Czerwiec 1920 r. W estońskim Rewlu (obecnie Tallin) rozpoczyna się finansowe szaleństwo. Przyczyną jest 30 t złota, zrabowane przez bolszewików z rosyjskiego skarbca i wystawione na sprzedaż przez ich zaufanego bankiera Olofa Aschberga. Do Rewla ściągają biznesmeni z całego świata, zarówno drobni kanciarze, jak i przedstawiciele szacownych firm z Wall Street i londyńskiego City. Wiedzą, że nieuznawany na świecie bolszewicki rząd musi sprzedawać zrabowane złoto tanio, nawet 25 proc. poniżej jego rynkowej wartości: handel sztabami z carską puncą jest przecież obłożony embargiem. Jest jednak na to sposób. Zakupione złoto po przewiezieniu do Szwecji zostaje przetopione w pracującej pełną parą królewskiej mennicy i zaopatrzone w jej znaki. Tak „wyprany” kruszec można bez problemu sprzedać na nowojorskiej giełdzie z olbrzymim zyskiem. Finansiści doskonale się orientują, na co bolszewicki rząd potrzebuje pieniędzy – na broń. Od maja 1920 r. na terenie Ukrainy trwają zacięte walki polskich wojsk z Armią Czerwoną, która w początkach czerwca przechodzi do niszczycielskiej kontrofensywy.
TO SPÓŁDZIELCY, NIE BOLSZEWICY
Lloyd George, jak wynika z pamiętników jego ministrów, doskonale o tym wiedział. Był jednak gotów kłamać publicznie nawet przed Izbą Gmin, twierdząc, że rosyjska delegacja jest niezależna od bolszewickiego rządu. Przyczyna była prosta – Krasin obiecał zrobić w Wielkiej Brytanii ogromne zakupy, przede wszystkim broni i lokomotyw, które w warunkach toczonej wojny miały dla Rosji znaczenie strategiczne. Takie zamówienia mogły ożywić pogrążoną w powojennej recesji gospodarkę Wysp, co na dwa lata przed kolejnymi wyborami miało dla George’a niebagatelne znaczenie. W sumie bolszewicy zamierzali przeznaczyć na kupno sprzętu wojskowego 200 mln dolarów (odpowiednik obecnych 20 mld dolarów), a na import taboru kolejowego – 100 mln dolarów. Na szczęście dla Polski dostawy broni i lokomotyw nie zdążyły dotrzeć do Rosji latem 1920 r. Nie dotarły jednak również obiecane przez brytyjski rząd dostawy dla polskiej armii, zablokowane przez strajk dokerów należących do związków zawodowych, hojnie finansowanych przez bolszewików. Sama tylko komunistyczna gazeta „Daily Herald” otrzymała od Krasina 35 tys. funtów (równowartość obecnych 7 mln dolarów). Polskie wojsko wygrało wojnę 1920 r. ostatkiem sił, dzięki 20 mln sztuk amunicji wysłanych przez rząd węgierski, które dotarły pociągiem do Skierniewic 12 sierpnia i umożliwiły przeprowadzenie zwycięskiej kontrofensywy.
Jak to się stało, że już niespełna 2,5 roku po listopadowym przewrocie w Rosji zachodni finansiści i politycy byli gotowi robić interesy z bolszewikami, chociaż doskonale wiedzieli, że umożliwiają w ten sposób przetrwanie komunistycznego reżimu? Kluczem do tej zagadki są rozpalające wyobraźnię bajeczne bogactwa Rosji.
KASYNO ROSJA
U progu XX w. imperium Romanowów nie było bynajmniej krajem tak zacofanym, jak przedstawiała to później komunistyczna propaganda. A już na pewno nie było państwem biednym. W produkcji węgla, żelaza i stali zajmowało czwarte miejsce na świecie, po USA, Wielkiej Brytanii i Niemczech, przed Francją. Produkcja przemysłowa w latach 1908-1914 rosła w tempie niemal 9 proc. rocznie. Rosja była też największym na świecie eksporterem żywności. W rezultacie stałej nadwyżki handlowej tuż przed wybuchem I wojny światowej miała największe w Europie rezerwy złota, a wartość prywatnych depozytów każdego roku rosła o 50 proc.
