We wtorek 8 III 1864 r. do Hotelu Wilard zgłosił się średniego wzrostu krępy generał major wraz z synem. Zdaniem recepcjonisty „wyglądał na człowieka który nadużywa, albo kiedyś nadużywał alkoholu”, wrażenia nie poprawiał „mocno znoszony uniform” generalski. Ten człowiek nie miał „postawy i charyzmy”.
Autorem tego artykułu jest Michał Staniszewski. Tekst "Ulysses S. Grant - narodziny bohatera" ukazał się w serwisie Histmag.org. Materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
Recepcjonista widział już w Waszyngtonie niejednego generała, który robił lepsze wrażenie. Dla strudzonego wędrowca miał jedynie mały pokoik na ostatnim piętrze. Kiedy gość wpisał się do księgi, recepcjonista zaniemówił – na stronie czarno na białym widniało „Ulysses S. Grant i syn – Galena, Illinois”…
Pracownik hotelu słusznie się przejął. Oto do Waszyngtonu przybył człowiek typowany na zbawcę Unii, mający ostatecznie odwrócić koleje trwającej trzeci rok wojny domowej. Generał, dla którego prezydent Abraham Lincoln zerwał z 90-letni tradycją armijną i mianował go generałem porucznikiem Armii Stanów Zjednoczonych. Było to nie lada wyróżnienie – ostatnim oficerem o tak wysokim stopniu i funkcji był sam Jerzy Waszyngton. Doprawdy, prezydent pokładał ogromne nadzieje w tym urodzonym w Ohio mieszkańcu Illinois.
„Moja rodzina to Amerykanie od pokoleń…”
Gdyby nie błąd jakiegoś gryzipiórka z West Point, świat nie usłyszałby o Ulyssesie Simpsonie Grancie ale o Hiramie Ulyssesie Grancie, który urodził się 27 IV 1822 r. w rodzinie kuśnierza Jessego Root Granta i Hannah Grant z domu Simpson. Ten wywodzący się w prostej linii potomek Matthew Granta, który towarzyszył w latach 30. XVII wieku Johnowi Winthorpowi w jego podróży do Nowego Świata, wychowywał się w Point Pleasent oraz Georgetown, dwóch małych miasteczkach stanu Ohio, nim w wieku 17 lat nie otrzymał nominacji do Akademii Wojskowej USA w West Point.
Trzeba pamiętać, że West Point było jedyną publiczną uczelnią w Stanach, która zapewniała dość wszechstronne wykształcenie humanistyczne i techniczne. Każdy stan dysponował dwoma miejscami w Akademii, zaś fakt wskazania właśnie Granta przez kongresmana Thomasa Lyona Hamera należy uznać za duże wyróżnienie oraz dowód znajomości rodziny przyszłego generała.
Sam Grant nie chciał wyjeżdżać z domu, albowiem podobało mu się życie na prowincji, zwłaszcza praca przy koniach. Po kłótni z ojcem postanowił jednak skorzystać z tej szansy, choć jak sam wielokrotnie podkreślał „nie zamierzałem zostawać w armii.” Grant uznał, że ma jeszcze jeden problem – mianowicie inicjały. Hiram Ulysses Grant idealnie układające się w słówko hug (uścisk) w pewien sposób stygmatyzowało. Ale na podaniu do szkoły Hamer umieścił błędnie jego dane personalne jako „Ulyssesa S. Granta z Ohio” (tak to wspominał Grant – niektórzy z kolei uważali, że zmienił kolejność imion a jakiś urzędnik w Akademii wciągnął go na listę jako Ulyssesa Simpsona). Sam zainteresowany nie prostował już błędu. Nie uniknął oczywiście przydomka stając się „Wujkiem Samem” (Uncle Sam jak zresztą już określano państwo amerykańskie). Przyszłość pokazała, że słusznie pozostał przy akademickich inicjałach.
„Zameldowałem się w Jefferson Barracks…”
Grant spędził w West Point cztery lata, w trakcie których ograniczył naukę do niezbędnego minimum (jak sam przyznał nie zajrzał nawet do popularyzowanej wśród kadetów opracowania Antoine Henry’ego Jomini o strategii i taktyce), a przede wszystkim skupił się na doskonaleniu w hippice, w której osiągnął szereg sukcesów i rekordów oraz, co ciekawe uczył się trudnej sztuki bycia artystą u Roberta Waltera Weira (nauczyciela rysunków w Akademii). Stąd może nie dziwić 21 lokata na 39 absolwentów rocznika 1843.
Możliwe, że Grant specjalnie się nie uczył, albowiem chciał służyć w kawalerii. Należy pamiętać, że absolwentów West Point kierowano do jednostek na podstawie wyników. Najlepsi mieli oczywiście pierwszeństwo wyboru, ale zazwyczaj szli do elitarnego Korpusu Inżynieryjnego. Kolejna grupa z wysokich miejsc miała do wyboru wyjąwszy saperów inne rodzaje wojsk, ze wskazaniem na artylerię. „Średniacy” szli do piechoty, zaś absolwenci z zaszczytnych ostatnich miejsc mogli iść do kawalerii, reprezentowane przez dwa pułki dragonów. Niestety w kawalerii było mało etatów, stąd skierowanie świeżo promowanego podporucznika Granta do 4. Pułku Piechoty USA w Jefferson Barracks w Missouri.
