Nowy przewodniczący uchodził za ulubieńca Edwarda Gierka. Miał odpowiedni rozmach i twierdził, że „w telewizji skończył się czas manufaktury, a zaczyna się wielkoprzemysłowy”. Nie interesował się programami o uznanej renomie, z dużą dozą pragmatyzmu uważał, że nie ma powodu ulepszania czegoś, co dobrze funkcjonuje, i choćby dlatego nie ingerował w działalność Teatru Telewizji. „Powiedziałbym, że jego bardziej interesowała baza niż nadbudowa – kontynuował Passent. – Do mnie mówił tak: »Widzi pan tę zapałkę, składa się ona z główki i drewienka. Sama główka nie ma sensu, bo parzy, a samo drewienko się nie pali. Dopiero jedno z drugim tworzy całość. Widz ogląda na ekranie tylko świecącą główkę, a ja chciałbym mu uzmysłowić, jaki ogrom się za tym kryje. Transport, meble, elektronika«. To fascynowało Szczepańskiego. Uważał, że ilość przechodzi w jakość”.
Do realizacji swoich zamierzeń potrzebował sprawnego zespołu, w związku z czym w pierwszych miesiącach jego rządów na Woronicza nastąpiło kadrowe trzęsienie ziemi. Zwolniono z pracy około 1200 osób, czyli dziesięć procent stanu osobowego telewizji. Szczepański nie miał skrupułów, a poza tym lubił urządzać pokazówki. Polecił zwolnić wartownika, który wpuścił go do firmy bez okazania legitymacji (!), pozbywał się ludzi za nieprzestrzeganie zakazu palenia. Bez większych emocji usuwał nawet największe gwiazdy – Joannę Rostocką prowadzącą teleturniej „Wielka gra” polecił zwolnić za pokazanie się na wizji z krzyżykiem na szyi. Interweniującemu w jej sprawie Mieczysławowi Rakowskiemu wyjaśnił, że zażądał tego aktyw partyjny. „To parszywe bydlę! – irytował się Rakowski. – Aktyw! Już widzę ten partyjny aktyw. Powstał tylko w jego wyobraźni. Szczepański jest jednym z klasycznych typów, którzy mają w d… jakąkolwiek ideologię. Ich ideologia to forsa, stanowiska, baby, samochód, słowem – pełnia życia”.
Usunął z pracy także prezentera pogody Czesława Nowickiego, będącego jedną z najbardziej lubianych osobowości szklanego ekranu. Popularny „Wicherek” miał nieszczęście powiedzieć na wizji, że „burza nadchodzi od wschodu”, a na dodatek nie chciał zapowiedzieć pięknej pogody na 1 maja. Szczepański wyrzucił również z etatu Kazimierza Korda, światowej sławy dyrygenta i szefa Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia i Telewizji w Katowicach. Kord regularnie wyjeżdżał służbowo za granicę, dlatego pretekstem do jego zwolnienia stała się „częsta nieobecność w pracy”. Przewidując protesty załogi, prezes zagroził usuwaniem pracowników według „kolejności podpisów na liście protestacyjnym”. Chętnych do kontestacji już nie było. Głośnym echem odbiło się zwolnienie Witolda Zadrowskiego, który chciał nadać na antenie zachowaną wypowiedź Józefa Piłsudskiego. „Padł ofiarą – wspominał Jerzy Gruza – lekkomyślnego zbliżenia się z szefem podczas święta [pierwszo]majowego. W czasie częstych postojów grupy Radiokomitetu idącej w pochodzie, hamowanej przez »spontaniczne« składanie kwiatów przed trybuną, wdał się, zachęcony ogólną atmosferą zbratania, w rozmowę z przewodniczącym. W przypływie entuzjazmu poinformował go, że na święto 3 maja znalazł oryginalną taśmę z pierwszej transmisji na żywo z głosem marszałka Piłsudskiego.