Romanowowie byli uważani za najbogatszą rodzinę świata, z majątkiem wartym 9 mld dolarów (równowartość 1 bln dolarów obecnie), a majątki oligarchów, takich jak Beckendorfowie, Szuwałowowie czy Jusupowowie, niewiele jej ustępowały. Ówcześni analitycy zgodnie przewidywali, że rosnąc w takim tempie, Rosja zdominuje w XX w. światową gospodarkę. Inwestorzy z całego świata kupowali więc udziały w tamtejszych przedsięwzięciach z nadzieją na ogromne zyski, zwłaszcza z eksploatacji słabo zagospodarowanej jeszcze Syberii. Po zamachu stanu w listopadzie 1917 r., kiedy to finansowani przez Niemcy bolszewicy rozpędzili rząd i aresztowali carską rodzinę (celem operacji było wyłączenie Rosji z wojny po stronie Ententy), dostęp do bogactw wartych wiele bilionów dzisiejszych dolarów uzyskała grupa zawodowych terrorystów z Leninem i Trockim na czele. Nie od razu jednak. Początkowo sektor bankowy stawił opór bolszewikom, odmawiając wydawania depozytów i gotówki samozwańczej władzy. A ta potrzebowała pieniędzy choćby na opłacenie Czerwonych Strzelców Łotewskich – jedynej profesjonalnej, liczącej 35 tys. żołnierzy jednostki, na jaką grupa Lenina mogła w owym czasie liczyć.
SKOK NA 150 MLD DOLARÓW
W ciągu pół roku finansiści zmiękli – metoda brania zakładników spośród prezesów największych banków, „depersonalizacja wkładów” (co w bolszewickim slangu oznaczało po prostu rozbijanie bankowych skrytek i skarbców), a przede wszystkim powstanie nadzwyczajnej komisji do walki z kontrrewolucją (Czeka) Feliksa Dzierżyńskiego wydającej wyroki śmierci w trybie pozasądowym zrobiły swoje. Wiosną 1918 r. bolszewicy mieli już w rękach depozyty, dzięki którym mogli się utrzymać przy władzy przez lata. Pod warunkiem jednak, że zrabowany kruszec uda się sprzedać.
Chaos, jaki zapanował po przejęciu władzy przez Lenina, doprowadził do totalnej zapaści gospodarczej. Tylko od stycznia do marca 1918 r. z powodu braku pieniędzy i zerwania łańcuchów dostaw zbankrutowało 405 przedsiębiorstw zatrudniających 200 tys. robotników. Nieliczne fabryki broni koło Tuły, które nie przerwały produkcji i zostały przejęte przez nową władzę, dostarczały zaledwie 25 proc. amunicji niezbędnej do prowadzenia wojny z coraz liczniejszymi wrogami. Jedynym źródłem dochodu dla nowego reżimu było więc sprzedanie zrabowanych depozytów, a jedynym sposobem zdobycia broni i amunicji – jej kupno za granicą.
Początkowo się wydawało, że sprawa jest beznadziejna. Ponieważ rabując banki, bolszewicy kradli także własność zagranicznych firm i instytucji finansowych, nacjonalizowali międzynarodowe spółki akcyjne (w samym tylko górnictwie 98 proc. kopalń należało do zagranicznych udziałowców), a do tego odmówili spłacenia zaciągniętych przez Rosję kredytów, zachodni świat natychmiast zareagował sankcjami. Okazały się zupełnie nieskuteczne. Do obejścia embarga wystarczył jeden zaufany bankier i jeden cyniczny rząd, by bolszewicki „skok na kasę” zalegalizować.
CZERWONY BANKIER I SPÓŁKA
Olof Aschberg miał 39 lat, kiedy za pośrednictwem JP Morgan Guaranty Trust zdobył dla carskiej jeszcze Rosji pierwszą dużą amerykańską pożyczkę wojenną. Ten urodzony w rodzinie rosyjskich Żydów szwedzki finansista był już w tym czasie właścicielem Nya Banken (Nowego Banku), o którym wkrótce miało się zrobić głośno jako o głównym kanale przesyłania pieniędzy z Niemiec dla agentów bolszewickich w Piotrogrodzie. Aschberg pracował więc dla obydwu stron. Kiedy po wykryciu podejrzanych przekazów telegraficznych znalazł się na czarnej liście Ententy, sprzedał udziały w Nya Banken, założył SEA – Szwedzką Spółkę Finansową – i całkowicie poświęcił się handlowi z bolszewicką Rosją. Głównym zadaniem SEA było upłynnianie złota zrabowanego z rosyjskich rezerw. Była to prawdopodobnie największa operacja prania brudnych pieniędzy w historii. Początkowo, z powodu brytyjskiej blokady Bałtyku, sprawy szły powoli – kosztowności po prostu przemycano w walizkach do Niemiec i innych krajów. Środki z ich sprzedaży wystarczyły co prawda do przetrwania bolszewickiego reżimu, ale jego władza ograniczała się głównie do północnej i centralnej Rosji.