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – Grant był bowiem zakochany. Jego przyjacielem w szkole (a później współlokatorem w koszarach) był niejaki Frederick Dent, mający siostrę imieniem Julia. Prócz dość widocznej wady wzroku, czyli zeza, panna Dent wydawała się dla Granta ideałem (stąd prawie wszystkie jej zdjęcia są zrobione z profilu). Możliwe, że i wspomniana wada nie przeszkadzała mu, bo gdy zaproponowano jej wiele lat później operację korekty wzroku Grant się stanowczo sprzeciwił, stwierdzając: „Taką ją pokochałem, bo taka mi się spodobała”. Na drodze do szczęścia młodym, pomimo romantycznych oświadczyn w czasie przejażdżki podczas deszczu w 1844 r., stały dwie kwestie. Po pierwsze: ojcem Julii był plantator i handlowiec z Missouri, Frederick Dent, z racji swych sukcesów zwany „pułkownikiem”, niezbyt przychylnym wzrokiem patrzący na tak ubogiego kandydata. Po drugie: młodego absolwenta West Point czekał prawdziwy sprawdzian umiejętności – wojna z Meksykiem.
„Meksykanie walczyli dobrze jak każda inna armia”
25 IV 1846 r. ok. 70 dragonów kpt. Setha Thortona został pobitych i wziętych do niewoli koło hacjendy La Rosia w Teksasie, co oznaczało rozpoczęcie wojny amerykańsko-meksykańskiej. 4. Pułk Piechoty wchodził w skład szumnie nazywanej (liczyła tylko ok. 4 tys. żołnierzy – połowę amerykańskiej armii czasu pokoju) Armii Obserwacyjnej gen. Zachary’ego Taylora, działającej na terenie tzw. Pasa Nueces (terytorium sporne pomiędzy Teksasem, później Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem rozciągające się od rzeki Neuces do Rio Grande).
O samej wojnie Grant miał zdecydowanie negatywne zdanie: "Gorzko sprzeciwiałem się tej wojnie, i do dziś dnia uważam ją za jeden z najbardziej niesprawiedliwych konfliktów zbrojnych wszechczasów pomiędzy silnym i słabszym narodem".
Ale – jak to każdy żołnierz – dobrze wspominał samą służbę. Szczególnie wysoko oceniał kadrę oficerską: "Każdy od najwyższego do najniższego rangą był wykształcony w swoim zawodzie, niekonieczne w West Point ale w obozie, garnizonie, a wielu z nich w wojnach indiańskich".
Niżej oceniał żołnierzy: "Żołnierze byli prawdopodobnie słabszym materiałem od ochotników, którzy walczyli we wszystkich późniejszych bitwach tej wojny, ale byli odważni, a wyszkolenie i dyscyplina pozwoliły wydobyć cały drzemiący w nich potencjał".
Te obserwacje zaprocentowały w przyszłości, jednak na razie młody porucznik Grant dzielił sukcesy i porażki (częściej sukcesy) US Army w walce z Meksykanami. Walczył pod Palo Alto i Resaca de Palma, brał udział w zdobyciu Monterrey, a następnie wraz z wojskami Winfielda Scotta wyruszył Szlakiem Corteza na Mexico City. Odznaczył się w walkach pod Medina del Rey, a zwłaszcza przy szturmie zamku Chapultepec, gdzie z własnej inicjatywy nakazał wciągnąć haubicę na dzwonnicę kościelną. Ogień z tej pozycji zmusił do odwrotu kawalerię meksykańską. Gen. William Worth za pośrednictwem por. Johna Cliford Pembertona przesłał mu wówczas pochwałę. Niech Czytelnik zapamięta nazwisko posłańca.
„Zarządzono ewakuację wojsk USA z Mexico City”
Po zawarciu pokoju w 1848 r. wojska amerykańskie opuściły Meksyk, a 4. Pułk wrócił do St. Louis. Tu w końcu ożenił się z ukochaną Julią, a na uroczystości obecny był jej kuzyn, James Longstreet. Nie potwierdzono czy był on świadkiem Granta, jednak patrząc na ich dalsze losy, musieli być bardzo bliskimi przyjaciółmi.
Po ślubie Grant służył na różnych posterunkach w kraju, w Michigan i Nowym Jorku, zazwyczaj jako kwatermistrz. Było to dość niebezpieczne stanowisko, o czym Grant przekonał się dzięki oskarżeniu o niegospodarność na 1000 dolarów (nieco ponad roczna gaża porucznika). Dodatkowo otrzymał przeniesienie do Fortu Vancouver na terytorium Oregon, do którego udał się wraz ze swoją jednostką… lądem przez Panamę. To właśnie tutaj po raz pierwszy wykazał się zdolnościami organizacyjnymi, organizując przemarsz wojska, pomimo takich trudności jak klimat, epidemia cholery, problemy transportowe i zaopatrzeniowe. Efektem tego był awans w 1853 r. na kapitana oraz objęcie dowództwa nad kompanią F 4. Pułku, stacjonującą w Forcie Humboldt na północnym wybrzeżu Kalifornii. I tu rozpoczęły się jego problemy.
„Wada nieumiarkowania miała wiele wspólnego z moją decyzją o dymisji”
W Forcie Humboldt Grant przeżywał typowe problemy oficera na przysłowiowym „zielonym garnizonie” – czyli monotonię wpadająca w nudę. Ponieważ jako kapitan miał skromne pobory, nie mógł sprowadzić do siebie żonę wraz z dwójką synów. Najprawdopodobniej to właśnie wtedy wpadł w poważnie problemy.
Wersja oficjalna wyglądała następująco: Grant, stęskniony za rodziną podał się do dymisji. I tylko dlatego, jak uważają niektórzy jego zwolennicy, czemu dowodzić ma adnotacja w jego dokumentach w Departamencie Wojny: „Nic nie zaszkodziło jego dobremu imieniu.”. Plotka w Starej Armii (czyli w wojskach lądowych sprzed wybuchu wojny secesyjnej) z kolei głosiła co innego. Otóż Grant miał topić smutki w alkoholu, co zaczęło rzutować na jego służbę. Dowodzący fortem kpt. Robert Buchanan nakazał mu wtedy napisać rezygnację, ale bez podpisu – chciał dać zdolnemu oficerowi drugą szansę. Niestety, Buchanan zastał Granta pod wpływem w czasie służby i nakazał podpisać dymisję. Była to i tak łagodna kara – Grantowi groził sąd.
