Bitwa warszawska 1920 to nie wszystko. „Od tamtego momentu zaczęła się inna wojna”

Bitwa warszawska 1920 to nie wszystko. „Od tamtego momentu zaczęła się inna wojna”

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. Wikimedia Commons
- W sensie militarnym koniec tej wojny wyznacza traktat ryski. Natomiast efekty dalsze to 15 marca roku 1923, gdy rada ambasadorów ententy uznała polskie granice państwowe na wschodzie. I to był właściwy koniec wojny dla Polski – mówi w rozmowie z „Wprost” prof. Zdzisław Julian Winnicki.

Gdy słyszymy hasło „wojna polsko-bolszewicka”, reagujemy jednoznacznie: bitwa warszawska. Tymczasem, historia nie zawsze jest tak oczywista i jednoznaczna. Bitwa pod Warszawą wszystkiego nie rozstrzygnęła od razu. O tym, kto najbardziej wpłynął na losy bitwy warszawskiej, jak przedstawiała się sprawa na wschodzie i co sprawiło, że kozacy zapominali komu służą – opowiada prof. Zdzisław Julian Winnicki.

Kacper Świsłowski: Wiele już powiedziało się o przebiegu bitwy, manewrach. Ale kto był ojcem tego zwycięstwa?

Prof. Zdzisław Julian Winnicki: Te sprawy historia już dawno rozstrzygnęła – te spory idą raczej po stronie politycznej, ideologicznej, w odniesieniu do genezy planu tzw. bitwy warszawskiej. Ogólnie przyjęło się, że ten, kto dowodzi i zatwierdza plan, jest jego twórcą. To, że generał Rozwadowski przygotowywał taki plan oznacza, że przygotowywał go zgodnie z założeniami naczelnego dowódcy, który ten plan przyjmował i następnie wydawał polecenia, rozkazy. To naczelny wódz był autorem planu i za niego odpowiadał.

Cat-Mackiewicz pisał za to, że najważniejszą rolę odegrał Francuz Weygand.

Generał Weygand, z tego co wspominają źródła, nie odegrał istotnej roli gdy idzie o koncepcję wojny – on tej koncepcji wojny na polskim froncie nie znał. Nie rozumiał istoty i okoliczności prowadzenia tej wojny.

Pozostaje sprawa generała Rozwadowskiego, który przez endecję był uznawany za człowieka, który bitwę warszawską „wygrał”. A potem trafił do więzienia po przewrocie majowym.

Generał Rozwadowski był oficerem austro-węgierskim, który w pewnym sensie z ramienia CK-armii nadzorował Legiony. To oczywiście nie mogło się podobać dowódcom Pierwszej Brygady, żołnierzom i późniejszym ideologom. Czyli tym, którzy byli podporządkowani w jakiś sposób Józefowi Piłsudskiemu. Natomiast generał Rozwadowski był związany z ruchem narodowo-demokratycznym, a ten ruch był w skrajnej opozycji wobec tego, co robił Piłsudski przed wybuchem wojny i po jej zakończeniu. To, co stało się później z generałem Rozwadowskim, to efekt polityki, a nie jakiś działań specjalnych.

Zanim jednak wojna wybuchła, Piłsudski odwiedził Kijów. Podobno wracał z Ukrainy niczym Bolesław Chrobry?

Odbyło się uroczyste posiedzenie Sejmu, odbyła się uroczysta msza, podczas której wyniesiono walory i chwałę armii polskiej. Wydawało się, że federacyjny plan Józefa Piłsudskiego zaczyna żyć. Gdyby udała się kwestia federacyjna w odniesieniu do Ukrainy, to dużo łatwiejszą kwestią do poruszenia byłaby federacja z Białorusią, a być może i Litwą. Chociaż w przypadku Litwy należy postawić wielki znak zapytania i Litwę z tego planu federacyjnego wyłączyć.

Plan federacyjny Piłsudskiego był jeszcze potem rozważany?