Prawdziwy złoty boom zaczął się na początku 1920 r., kiedy bazą Aschberga stał się Rewel w Estonii, która jako pierwsze państwo na świecie uznała bolszewicki rząd. Co ciekawe, operacja odbywała się za cichą zgodą Johana Laidonera, bohatera walk o niepodległość kraju przeciw… bolszewikom. Laidoner był wówczas głównodowodzącym armii. Wkrótce odszedł z wojska i... został prezesem estońskiego Harju Banku.
Z Rewla kruszec był przewożony statkami do Sztokholmu, gdzie go przetapiano. W ten sposób w ciągu dwóch lat bolszewicy wyeksportowali z kraju 500 t złota o obecnej wartości 35 mld dolarów. Szwedzki rząd nie reagował na wezwania innych krajów, szczególnie Francji, której obywatele najwięcej stracili na bolszewickiej rewolucji (ponad milion Francuzów było właścicielami rosyjskich akcji i obligacji), by złoto traktować jako zabezpieczenie należności niespłaconych przez Rosję. Przyczyna była prosta – miejscowe przedsiębiorstwa czerpały ogromne zyski ze sprzedaży bolszewikom lokomotyw, wagonów, karabinów, amunicji, wojskowych butów i mundurów, rudy żelaza, części do maszyn i samochodów, a nawet papieru, farby drukarskiej i taśmy filmowej, niezbędnych do szerzenia komunistycznej propagandy. Ten boom musiał robić wrażenie na przedsiębiorcach z innych krajów. Szybko się okazało, że chętnych do robienia interesów z płacącym złotem zbrodniczym reżimem jest aż nazbyt wielu.
KRYM? JESTEŚMY ZMĘCZENI
Polacy mieli szczęście, że wojnę z bolszewikami udało się zakończyć, zanim zamówiony przez nich za granicą sprzęt i uzbrojenie zostały dostarczone do Rosji. Takiego szczęścia nie miał już biały generał Piotr Wrangel, którego znajdujące się na Krymie wojska przez pół roku skutecznie broniły półwyspu przed Armią Czerwoną. W listopadzie 1920 r. zostały zaatakowane przez pięć sowieckich armii i pokonane w ciągu dziesięciu dni. Zaledwie trzy miesiące po przegranej wojnie z Polską, która kosztowała ponad 100 tys. zabitych i drugie tyle jeńców, dzięki sprzedaży zrabowanego złota bolszewicy mogli znów przejść do ofensywy.
Ważną rolę odegrały tu transport kolejowy i nowe wyposażenie. Duża część z ponad 145 tys. krasnoarmiejców została dowieziona na Krym lokomotywami dostarczonymi przez firmę Nyquist & Holm z Newcastle i wyposażona w zakupione na Zachodzie mundury, buty i karabiny. Amunicji też nie brakowało, czego dowodem są przeprowadzane po zdobyciu Krymu masowe egzekucje – rozstrzelano w nich ponad 50 tys. cywilów. Gdy na półwyspie trwały walki, a brytyjskie firmy realizowały kolejne zamówienia dla bolszewickiego rządu, premier Lloyd George odmówił udzielenia pomocy militarnej Wranglowi, twierdząc, że „brytyjska opinia publiczna jest już zmęczona nieudaną interwencją na Wschodzie”.
Po pokonaniu ostatniej białej armii bolszewicy mogli się zająć rozprawą z antykomunistyczną partyzantką, której działalność przybrała w tym czasie ogromne rozmiary. Głód, upadek gospodarki i represje spowodowały, że największym wrogiem nowej władzy stali się zwykli ludzie, głównie chłopi. Na Ukrainie oddziały Nestora Machny liczyły 15 tys. bojowników. Na Kaukazie powstanie objęło 30 tys. ludzi, na Syberii – 60 tys., a w guberni tambowskiej – aż 110 tys. Partyzanci byli słabo uzbrojeni, czasem tylko w broń białą lub po prostu widły. Tymczasem do walki z nimi Armia Czerwona wyruszyła wyposażona jak nigdy dotąd.
PODPISALI? ATAKUJCIE
Jak podaje prof. Sean McMeekin, autor książki „Największa grabież w historii”, tylko w styczniu 1921 r. bolszewicy złożyli w USA, Niemczech i Wielkiej Brytanii zamówienia na 300 tys. butów z cholewami, 10 tys. kompletów opon, 2650 gaźników samochodowych, 46,5 tys. świec zapłonowych, 200 tys. karabinów i 500 tys. nabojów. Powstania zostały utopione we krwi – w wyniku walk i represji zginęło co najmniej 300 tys. cywilów. Wiosną 1921 r. cała Rosja była już pod władzą komunistów, a możliwości transportowe Armii Czerwonej były na tyle duże, że mogła interweniować w dowolnym punkcie kraju.