Druga wersja nie jest nieprawdopodobna. Mogą o tym świadczyć przytoczone słowa Granta. Ewentualnie historia o jego guście muzycznym. Otóż po wizycie w operze zapytano go, czego wysłuchał. Wówczas szczerze odpowiedział, że zna tylko jedną melodię: „Jedna to Yankee Doodle, a druga… nią nie jest”. Wieść gminna niesie, że tę drugą melodię reprezentowała jakaś wybitnie nieobyczajna piosenka, jaką Grant usłyszał w jednym z barów w San Francisco. Musiał odwiedzić go częściej niż raz, skoro ją zapamiętał. W każdym razie niezależnie od przyczyny, pomimo podróży ojca do Waszyngtonu, W 1854 r. kpt. Ulysses S. Grant został kpt. w st. spocz. Ulyssesem Grantem.
„W wieku 32 lat rozpocząłem nową walkę o byt”
Jakie były możliwości pracy byłego oficera US Army po odejściu do cywila? Wbrew pozorom duże. Wszechstronne wykształcenie z Akademii mogło zapewnić godziwe życie byłym oficerom. Mogli być prawnikami, przedsiębiorcami, inżynierami. Grant postanowił skorzystać z pomocy rodziny żony. Otrzymał zatem od Dentów grunt, na której zaczął gospodarować. Podobno było to jego marzeniem, które ostatecznie zniweczyła ta niesprawiedliwa Ustawa o Generale Poruczniku Sił Zbrojnych USA. Jak sam stwierdził: "Przegłosowanie tej ustawy oraz mój awans zniweczyły moje ostatnie nadzieje na bycie obywatelem dalekiego Zachodu".
Wbrew tym opowieściom życie na roli nie było usłane różami. Może o tym świadczyć fakt, że swoją posiadłość Grant nazwał Hardscrabble („Nieurodzaj”). Małżonka, przyzwyczajona do nieco wyższych standardów życia na wsi, również wyrażała dezaprobatę dla tego przedsięwzięcia. Aby uprawiać ziemie, Grant przyjął od teścia do pomocy niewolnika, Williama Jonesa. Na niewiele to się zdało – w 1858 r. sprzedał ziemię, a rok później wyzwolił niewolnika. Ten ostatni fakt należy wysoko ocenić – będąc w kłopotach finansowych (aby mieć pieniądze na święta, zastawił zegarek) mógł nieźle zarobić na jego sprzedaży.
Kolejne próby budowania życie w Missouri nie udawały się. Handel nieruchomościami, zawód w którym pomogłoby Grantowi wykształcenie z West Point, nie przyniósł mu spodziewanych zysków, pomimo spółki założonej z kuzynem żony Henrym Boggsem. Teść próbował mu załatwić posadę mierniczego, ale jego konkurent miał ponoć przewagę „bycia rodowitym Missourijczykiem”. Ostatecznie brat Granta, Jesse, zaproponował mu posadę księgowego w rodzinnej garbarni i sklepie z wyrobami skórzanymi Grant&Perkins w Galenie w Illinois.
„Wezwano 75 tys. ochotników na 90 dni”
Gdyby wojska Unii rozbiły rebeliantów w I bitwie nad Bull Run (21 VII 1861), Grant do końca życia byłby znany jedynie z podejrzanych okoliczności wystąpienia z armii. Tymczasem Abraham Lincoln wezwał do broni 700 tys. żołnierzy, drastycznie potrzebujących oficerów. Ponieważ cała armia regularna liczyła 16 tys. żołnierzy, w tym 1300 oficerów (z których blisko 1/3 założyła szary mundur Konfederacji), powstające oddziały wypełniali oficerowie w stylu „nie matura…” (choć nie można było odmówić im zaangażowania i poświęcenia), stąd potrzeba jakichkolwiek wykwalifikowanych wojskowych.
Grant słusznie uważał, że jego wiedza i doświadczenie predestynują go do pełnienia odpowiednich funkcji. Złożył podanie do Biura Adiutanta Generalnego, ale jego pismo w bałaganie mobilizacyjnym zostało źle zarejestrowane i ostatecznie nigdy nie rozpatrzone. Za to przypomnieli sobie o nim politycy. Gubernator Illinois Richard Yates mianował go dowódcą 21. Ochotniczego Pułku Piechoty tego stanu. Grant natychmiast wziął się za szkolenie swoich zuchów, przerywając cały proces wypadem na stronę konfederackich oddziałów płk Thomasa Harrisa. Pomimo dużych obaw, Grant nie starł się z Południowcami, którzy się wycofali. Wyciągnął jednak wniosek: „nieprzyjaciel bał się mnie tak samo, jak ja jego.”