W okolicznościach zawierania preliminariów pokojowych, związanych z zawieraniem traktatu pokojowego w Rydze, pojawiła się pewna sytuacja. Twierdzono, że sprawa ukraińska jest stracona na zawsze, od strony współpracy wojskowej. Ale ciągle próbowano oddziaływać na stronę białoruską. Liczono na umożliwienie tym narodom ujarzmianym już przez bolszewików na jakiś element niepodległości, suwerenności – co było mrzonką. Nie mniej wywołanie tych państw – narodów w tekście traktu miało znaczenie.

Wojna polsko-bolszewicka, to przeważnie jedno skojarzenie – wygrana bitwa warszawska i na tym kończy się wiedza wielu Polaków. Wojna rozpoczęła się walkami o Wilno, a kiedy skończyła?

W sensie militarnym koniec tej wojny wyznacza traktat ryski. Natomiast efekty dalsze to 15 marca roku 1923, gdy rada ambasadorów ententy uznała polskie granice państwowe na wschodzie. I to był właściwy koniec wojny dla Polski.

Czy coś działo się potem?

Od tamtego momentu zaczęła się inna wojna. Zaczęła się dywersja ze strony sowietów na Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej Polskiej. Tak więc wojna polsko-bolszewicka, z fazy militarnej przeszła w fazę dyplomatyczną, a zakończyła się próbą siania zamętu na Kresach przez dywersję bolszewicką. Ta dywersja trwała przygasła w roku 1924, ponieważ powołano wtedy na wschodniej granicy Korpus Ochrony Pogranicza.

Przytoczyłby pan jakieś konkretne wydarzenia właśnie z Kresów Wschodnich, z czasów wojny?

Jest wiele nieznanych epizodów tej wojny. Działo się to pod Wołkowyskiem, to miasto, które przed wojną było miastem powiatowym województwa białostockiego, a obecnie jest pierwszym miastem rejonowym na Białorusi. Otóż, pod Wołkowyskiem w pewnym momencie polska kawaleria wzięła do niewoli kozaków, którzy walczyli po stronie bolszewików. Ci kozacy byli spieszeni, pozbawieni broni, a szwadronem, który ujął tych kozaków dowodził Polak – wcześniej oficer kozacki.

Co było dalej?

W momencie, gdy cała eskorta wpadła w zasadzkę pod Wołkowyskiem, nie wahając się ani chwili, Polak sam były oficer kozaków dońskich wydał tym kozakom komendę z czasów carskiej armii: „na koń!”. Następnie nakazał im atakować placówkę bolszewicką, co ci wykonali z „radością i pogwizdywaniem”, jak pisze historiografia.

A czasy powojenne na Kresach Wschodnich?

W tym samym Wołkowysku, po zakończeniu wojny stacjonował Trzeci Pułk Strzelców Konnych, który składał się w całości z kadry polskiej, głównie pochodzenia kadrowego, oficerskiego rosyjskiego i podoficerów polskich. Natomiast ¾ żołnierzy w tym pułku stanowili zbiegowie z armii bolszewickiej, kaukascy górale, Czeczeni. I do roku 1922 komendy w tym pułku były wydawane w języku rosyjskim, ale ta mocno międzynarodowa kompania wiedziała, że służy Rzeczypospolitej Polskiej.

Mówiąc o bitwie warszawskiej, należałoby wspomnieć o ekranizacji tego wydarzenia. Jakie jest Pana zdanie o filmie?

Film bardzo nieudany – zrobiony na „mięsiarstwo”, właściwie odrażający współczesnego widza od wielkiego etosu i patosu bitwy. Film od strony dbałości o szczegóły typu: uzbrojenie, mundur, komenda, okoliczności, prowadzenie kamery był wyśmienity. Natomiast idea filmu i końcowa scena, że jest to jedynie upadek, mord i nieszczęście – to po prostu odpycha i odraża. I to od chwalebnej sprawy, jaką była ta bitwa w skali nie tylko Polski, ale całego obszaru europejskiego, którego dotyczyła. To nie ten film, który powinien powstać.

Czytaj też:
Piłsudski, Rozwadowski, czy Weygand? Kto odpowiada za zwycięstwo w bitwie warszawskiej?

Źródło: WPROST.pl