I nada ją podczas tego święta. Po obchodach został wyrzucony z pracy z hukiem. Gdyby nie wspólny marsz pierwszomajowy, pracowałby do dzisiaj. Gdyby żył”. Szczepańskiemu nadano przydomek Krwawy Maciek, co zresztą przyjął z zadowoleniem. Wiedział, że cieszy się poparciem Gierka i nie musi już obsadzać stanowisk ludźmi z klucza partyjnego. Umożliwiło mu to zatrudnienie autentycznych fachowców, których jedynym zadaniem było skrupulatne wykonywanie woli prezesa.
Reformator
„Telewizja jest wielką fabryką – tłumaczył Szczepański. – Podzielić ją trzeba na działy, tymi działami będą naczelne redakcje. Każda wyprodukuje programy, które spłyną do naczelnej dyrekcji programowej. Naczelna dyrekcja złoży je do kupy i wpakuje »na szybę«. Proste? Powołałem więc naczelnych redaktorów redakcji i powiedziałem im: »Nie ja za was będę kadry ustawiał. Ja wam będę tylko dupę prał za wyniki, a wy sami sobie dobierzecie ludzi, jakich potrzebujecie«”. Nic jednak nie pozostawiał przypadkowi, o czym przekonała się Barbara Borys-Damięcka, gdy podczas realizacji programu została wezwana do prezesa: „Przechodzę przez telewizyjny dziedziniec do wysokiego budynku, w którym urzędował. Szczepański siedzi przy biurku. Przed nim kieliszek z koniakiem i… ściana monitorów. Przy moim Studiu 1 jest włączony dźwięk. Słyszę dalsze rozmowy związane z ustawianiem światła. Zrozumiałam, że w gabinecie ma podgląd do wszystkich studiów. Nie mieliśmy o tym pojęcia”. „Zrobił najnowocześniejszą telewizję w całym obozie socjalistycznym – wspominał reżyser Stefan Szlachtycz. – Gdy potrzebował pieniędzy, to je miał. Budżet telewizji był praktycznie otwarty. W razie potrzeby łączyli Szczepańskiego z odpowiednim ministrem i było po sprawie”.
Wizytówką programu telewizyjnego były jego prezenterki, z którymi Szczepański toczył beznadziejną wojnę o ich fryzury. Człowiek, który podporządkował sobie wszystko i wszystkich, nie potrafił uporać się z kobiecą próżnością. „Spikerki były i są fatalnie ubrane i uczesane – przyznawał po latach. – Ileśmy z Xymeną Zaniewską, głównym scenografem telewizji, znakomitym fachowcem, z nimi nawalczyli, żeby je unormalnić. Bezskutecznie. Zaniewska przychodziła do mnie i mówiła: »Kurwa, […] nie, nie mogę sobie poradzić z tymi tłumokami. Tłumaczę im, jak mają się ubrać, instruuję, jak czesać, a gdy spuszczę na chwilę z oczu, to walą sobie lakier na głowę«”. Spikerki uwielbiały lakierować tapirowane włosy, a ich pasją było podnoszenie fryzury. W efekcie przed ich wejściem na plan dochodziło do dantejskich scen, a Zaniewska wprowadziła nawet coś w rodzaju rewizji. „Nie pozwalałam na emisję brać ołówków, długopisów itp., żeby nie wkładały ich pod włosy i nie podwyższały fryzur. Nie powiem, o kogo chodziło, ale jednej ze spikerek podczas festiwalu piosenki wyjęłam spod fryzury połowę gumowej piłki – tak bardzo chciała podnieść tapir na głowie”.
Dobrodziej
„Maciuś bywał podchmielony często – wspominał Tadeusz Zakrzewski. – Podczas kolaudacji filmu o Edwardzie Gierku, zrealizowanego przez Waltera i Mikołajczyka dla telewizji amerykańskiej, prezes siedział przy stole montażowym w drugim rzędzie. Kiedy pojawiły się obrazki z Pierwszym w łódce i wiosłującym zawzięcie, wstał, zatrzymał film, by podyskutować. Siadając, nie trafił dupą w krzesło i wylądował niezdarnie na podłodze.