31 VII 1861 r. Grant niespodziewanie otrzymał „jednomyślną rekomendacje spośród siedmiu kandydatów” ze stanu Illinois na stopień generała brygady ochotników. Sam zainteresowany był zaskoczony tą nominacją. Nie zdawał sobie sprawy, że zawdzięcza ją potężnemu kongresmenowi Elihu Wasburnowi oraz przypadkowi bycia jedynym wojskowym z okręgu Washburna z szansą na generalskie gwiazdki. A każdy kongresmen chciał mieć w swoim okręgu generała…
Z tej nominacji najbardziej ucieszył się ojciec Granta, który wyraził gratulacje słowami: „Uważaj Ulyss, jesteś teraz generałem; to dobra fucha, nie strać jej.” Pan Jesse Grant zdawał sobie sprawę, że jedynie w wojaczce jego syn może się zrealizować. Jak widzimy w cywilu życie go nie rozpieszczało, a od małego z racji charakteru miał skłonność do ponoszenia spektakularnych klęsk handlowych. Kiedy w dzieciństwie namawiał ojca na kupno źrebaka od sąsiada, niejakiego pana Ralstona, chcąc utargować najlepszą cenę i nauczyć czegoś syna dał mu dokładne instrukcje jak złożyć ofertę handlową sąsiadowi. Młody Hiram Ulysses zrozumiał je chyba nieco opacznie, bo z radością poinformował sąsiada, że: "Tatko mówi, że mogę panu zaoferować 20 dolarów za źrebaka, a jeśli się pan nie zgadza to mam podwyższyć do 22,5 ale jak to nie poskutkuje to mam zapłacić ile pan żąda".
Nic dziwnego, że pan Grant tak namawiał syna na przywdzianie armijnego błękitu.
Ale pierwsze samodzielne zadanie dowódcy Dystryktu Cairo nie poszło tak, jak planował. Uderzenie 3200 żołnierzy federalnych udało się połowicznie. Grant załadował swoich niesfornych ochotników na transportowce i uderzył na wojska konfederackie w rejonie Belmont. Pierwsza część planu się udała, jednak kiedy unioniści zajęci byli świętowaniem, wiwatami i rabowaniem obozu wroga, przybyły konfederackie posiłki. Południowcy wypchnęli z obozu zaskoczonych w trakcie posiłku federalnych i tylko dzięki zimnej krwi oraz przytomności Granta bitwa zakończyła się dla unionistów niewielkimi stratami. Ale i z tej operacji on sam wyciągnął wnioski.
„Jestem w stanie zdobyć i zniszczyć Fort Donelson”
Obejmując po gen. mjr. Johnie Fremoncie dowództwo nad wojskami federalnymi w Missouri, gen. mjr Henry Wager Halleck miał nie lada problem do rozwiązania – zorganizować wojska, utrzymać świeżo zabezpieczone Missouri dla Unii, uporządkować bałagan po swoim poprzedniku i jeszcze rozpocząć ofensywę, najlepiej na wschodnie Tennessee. Zajęty głownie utrzymaniem samodzielnego dowództwa nie zwracał uwagi na pomysły Granta uderzenia na konfederackie forty u zbiegu rzek Cumberland i Tennessee. Co prawda nakazał wykonać demonstracje, ale nie chciał słyszeć o żadnym uderzeniu na umocnienia. Na jednej z narad Grant został: uciszony, jakby mój plan był absurdalny. Wróciłem do Cairo wielce przygnębiony. W całym organizacyjnym rozgardiaszu Halleck nie przypilnował szczegółów wykonania demonstracji, więc Grant załadował na transportowce swoje dwie dywizje – gen. Charlesa Smitha (komendanta kadetów z czasów nauki Granta w West Point) i Johna McClernanda. Następnie przy wsparciu kanonierek kmdr. Andrew Foote’a nagłym wypadem zdobył dwa dni później Fort Henry. Dłużej zeszło mu w rejonie Fortu Donelson, jednak tchórzostwo i niekompetencja dwóch konfederackich generałów dała mu wielkie zwycięstwo.
Otóż dowodzący w Forcie Donelson gen. John Floyd był w czasie kryzysu secesyjnego Sekretarzem Wojny i podjął pewne kroki dla zapewnienia secesji środków do walki, wysyłając broń na Południe i rozpraszając armię. Dodatkowo ciążył na nim zarzut o defraudacje funduszy federalnych (nie do końca słuszny, była to raczej niegospodarność). Z obawy o proces i wyrok skazujący Floyd nie chciał dostać się do niewoli.
Jego zastępca, gen. Gideon Pillow, miał prostsze motywy. Jako polityk dbał o swoją popularność i chciał być wierny własnemu hasło „Wolność albo śmierć”. Dlatego kiedy z winy Pillowa i niezdecydowania Floyda próba przebicia się nie powiodła, konfederatom teoretycznie została już tylko kapitulacja.
Obaj dowódcy postanowili uciec, a rokowania i zaszczyt kapitulacji zostawili gen. Simonowi Bolivarowi Bucknerowi, notabene dobremu znajomemu Granta sprzed wojny, który pożyczył mu pieniądze na podróż z zachodniego wybrzeża do domu (i opłacił rachunek za hotel). Ale jeśli liczył na zmiłowanie ze strony zwycięzcy, to się przeliczył. Na propozycję rokowań konfederaci otrzymali następującą odpowiedź:
"Kwatera Główna Armii w polu
Obóz w pobliżu Donelson
16 lutego 1862
Generał S.B. Buckner
Armia Konfederacka
Generale, właśnie otrzymałem Pana dzisiejsza propozycję zawarcia zawieszenia broni oraz wyznaczenia komisarzy do uzgodnienia warunków. Nie przyjmę żadnych warunków prócz bezwarunkowej i natychmiastowej kapitulacji. Proponuje spotkać się na Pana pozycjach.
Z wyrazami szacunku
Pana uniżony sługa
U.S. GRANT
Generał Brygady"
Buckner musiał zaakceptować te „nierycerskie i bezwzględne warunki”. Do niewoli federalnej dostało się ok. 12 tys. żołnierzy – największa liczba jeńców jednocześnie wzięta do niewoli na amerykańskim kontynencie. Było to pierwsze tak decydujące zwycięstwo unionistów w tej wojnie. Zaś inicjały Granta zaczęto tłumaczyć jako Unconditional Surrender – „Bezwarunkową Kapitulację”.
„Wujek Sam” wkroczył na karty historii.
Autorem tego artykułu jest Michał Staniszewski. Tekst "Ulysses S. Grant - narodziny bohatera" ukazał się w serwisie Histmag.org. Materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
Recepcjonista widział już w Waszyngtonie niejednego generała, który robił lepsze wrażenie. Dla strudzonego wędrowca miał jedynie mały pokoik na ostatnim piętrze. Kiedy gość wpisał się do księgi, recepcjonista zaniemówił – na stronie czarno na białym widniało „Ulysses S. Grant i syn – Galena, Illinois”…
Pracownik hotelu słusznie się przejął. Oto do Waszyngtonu przybył człowiek typowany na zbawcę Unii, mający ostatecznie odwrócić koleje trwającej trzeci rok wojny domowej. Generał, dla którego prezydent Abraham Lincoln zerwał z 90-letni tradycją armijną i mianował go generałem porucznikiem Armii Stanów Zjednoczonych. Było to nie lada wyróżnienie – ostatnim oficerem o tak wysokim stopniu i funkcji był sam Jerzy Waszyngton. Doprawdy, prezydent pokładał ogromne nadzieje w tym urodzonym w Ohio mieszkańcu Illinois.
„Moja rodzina to Amerykanie od pokoleń…”
Gdyby nie błąd jakiegoś gryzipiórka z West Point, świat nie usłyszałby o Ulyssesie Simpsonie Grancie ale o Hiramie Ulyssesie Grancie, który urodził się 27 IV 1822 r. w rodzinie kuśnierza Jessego Root Granta i Hannah Grant z domu Simpson. Ten wywodzący się w prostej linii potomek Matthew Granta, który towarzyszył w latach 30. XVII wieku Johnowi Winthorpowi w jego podróży do Nowego Świata, wychowywał się w Point Pleasent oraz Georgetown, dwóch małych miasteczkach stanu Ohio, nim w wieku 17 lat nie otrzymał nominacji do Akademii Wojskowej USA w West Point.
Trzeba pamiętać, że West Point było jedyną publiczną uczelnią w Stanach, która zapewniała dość wszechstronne wykształcenie humanistyczne i techniczne. Każdy stan dysponował dwoma miejscami w Akademii, zaś fakt wskazania właśnie Granta przez kongresmana Thomasa Lyona Hamera należy uznać za duże wyróżnienie oraz dowód znajomości rodziny przyszłego generała.
Sam Grant nie chciał wyjeżdżać z domu, albowiem podobało mu się życie na prowincji, zwłaszcza praca przy koniach. Po kłótni z ojcem postanowił jednak skorzystać z tej szansy, choć jak sam wielokrotnie podkreślał „nie zamierzałem zostawać w armii.” Grant uznał, że ma jeszcze jeden problem – mianowicie inicjały. Hiram Ulysses Grant idealnie układające się w słówko hug (uścisk) w pewien sposób stygmatyzowało. Ale na podaniu do szkoły Hamer umieścił błędnie jego dane personalne jako „Ulyssesa S. Granta z Ohio” (tak to wspominał Grant – niektórzy z kolei uważali, że zmienił kolejność imion a jakiś urzędnik w Akademii wciągnął go na listę jako Ulyssesa Simpsona). Sam zainteresowany nie prostował już błędu. Nie uniknął oczywiście przydomka stając się „Wujkiem Samem” (Uncle Sam jak zresztą już określano państwo amerykańskie). Przyszłość pokazała, że słusznie pozostał przy akademickich inicjałach.
„Zameldowałem się w Jefferson Barracks…”
Grant spędził w West Point cztery lata, w trakcie których ograniczył naukę do niezbędnego minimum (jak sam przyznał nie zajrzał nawet do popularyzowanej wśród kadetów opracowania Antoine Henry’ego Jomini o strategii i taktyce), a przede wszystkim skupił się na doskonaleniu w hippice, w której osiągnął szereg sukcesów i rekordów oraz, co ciekawe uczył się trudnej sztuki bycia artystą u Roberta Waltera Weira (nauczyciela rysunków w Akademii). Stąd może nie dziwić 21 lokata na 39 absolwentów rocznika 1843.
Możliwe, że Grant specjalnie się nie uczył, albowiem chciał służyć w kawalerii. Należy pamiętać, że absolwentów West Point kierowano do jednostek na podstawie wyników. Najlepsi mieli oczywiście pierwszeństwo wyboru, ale zazwyczaj szli do elitarnego Korpusu Inżynieryjnego. Kolejna grupa z wysokich miejsc miała do wyboru wyjąwszy saperów inne rodzaje wojsk, ze wskazaniem na artylerię. „Średniacy” szli do piechoty, zaś absolwenci z zaszczytnych ostatnich miejsc mogli iść do kawalerii, reprezentowane przez dwa pułki dragonów. Niestety w kawalerii było mało etatów, stąd skierowanie świeżo promowanego podporucznika Granta do 4. Pułku Piechoty USA w Jefferson Barracks w Missouri.
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – Grant był bowiem zakochany. Jego przyjacielem w szkole (a później współlokatorem w koszarach) był niejaki Frederick Dent, mający siostrę imieniem Julia. Prócz dość widocznej wady wzroku, czyli zeza, panna Dent wydawała się dla Granta ideałem (stąd prawie wszystkie jej zdjęcia są zrobione z profilu). Możliwe, że i wspomniana wada nie przeszkadzała mu, bo gdy zaproponowano jej wiele lat później operację korekty wzroku Grant się stanowczo sprzeciwił, stwierdzając: „Taką ją pokochałem, bo taka mi się spodobała”. Na drodze do szczęścia młodym, pomimo romantycznych oświadczyn w czasie przejażdżki podczas deszczu w 1844 r., stały dwie kwestie. Po pierwsze: ojcem Julii był plantator i handlowiec z Missouri, Frederick Dent, z racji swych sukcesów zwany „pułkownikiem”, niezbyt przychylnym wzrokiem patrzący na tak ubogiego kandydata. Po drugie: młodego absolwenta West Point czekał prawdziwy sprawdzian umiejętności – wojna z Meksykiem.
„Meksykanie walczyli dobrze jak każda inna armia”
25 IV 1846 r. ok. 70 dragonów kpt. Setha Thortona został pobitych i wziętych do niewoli koło hacjendy La Rosia w Teksasie, co oznaczało rozpoczęcie wojny amerykańsko-meksykańskiej. 4. Pułk Piechoty wchodził w skład szumnie nazywanej (liczyła tylko ok. 4 tys. żołnierzy – połowę amerykańskiej armii czasu pokoju) Armii Obserwacyjnej gen. Zachary’ego Taylora, działającej na terenie tzw. Pasa Nueces (terytorium sporne pomiędzy Teksasem, później Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem rozciągające się od rzeki Neuces do Rio Grande).
O samej wojnie Grant miał zdecydowanie negatywne zdanie: "Gorzko sprzeciwiałem się tej wojnie, i do dziś dnia uważam ją za jeden z najbardziej niesprawiedliwych konfliktów zbrojnych wszechczasów pomiędzy silnym i słabszym narodem".
Ale – jak to każdy żołnierz – dobrze wspominał samą służbę. Szczególnie wysoko oceniał kadrę oficerską: "Każdy od najwyższego do najniższego rangą był wykształcony w swoim zawodzie, niekonieczne w West Point ale w obozie, garnizonie, a wielu z nich w wojnach indiańskich".
Niżej oceniał żołnierzy: "Żołnierze byli prawdopodobnie słabszym materiałem od ochotników, którzy walczyli we wszystkich późniejszych bitwach tej wojny, ale byli odważni, a wyszkolenie i dyscyplina pozwoliły wydobyć cały drzemiący w nich potencjał".
Te obserwacje zaprocentowały w przyszłości, jednak na razie młody porucznik Grant dzielił sukcesy i porażki (częściej sukcesy) US Army w walce z Meksykanami. Walczył pod Palo Alto i Resaca de Palma, brał udział w zdobyciu Monterrey, a następnie wraz z wojskami Winfielda Scotta wyruszył Szlakiem Corteza na Mexico City. Odznaczył się w walkach pod Medina del Rey, a zwłaszcza przy szturmie zamku Chapultepec, gdzie z własnej inicjatywy nakazał wciągnąć haubicę na dzwonnicę kościelną. Ogień z tej pozycji zmusił do odwrotu kawalerię meksykańską. Gen. William Worth za pośrednictwem por. Johna Cliford Pembertona przesłał mu wówczas pochwałę. Niech Czytelnik zapamięta nazwisko posłańca.
„Zarządzono ewakuację wojsk USA z Mexico City”
Po zawarciu pokoju w 1848 r. wojska amerykańskie opuściły Meksyk, a 4. Pułk wrócił do St. Louis. Tu w końcu ożenił się z ukochaną Julią, a na uroczystości obecny był jej kuzyn, James Longstreet. Nie potwierdzono czy był on świadkiem Granta, jednak patrząc na ich dalsze losy, musieli być bardzo bliskimi przyjaciółmi.
Po ślubie Grant służył na różnych posterunkach w kraju, w Michigan i Nowym Jorku, zazwyczaj jako kwatermistrz. Było to dość niebezpieczne stanowisko, o czym Grant przekonał się dzięki oskarżeniu o niegospodarność na 1000 dolarów (nieco ponad roczna gaża porucznika). Dodatkowo otrzymał przeniesienie do Fortu Vancouver na terytorium Oregon, do którego udał się wraz ze swoją jednostką… lądem przez Panamę. To właśnie tutaj po raz pierwszy wykazał się zdolnościami organizacyjnymi, organizując przemarsz wojska, pomimo takich trudności jak klimat, epidemia cholery, problemy transportowe i zaopatrzeniowe. Efektem tego był awans w 1853 r. na kapitana oraz objęcie dowództwa nad kompanią F 4. Pułku, stacjonującą w Forcie Humboldt na północnym wybrzeżu Kalifornii. I tu rozpoczęły się jego problemy.
„Wada nieumiarkowania miała wiele wspólnego z moją decyzją o dymisji”
W Forcie Humboldt Grant przeżywał typowe problemy oficera na przysłowiowym „zielonym garnizonie” – czyli monotonię wpadająca w nudę. Ponieważ jako kapitan miał skromne pobory, nie mógł sprowadzić do siebie żonę wraz z dwójką synów. Najprawdopodobniej to właśnie wtedy wpadł w poważnie problemy.
Wersja oficjalna wyglądała następująco: Grant, stęskniony za rodziną podał się do dymisji. I tylko dlatego, jak uważają niektórzy jego zwolennicy, czemu dowodzić ma adnotacja w jego dokumentach w Departamencie Wojny: „Nic nie zaszkodziło jego dobremu imieniu.”. Plotka w Starej Armii (czyli w wojskach lądowych sprzed wybuchu wojny secesyjnej) z kolei głosiła co innego. Otóż Grant miał topić smutki w alkoholu, co zaczęło rzutować na jego służbę. Dowodzący fortem kpt. Robert Buchanan nakazał mu wtedy napisać rezygnację, ale bez podpisu – chciał dać zdolnemu oficerowi drugą szansę. Niestety, Buchanan zastał Granta pod wpływem w czasie służby i nakazał podpisać dymisję. Była to i tak łagodna kara – Grantowi groził sąd.
