W pisaniu tego typu pamfletów, jakie anonimowo, pocztą pantoflową, rozchodziły się po Krakowie, nie przeszkadzał mu fakt, że jednocześnie mógł królową wysławiać w panegirykach, porównując do najcudniejszych rzymskich bogiń. Ostrego języka nie szczędził też Mikołaj Rej, który w Zwierzyńcu naśmiewał się z królowej, że:
Włoszka była z narodu, gdzie się rozum rodzi
Najszlachetniejszy klejnot, lecz co nazbyt szkodzi
Podobnych dzieł powstawało w tym czasie wiele. Ich twórcy dawali często wiarę plotkom, które dochodziły z Wawelu. Twierdzono w nich, że Bona często wpada w furię, targa dworzan za uszy, a ostrego języka nie szczędzi nawet przybywającym do Krakowa możnym. W szczególności wypominano jej ogromne – nieprzystające, zdaniem krytyków, kobiecie – zaangażowanie w politykę. Filip Padniewski pisał:
Królowa Bona, gardząc sprawami kobiecymi, zajmowała się sprawami publicznymi i administrowaniem Rzeczpospolitą […]. A że było wiadome, że nie ma niewieściego usposobienia, wiele pracy wkładała w działalność publiczną, uzurpując sobie władzę.
O mieszaniu się w politykę pisał zresztą nie tylko on. Wśród wielu postulatów rokoszan lwowskich znalazły się także te, które dotyczyły krytycznego stosunku szlachty do roli Bony na królewskim dworze. Zygmuntowi Staremu zarzucano, że jest jedynie marionetką w rękach swojej żony, która stoi za każdą jego decyzją. Król wydawał się być ubezwłasnowolniony przez sprytną Włoszkę, której urok osobisty wymuszać miał na władcy realizację każdej jej zachcianek. Gdyby chodziło wyłącznie o uciechy królewskiego dworu, to zauważyliby to zaledwie kąśliwi prześmiewcy. Mieszanie się Bony do spraw publicznych budziło jednak niesmak i oburzenie. Rodziło się ono w głowach nie tylko ludzi głupich i zawistnych. Andrzej Frycz Modrzewski napominał w swoim dziele dotyczącym naprawy Rzeczpospolitej:
Niech się przeto oni wstydzą, którzy rozumiejąc się być urzędów ziemskich abo jakich inszych pospolitych godnymi, nic nigdy nie czynią, jedno to, co im niewiasty rozkażą.
Z oburzeniem pisał jednocześnie, że rady kobiece zawsze sprowadzały świat na manowce i nie wolno ich słuchać, a co gorsza, postępować zgodnie z ich wskazaniami. Umieszczenie całego rozdziały wpisującego nadmierną rolę kobiet w polityce do kanonu wad polskiego systemu politycznego pokazywało wyraźne piętno, jakie pozostawiły po sobie rządy Bony.
Plotki nie dotyczyły jednakże jedynie wpływu Włoszki na męża. Bonę oskarżano także o intrygi i trucicielstwo. Jej ofiarą paść mieli książęta mazowieccy Stanisław i Janusz (ich śmierć umożliwiła realizację polskich planów inkorporacji całego Mazowsza), a także pierwsza żona Zygmunta Augusta Elżbieta Habsburżanka oraz Barbara Radziwiłłówna. Z czasem każda śmierć, która mogła być na rękę Bonie, wpisywana była do katalogu jej przestępstw.
Przy tych zarzutach drwiny z wychowania Zygmunta Augusta były jedynie niewinnymi żartami. W obozie pod Lwowem, gdzie szlachta stoczyć miała bohaterską walkę z okolicznym drobiem (wspomniany już rokosz nazwany prześmiewczo „wojną kokoszą”), pisano:
Syn królewski wychowany przez niewiasty i Włochów, trwożliszych od kobiet samych, nie kocha się w obozach.
Śmiano się też powszechnie, że królowa nie chce wypuszczać syna spod swoich skrzydeł, a żeby osiągnąć swój cel, trzyma przy sobie Zygmunta, otumaniając go poprzez podsuwanie mu bez skrępowania coraz to nowych kochanek. Najsłynniejszą miała być Diana di Cordona, która w swoim mieszkaniu przy bramie Floriańskiej wprowadzała Zygmunta w tajniki sztuki kochania.
Największe gromy spadły jednak na królową po jej wyjeździe z Polski. Wraz z nią wyjechać mieli nie tylko włoscy dworzanie (którzy też stali się zresztą obiektem kpin), ale także wory z ogromnym majątkiem, które szlachta uważała za własność Królestwa. Po opuszczeniu granic państwa, autorytet Bony – jeśli jakikolwiek wcześniej posiadała – runął ostatecznie.
Dlaczego znienawidzona?
Trudno dzisiaj orzec, ile było w tych zarzutach stawianych Bonie prawdy, a ile czystego wymysłu. Z jednej strony włoscy nauczyciele pisali o niej, że to osoba łagodna i niezwykle uprzejma, z drugiej jednak w polskich źródłach uchodziła za heterę, która terroryzowała nie tylko męża i dzieci, ale i cały dwór oraz elity Rzeczpospolitej. Z pewnością nie była Bona aniołem. Wybuchowy charakter, choć najpewniej w podwawelskich relacjach mocno przerysowany, zapewne często dawał o sobie znać. Wynikało to być może nie tyle z wrodzonej podłości, ile z ambicji, które nie pozwalały milczeć, kiedy nic nie układało się po myśli królowej.