez Rzeczpospolitą w I połowie XVII wieku. Co ciekawe, studiował też na Sorbonie. Czy wiadomo, jak wyglądała relacja Jana z ojcem?

Jego wpływ był trudny do przecenienia, ale krótkotrwały. Jakub Sobieski zmarł bowiem w 1646 roku, kiedy młodszy z jego synów miał zaledwie siedemnaście lat. Wydaje się, że to on, a nie matka, Teofila z Daniłowiczów, „kobieta męskiego serca”, darzył ich cieplejszym uczuciem. Wojewoda ruski i w samej końcówce życia kasztelan krakowski, człowiek „subtelny i wrażliwy, elokwentny i otwarty na wszelką intelektualną wiedzę …”, jak określił go Otto Forst de Battaglia, zadbał zarówno o dobre wykształcenie dla Jana i Marka – uczyli się w świetnym Kolegium Nowodworskiego i w Akademii Krakowskiej, gdzie wykładowcami byli znani nauczyciele - ale też wysłał ich w podróż po Europie, co należało do kanonu edukacyjnego polskiej magnaterii i bogatej szlachty od drugiej połowy XVI wieku.