Druga wersja nie jest nieprawdopodobna. Mogą o tym świadczyć przytoczone słowa Granta. Ewentualnie historia o jego guście muzycznym. Otóż po wizycie w operze zapytano go, czego wysłuchał. Wówczas szczerze odpowiedział, że zna tylko jedną melodię: „Jedna to Yankee Doodle, a druga… nią nie jest”. Wieść gminna niesie, że tę drugą melodię reprezentowała jakaś wybitnie nieobyczajna piosenka, jaką Grant usłyszał w jednym z barów w San Francisco. Musiał odwiedzić go częściej niż raz, skoro ją zapamiętał. W każdym razie niezależnie od przyczyny, pomimo podróży ojca do Waszyngtonu, W 1854 r. kpt. Ulysses S. Grant został kpt. w st. spocz. Ulyssesem Grantem.
„W wieku 32 lat rozpocząłem nową walkę o byt”
Jakie były możliwości pracy byłego oficera US Army po odejściu do cywila? Wbrew pozorom duże. Wszechstronne wykształcenie z Akademii mogło zapewnić godziwe życie byłym oficerom. Mogli być prawnikami, przedsiębiorcami, inżynierami. Grant postanowił skorzystać z pomocy rodziny żony. Otrzymał zatem od Dentów grunt, na której zaczął gospodarować. Podobno było to jego marzeniem, które ostatecznie zniweczyła ta niesprawiedliwa Ustawa o Generale Poruczniku Sił Zbrojnych USA. Jak sam stwierdził: "Przegłosowanie tej ustawy oraz mój awans zniweczyły moje ostatnie nadzieje na bycie obywatelem dalekiego Zachodu".
Wbrew tym opowieściom życie na roli nie było usłane różami. Może o tym świadczyć fakt, że swoją posiadłość Grant nazwał Hardscrabble („Nieurodzaj”). Małżonka, przyzwyczajona do nieco wyższych standardów życia na wsi, również wyrażała dezaprobatę dla tego przedsięwzięcia. Aby uprawiać ziemie, Grant przyjął od teścia do pomocy niewolnika, Williama Jonesa. Na niewiele to się zdało – w 1858 r. sprzedał ziemię, a rok później wyzwolił niewolnika. Ten ostatni fakt należy wysoko ocenić – będąc w kłopotach finansowych (aby mieć pieniądze na święta, zastawił zegarek) mógł nieźle zarobić na jego sprzedaży.
Kolejne próby budowania życie w Missouri nie udawały się. Handel nieruchomościami, zawód w którym pomogłoby Grantowi wykształcenie z West Point, nie przyniósł mu spodziewanych zysków, pomimo spółki założonej z kuzynem żony Henrym Boggsem. Teść próbował mu załatwić posadę mierniczego, ale jego konkurent miał ponoć przewagę „bycia rodowitym Missourijczykiem”. Ostatecznie brat Granta, Jesse, zaproponował mu posadę księgowego w rodzinnej garbarni i sklepie z wyrobami skórzanymi Grant&Perkins w Galenie w Illinois.
„Wezwano 75 tys. ochotników na 90 dni”
Gdyby wojska Unii rozbiły rebeliantów w I bitwie nad Bull Run (21 VII 1861), Grant do końca życia byłby znany jedynie z podejrzanych okoliczności wystąpienia z armii. Tymczasem Abraham Lincoln wezwał do broni 700 tys. żołnierzy, drastycznie potrzebujących oficerów. Ponieważ cała armia regularna liczyła 16 tys. żołnierzy, w tym 1300 oficerów (z których blisko 1/3 założyła szary mundur Konfederacji), powstające oddziały wypełniali oficerowie w stylu „nie matura…” (choć nie można było odmówić im zaangażowania i poświęcenia), stąd potrzeba jakichkolwiek wykwalifikowanych wojskowych.
Grant słusznie uważał, że jego wiedza i doświadczenie predestynują go do pełnienia odpowiednich funkcji. Złożył podanie do Biura Adiutanta Generalnego, ale jego pismo w bałaganie mobilizacyjnym zostało źle zarejestrowane i ostatecznie nigdy nie rozpatrzone. Za to przypomnieli sobie o nim politycy. Gubernator Illinois Richard Yates mianował go dowódcą 21. Ochotniczego Pułku Piechoty tego stanu. Grant natychmiast wziął się za szkolenie swoich zuchów, przerywając cały proces wypadem na stronę konfederackich oddziałów płk Thomasa Harrisa. Pomimo dużych obaw, Grant nie starł się z Południowcami, którzy się wycofali. Wyciągnął jednak wniosek: „nieprzyjaciel bał się mnie tak samo, jak ja jego.”
31 VII 1861 r. Grant niespodziewanie otrzymał „jednomyślną rekomendacje spośród siedmiu kandydatów” ze stanu Illinois na stopień generała brygady ochotników. Sam zainteresowany był zaskoczony tą nominacją. Nie zdawał sobie sprawy, że zawdzięcza ją potężnemu kongresmenowi Elihu Wasburnowi oraz przypadkowi bycia jedynym wojskowym z okręgu Washburna z szansą na generalskie gwiazdki. A każdy kongresmen chciał mieć w swoim okręgu generała…
Z tej nominacji najbardziej ucieszył się ojciec Granta, który wyraził gratulacje słowami: „Uważaj Ulyss, jesteś teraz generałem; to dobra fucha, nie strać jej.” Pan Jesse Grant zdawał sobie sprawę, że jedynie w wojaczce jego syn może się zrealizować. Jak widzimy w cywilu życie go nie rozpieszczało, a od małego z racji charakteru miał skłonność do ponoszenia spektakularnych klęsk handlowych. Kiedy w dzieciństwie namawiał ojca na kupno źrebaka od sąsiada, niejakiego pana Ralstona, chcąc utargować najlepszą cenę i nauczyć czegoś syna dał mu dokładne instrukcje jak złożyć ofertę handlową sąsiadowi. Młody Hiram Ulysses zrozumiał je chyba nieco opacznie, bo z radością poinformował sąsiada, że: "Tatko mówi, że mogę panu zaoferować 20 dolarów za źrebaka, a jeśli się pan nie zgadza to mam podwyższyć do 22,5 ale jak to nie poskutkuje to mam zapłacić ile pan żąda".