Ostatnim powstaniem, które mogło zagrozić bolszewikom, był bunt 26 tys. marynarzy w Kronsztadzie – ufortyfikowanym porcie w Zatoce Fińskiej. Towarzyszyły mu masowe strajki w Piotrogrodzie. Dawna stolica Rosji była wówczas miastem upadłym, zamieszkiwanym zaledwie przez 20 proc. mieszkańców, których liczyła przed rewolucją. Panował głód i bandytyzm. Na ulicach na wysokość człowieka piętrzyły się sterty niesprzątanych od ponad trzech lat śmieci. Wszechobecne szczury przenosiły choroby, które szybko zamieniały się w epidemie: w jednym ze szpitali w ciągu trzech miesięcy zmarło 75 proc. personelu. Jak pisze McMeekin, bolszewicy nie zamierzali się troszczyć o nieprzychylnych im cywilów. Za zrabowane złoto kupowali wyłącznie towary potrzebne armii i partyjnej elicie.
Oblężenie Kronsztadu przez Armię Czerwoną rozpoczęło się 8 marca 1921 r., jednak z decyzją o szturmie zwlekano. W tym czasie w Londynie premier Lloyd George miał zaakceptować projekt sowiecko-brytyjskiego porozumienia, co oznaczało nie tylko uznanie de facto bolszewickiego rządu za partnera handlowego, lecz także legalizację zrabowanego przez niego złota. Porozumienie podpisano rankiem 16 marca. Następnego dnia Lew Trocki wydał rozkaz generalnego szturmu na Kronsztad, m.in. z wykorzystaniem samolotów kupionych na Zachodzie. Ostatnie wielkie powstanie przeciwko bolszewickiej władzy zostało zmiażdżone.
DYKTATOR – NAJLEPSZY KLIENT
W 1922 r. złoto się skończyło. Bolszewicki rząd zaoferował wówczas zachodnim przedsiębiorcom i bankierom… udział w odbudowie zrujnowanego kraju. A także koncesje na wydobycie surowców i wiele innych prestiżowych kontraktów (m.in. na budowę moskiewskiego metra). Tak rozpoczął się NEP – Nowa Polityka Ekonomiczna – w czasie której dzięki zachodnim kapitałom i technologiom w ciągu zaledwie pięciu lat produkcja rosyjskiego przemysłu wzrosła o 300 proc., osiągając w 1928 r. poziom sprzed rewolucji. Jak pisał ekonomista i historyk Antony Sutton, autor m.in. książki „Wall Street and the Bolshevik Revolution”, „w tym czasie każda rosyjska fabryka została odbudowana i uruchomiona ponownie przez zagraniczne korporacje”.
Gdy wraz z objęciem władzy przez Stalina rozpoczął się odwrót od „kapitalistycznego eksperymentu NEP”, a zaczęło centralne planowanie, z pomocą również ruszyły zachodnie firmy. Pierwszy sowiecki plan pięcioletni, jak wynika z badań Suttona, został opracowany przez korporację Alberta Kahna, zwanego też „architektem Detroit” z racji olbrzymich projektów przemysłowych, które realizował w tym mieście. Rosjanie powielili jego system w setkach, tworząc zręby przyszłej potęgi sowieckiego przemysłu zbrojeniowego. Wszystkie fabryki samochodowe i lotnicze powstałe w latach 30. na terenie ZSRR zostały zbudowane przez koncerny niemieckie, francuskie, brytyjskie i amerykańskie. Aby zdobyć pieniądze na realizację tych inwestycji, Stalin kazał sprzedać za granicę większość zboża produkowanego w ZSRR. Doprowadziło to w latach 1932- -1933 do wielkiego głodu, w czasie którego na Ukrainie, Powołżu i Kaukazie zmarło ok. 5 mln ludzi.
Czy można wierzyć w skuteczność ekonomicznych sankcji wobec kraju takiego jak Rosja? Współpraca między wielkimi zachodnimi korporacjami przemysłowymi i finansowymi a rosyjską elitą, bez względu na jej pochodzenie, istniała zawsze. Nie ma bowiem lepszego klienta w kraju tak obfitującym w bogactwa niż dyktator, który może wszystko. Najlepiej samemu wyhodowany.
Artykuł ukazał się w 13/2014 numerze tygodnika " W prost"
Najnowszy numer "Wprost" od poniedziałku rano będzie dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay