Włoska policja najprawdopodobniej rozwiązała jedną z najbardziej zagadkowych spraw, która sięga 1909 r. 12 marca tamtego roku zamordowany został Giuseppe „Joe” Petrosino, znany nowojorski detektyw.
Petrosino przebywał na Sycylii w celu pozyskania informacji na temat mafii. Został zastrzelony w centrum Palermo przy pomniku Garibaldiego. Do dziś tajemnicą było, kto go zabił. Prawda ujawniła się za pomocą nagrań, które doprowadziły do fali aresztowań w stolicy Sycylii w poniedziałek.
Na nagraniach słychać jak rzekomy „szef” Cosy Nostry, Domenico Palazzotto, mówił do pozostałych mafiosów, że Petrosino został zamordowany przez jego dziadka stryjecznego. – Wuj mojego ojca nazywał się Paolo Palazzotto. On dokonał pierwszego morderstwa policjanta w Palermo. On zabił Joe Petrosino, w imieniu Cascio-Ferro – powiedział.
Don Vito Cascio-Ferro, „ojciec chrzestny” głównej mafii, był jednym z podejrzanych o zabójstwo Petrosino. Został jednak wypuszczony z aresztu, kiedy alibi zapewnił mu polityk, mówiący, że Cascio-Ferro przebywał w jego domu podczas morderstwa.
W poniedziałek włoska policja aresztowała 91 osób w nalotach na dwa klany Cosy Nostry działające w zachodnim Palermo. Oskarżono ich o liczne przestępstwa, w tym wymuszenie i pranie brudnych pieniędzy.
The Guardian
Na nagraniach słychać jak rzekomy „szef” Cosy Nostry, Domenico Palazzotto, mówił do pozostałych mafiosów, że Petrosino został zamordowany przez jego dziadka stryjecznego. – Wuj mojego ojca nazywał się Paolo Palazzotto. On dokonał pierwszego morderstwa policjanta w Palermo. On zabił Joe Petrosino, w imieniu Cascio-Ferro – powiedział.
Don Vito Cascio-Ferro, „ojciec chrzestny” głównej mafii, był jednym z podejrzanych o zabójstwo Petrosino. Został jednak wypuszczony z aresztu, kiedy alibi zapewnił mu polityk, mówiący, że Cascio-Ferro przebywał w jego domu podczas morderstwa.
W poniedziałek włoska policja aresztowała 91 osób w nalotach na dwa klany Cosy Nostry działające w zachodnim Palermo. Oskarżono ich o liczne przestępstwa, w tym wymuszenie i pranie brudnych pieniędzy.
The Guardian