Jak zatonął Jan Heweliusz? „Męczyli się tak z półtorej godziny, potem wszystko ucichło”

Jak zatonął Jan Heweliusz? „Męczyli się tak z półtorej godziny, potem wszystko ucichło”

Dodano: 
Prom „Jan Heweliusz” w 1986 roku. Na burtach widoczne skutki pożaru
Prom „Jan Heweliusz” w 1986 roku. Na burtach widoczne skutki pożaru Źródło: Wikimedia Commons / CC BY 2.5 / Balcer
Ten statek miał katastrofę zapisaną w genach – mówi kapitan i dziennikarz Marek Błuś. – To nie był „lucky ship” – dodaje Krystyna Pohl, dziennikarka zajmująca się tematyką morską. 14 stycznia mija 30 lat od zatonięcia promu Jan Heweliusz. W tragedii zginęło 55 osób. Uratowało się jedynie 9. To największa katastrofa w historii polskiej marynarki handlowej.

Jan Heweliusz wyszedł w swój ostatni rejs 13 stycznia 1993 roku. Nie był to jednak zwykły wieczór i już na starcie prom miał dwugodzinne opóźnienie. Wszystko przez konieczność naprawy furty rufowej – prom uszkodził ją trzy dni wcześniej po uderzeniu narożnikiem w nabrzeże w Ystad. Jak mówił później podczas przesłuchań przed Izbą Morską jeden ze specjalistów ds. technicznych, prace naprawcze nie zostały dokończone, nie dokonano też ostatecznego sprawdzenia szczelności. To dlatego, że statek szykował się do wyjścia w morze.

„Cats”, konserwy i słonecznik na pokładzie

Prom zabrał na pokład 28 TIR-ów i 10 wagonów. W nich najróżniejsze towary. Między innymi nasiona słonecznika, cebula, konserwy, palety i magazyny erotyczne „Cats”. Na statek wsiadło 35 pasażerów (to w większości kierowcy ciężarówek) i 29 członków załogi.

Na morzu szalał sztorm, jak jednak opowiadali potem ocaleńcy, nic nie zapowiadało katastrofy.

Bogdan Zakrzewski, ochmistrz*:„To było normalne wyjście, trochę opóźnione, wiał zimny wiatr, nie pierwszy taki zimny wiatr na morzu”.

Edmund Brzeziński, motorzysta: „Była godzina 24.00. Zeszliśmy z moim oficerem – Januszem Lamkiem – z wachty. Poszedłem odpocząć na koję, trochę bujało (...). W sztormie w sumie pływałem wiele razy, więc byłem nawykły”.