Nic dziwnego, że pan Grant tak namawiał syna na przywdzianie armijnego błękitu.
Ale pierwsze samodzielne zadanie dowódcy Dystryktu Cairo nie poszło tak, jak planował. Uderzenie 3200 żołnierzy federalnych udało się połowicznie. Grant załadował swoich niesfornych ochotników na transportowce i uderzył na wojska konfederackie w rejonie Belmont. Pierwsza część planu się udała, jednak kiedy unioniści zajęci byli świętowaniem, wiwatami i rabowaniem obozu wroga, przybyły konfederackie posiłki. Południowcy wypchnęli z obozu zaskoczonych w trakcie posiłku federalnych i tylko dzięki zimnej krwi oraz przytomności Granta bitwa zakończyła się dla unionistów niewielkimi stratami. Ale i z tej operacji on sam wyciągnął wnioski.
„Jestem w stanie zdobyć i zniszczyć Fort Donelson”
Obejmując po gen. mjr. Johnie Fremoncie dowództwo nad wojskami federalnymi w Missouri, gen. mjr Henry Wager Halleck miał nie lada problem do rozwiązania – zorganizować wojska, utrzymać świeżo zabezpieczone Missouri dla Unii, uporządkować bałagan po swoim poprzedniku i jeszcze rozpocząć ofensywę, najlepiej na wschodnie Tennessee. Zajęty głownie utrzymaniem samodzielnego dowództwa nie zwracał uwagi na pomysły Granta uderzenia na konfederackie forty u zbiegu rzek Cumberland i Tennessee. Co prawda nakazał wykonać demonstracje, ale nie chciał słyszeć o żadnym uderzeniu na umocnienia. Na jednej z narad Grant został: uciszony, jakby mój plan był absurdalny. Wróciłem do Cairo wielce przygnębiony. W całym organizacyjnym rozgardiaszu Halleck nie przypilnował szczegółów wykonania demonstracji, więc Grant załadował na transportowce swoje dwie dywizje – gen. Charlesa Smitha (komendanta kadetów z czasów nauki Granta w West Point) i Johna McClernanda. Następnie przy wsparciu kanonierek kmdr. Andrew Foote’a nagłym wypadem zdobył dwa dni później Fort Henry. Dłużej zeszło mu w rejonie Fortu Donelson, jednak tchórzostwo i niekompetencja dwóch konfederackich generałów dała mu wielkie zwycięstwo.
Otóż dowodzący w Forcie Donelson gen. John Floyd był w czasie kryzysu secesyjnego Sekretarzem Wojny i podjął pewne kroki dla zapewnienia secesji środków do walki, wysyłając broń na Południe i rozpraszając armię. Dodatkowo ciążył na nim zarzut o defraudacje funduszy federalnych (nie do końca słuszny, była to raczej niegospodarność). Z obawy o proces i wyrok skazujący Floyd nie chciał dostać się do niewoli.
Jego zastępca, gen. Gideon Pillow, miał prostsze motywy. Jako polityk dbał o swoją popularność i chciał być wierny własnemu hasło „Wolność albo śmierć”. Dlatego kiedy z winy Pillowa i niezdecydowania Floyda próba przebicia się nie powiodła, konfederatom teoretycznie została już tylko kapitulacja.
Obaj dowódcy postanowili uciec, a rokowania i zaszczyt kapitulacji zostawili gen. Simonowi Bolivarowi Bucknerowi, notabene dobremu znajomemu Granta sprzed wojny, który pożyczył mu pieniądze na podróż z zachodniego wybrzeża do domu (i opłacił rachunek za hotel). Ale jeśli liczył na zmiłowanie ze strony zwycięzcy, to się przeliczył. Na propozycję rokowań konfederaci otrzymali następującą odpowiedź:
"Kwatera Główna Armii w polu
Obóz w pobliżu Donelson
16 lutego 1862
Generał S.B. Buckner
Armia Konfederacka
Generale, właśnie otrzymałem Pana dzisiejsza propozycję zawarcia zawieszenia broni oraz wyznaczenia komisarzy do uzgodnienia warunków. Nie przyjmę żadnych warunków prócz bezwarunkowej i natychmiastowej kapitulacji. Proponuje spotkać się na Pana pozycjach.
Z wyrazami szacunku
Pana uniżony sługa
U.S. GRANT
Generał Brygady"
Buckner musiał zaakceptować te „nierycerskie i bezwzględne warunki”. Do niewoli federalnej dostało się ok. 12 tys. żołnierzy – największa liczba jeńców jednocześnie wzięta do niewoli na amerykańskim kontynencie. Było to pierwsze tak decydujące zwycięstwo unionistów w tej wojnie. Zaś inicjały Granta zaczęto tłumaczyć jako Unconditional Surrender – „Bezwarunkową Kapitulację”.
„Wujek Sam” wkroczył na karty historii.
Autorem tego artykułu jest Michał Staniszewski. Tekst "Ulysses S. Grant - narodziny bohatera" ukazał się w serwisie Histmag.org. Materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.