Kilka miesięcy później w tej samej montażowni »DTV« [»Dziennika Telewizyjnego« – red.] grupa dziennikarzy oglądała relację z pobytu Gierka w Stanach Zjednoczonych. Było ciasno. Szczepański stał za Bartoszem Janiszewskim i Edkiem Mikołajczykiem i co chwilę tracił równowagę. Aż oparł się o plecy Edka. – O, przepraszam – wymamrotał, a Edi dowcipkował: – Czuć na sobie oddech prezesa to dla mnie zaszczyt. Dzień później Krwawy Maciuś kazał wywalić Mikołajczyka z pracy”. Pracownicy zgodnie przeklinali Szczepańskiego, nikt jednak nie chciał zmieniać pracy. Pensje były na wysokim poziomie, a prezes nie przejmował się obowiązującymi przepisami. Jeżeli uważał, że ktoś wart jest wyższych zarobków, to nie zwracał uwagi na kategorię zaszeregowania czy wysługę lat. Dodatkowo firma oferowała cały wachlarz świadczeń i przywilejów, zasiłek porodowy wynosił 5 tys. zł i był prawie dwa razy wyższy niż w innych branżach. Do tego dochodziła wyprawka dla dzieci pracowników rozpoczynających edukację (1800 zł), sprawnie działała zakładowa poliklinika „świadcząca 30 tys. usług rocznie”. W czasach Szczepańskiego zbudowano liczne ośrodki wczasowe, z których jednocześnie mogło korzystać kilkanaście tysięcy osób. Radiokomitet oferował również bezpłatne kolonie dla dzieci pracowników. Aby zapewnić właściwe zaopatrzenie załogi w mięso, uruchomiono nawet własną chlewnię, w której hodowano 600 świń.
Szczepański dbał o odpowiednie prezenty dla partyjnych notabli i członków ich rodzin. W tym celu telewizja zakupiła na zachodzie Europy kilkaset magnetowidów, które pan prezes rozdał prominentom i ich rodzinom. „Na kasetach dla sekretarzy były wszystkie nowości filmowe ze świata – potwierdzał Stefan Szlachtycz. – Telewizja ściągała je na tydzień, żeby decydować o ewentualnym zakupie, i wtedy były nielegalnie kopiowane. Powstała specjalna komórka robiąca polskie wersje tych filmów. Żony sekretarzy domagały się, żeby lektorem był w nich wyłącznie Janek Suzin. Uwielbiały jego głos i nie tylko. Suzin spędzał w telewizji całe noce, nagrywając polskie wersje”.
Mafioso
Pod koniec dekady stosunki panujące w Radiokomitecie zdecydowanie odbiegały od obyczajów obowiązujących w mediach innych państw bloku wschodniego. Z Woronicza było o wiele bliżej do zachodnich stacji telewizyjnych, chociaż czasami zachowanie Szczepańskiego i jego podwładnych przypominało filmy o mafii. Przekonał się o tym osobiście Jerzy Urban, który miał nieszczęście narazić się prezesowi i zapłacił za to usunięciem z programów TVP. Towarzysz Maciej nie chciał jednak ostatecznie zrażać do siebie tego utalentowanego publicysty i zaproponował mu porozumienie. Jako pośrednik wystąpił londyński korespondent TVP Wojciech Kornacki, który zaprosił Urbana do swojego pokoju w warszawskim hotelu Victoria. „W hotelowym apartamencie stały trunki, przekąski i kelner na usługi – wspominał Urban. – Kornacki mówił, że Szczepański mnie ceni i jak ja jego nie będę zaczepiał, to on mnie też nie ruszy. Sceneria tego spotkania była jakby obrazkiem ze złego filmu o mafii narkotykowej. Obśmiałem się i wyszedłem, warknąwszy, że mnie telewizja nie interesuje, a jeśli jej prezes ma do mnie sprawę, to może zadzwonić. Po tej wizycie w hotelu miałem przeświadczenie, że Szczepański naprawdę jest szefem gangu i ja wdepnąłem na chwilę w operetkę nie z mojego świata”.
