Maciej Zaremba, „Wprost”: Gabriel Narutowicz dziś jest znany przede wszystkim jako pierwszy polski prezydent. Jednak wcześniej pełnił inne role niż te polityczne. Kim był Narutowicz?
Dr hab. Marek Białokur: Przede wszystkim był bardzo ciekawym człowiekiem. Jego biografia wpisuje się w typowy sposób w dzieje Polaków przypadające na czasy, kiedy nie było państwa polskiego. Urodził się tuż klęsce powstania styczniowego. Jego ojciec szybko go osierocił, a jego wychowaniem musiała zająć się matka, która jako silna i wyzwolona kobieta zadbała, żeby jej dwóch synów otrzymało wykształcenie. Młody Gabriel z bratem skończyli niemieckie gimnazjum w Lipawie na terenie dzisiejszej Łotwy. W ten sposób matka chciała ich ochronić przed rusyfikacją. Co prawda miasto leżało na terenie imperium rosyjskiego, ale Rosjanie pozwolili Niemcom na swoistą autonomię w edukacji.
Gabriel Narutowicz zrobił karierę w Szwajcarii
W jaki sposób przyszły prezydent trafił do Szwajcarii?
Do Szwajcarii Narutowicz trafił w połowie lat 80. XIX wieku. To nie był wyjazd w celach edukacyjnych, ale w celu ratowania życia. Przyszły prezydent miał duże problemy z płucami. Podjął fatalną decyzję, żeby kształcić się w Petersburgu. A Petersburg to miasto wybudowane na ludzkich kościach i wodzie, więc dla ludzi z chorobami płuc to najgorsze miejsce. Bardzo szybko nastąpił nawrót choroby. Lekarze byli bezradni i wskazali matce, że jeżeli chce ratować syna, to musi z nim wyjechać tam, gdzie leczy się osoby z chorobami płuc. A jednym z takich miejsc było szwajcarskie Davos, gdzie Narutowicz trafił na leczenie. To był początek jego, trwającej ponad 30 lat, bytności w Szwajcarii.
A dlaczego Narutowicz nie wrócił po studiach do Polski?
Zdecydowało o tym zrządzenie losu.