Gdy po latach oskarżano Szczepańskiego, że uprawiał propagandę sukcesu, tłumaczył, iż wcale wtedy nie kłamał, tylko pokazywał jasne strony tej rzeczywistości. Uważał, że tego wymagała teoria „krytyki spiralnej”, zgodnie z którą o „dziurze w moście można było powiedzieć w telewizji dopiero po jej załataniu”. Inna sprawa, że pomysły programowe ekipy Szczepańskiego do dzisiaj mogą zaskakiwać aktualnością. Jednym z nich był cykl programów prezentujących obyczaje kulinarne różnych narodów. Zaplanowano, że ekipa telewizyjna będzie jeździć po świecie „w sprawie kuchni i smaków” i przedstawiać to na ekranie. Wydaje się, że obecnie prezentowany program „Makłowicz w podróży” jest mutacją niezrealizowanych projektów Szczepańskiego.
„Pomysł upadł z powodu pustych sklepów rzeźnickich – przyznawał Jerzy Gruza. – Nie wypadało się rozkoszować daniami, których nie można było przygotować w Polsce ze względu na braki podstawowych składników. Kiedy Jerzy Kawalerowicz przebywał w Chinach, poczęstowano go kaczką po pekińsku. Słynny reżyser, który chciał wiedzieć wszystko z pierwszej ręki, poprosił chińskiego kucharza, aby mu pogratulować za pyszną kaczkę i zapytać, jak się ją przyrządza. Kucharz chwilę się zastanawiał i wreszcie powiedział przez tłumacza: – Po pierwsze, trzeba mieć kaczkę”.
Skazany
Maciej Szczepański i czwórka jego współpracowników stanęli przed sądem na początku stycznia 1982 r. Od trzech tygodni trwał stan wojenny i ekipa Jaruzelskiego chciała odwrócić uwagę społeczeństwa od sytuacji w kraju. Plan ten się nie powiódł, a otwartemu dla publiczności procesowi przysłuchiwało się zaledwie od kilku do kilkunastu osób. Szczepańskiemu udowodniono „zamontowanie w prywatnej willi w Szczyrku urządzeń antywłamaniowych przekazanych przez szwajcarską firmę Cerberus […], założenie w tejże willi fińskiej sauny sfinansowanej przez firmę Bosch z RFN, wstawienie do warszawskiego mieszkania prezesa kompletu skórzanych mebli sprowadzonych z Danii dla wystroju telewizyjnego studia”.
Ważniejszymi zarzutami okazały się te związane z narażeniem Skarbu Państwa na straty podczas pełnienia obowiązków prezesa Radiokomitetu. Podniesiono sprawę nieuzasadnionych wydatków z Funduszu Popierania Twórczości oraz sprawę Funduszu Nagród. Brakowało pokwitowań odbioru pieniędzy na kwotę 11 mln zł, nigdy jednak nie ustalono, jaka część tej sumy trafiła bezpośrednio do portfela Szczepańskiego. Przy okazji udowodniono, że w ostatnich dniach grudnia 1978 r. Szczepański zapłacił straży pożarnej z Funduszu Popierania Twórczości za akcję zrzucania śniegu z dachów przy Woronicza (trwała akurat zima stulecia i dachy groziły zawaleniem). Proces trwał dwa lata. Maciej Szczepański został skazany na osiem lat więzienia. Nie odbył całej kary, gdyż niebawem po uprawomocnieniu się wyroku rozpoczął wysyłanie listów do Wojciecha Jaruzelskiego i Mieczysława Rakowskiego (ówczesnego wice premiera) z prośbą o ułaskawienie. Akcja ta dość szybko przyniosła efekty. „Zabiegałem o jego przedterminowe zwolnienie – przyznawał były naczelny »Polityki« – ponieważ od początku byłem przekonany, że Maciek padł ofiarą politycznej intrygi nawijanej przez przeciwników Gierka”.
TYTUŁ, ŚRÓDTYTUŁY I SKRÓTY POCHODZĄ OD REDAKCJI „WPROST”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.