Dla obrony grobu praojca, Turcy byli gotowi na konflikt z NATO

Dla obrony grobu praojca, Turcy byli gotowi na konflikt z NATO

Dodano:   /  Zmieniono: 
Grób Sulejmana Szacha wewnątrz mauzoleum (fot.domena publiczna) 
Turcja uparcie odmawia wojskowej interwencji w Syrii. Jednak niedawno wysłała czołgi i setki żołnierzy w głąb wrogiego terytorium, by ewakuować grobowiec założyciela dynastii osmańskiej, co do którego nie ma nawet pewności, czy w ogóle istniał.

Ta wiadomość musiała szybko dotrzeć do rozproszonych po całym świecie członków rodziny Osmanoğlu. Nie było to trudne, bo o przeprowadzce szczątków protoplasty rodu mówił cały świat. Ich przeniesienie wymagało wkroczenia wojsk tureckich na terytorium pogrążonej w wojnie domowej Syrii. Zaskoczenie było tym większe, że dotychczas rząd w Ankarze opierał się pomysłom interwencji wojskowej w tym kraju. Prezydenta Erdoğana nie przekonywało zagrożenie ze strony islamskiego kalifatu. Odmawiał wysłania wojsk do Syrii, mimo że islamiści urządzają masowe mordy muzułmanów, jazydów czy asyryjskich chrześcijan. Natowska armia Turcji nie zareagowała na żadną z egzekucji zachodnich zakładników. Nie ruszyli palcem nawet wtedy, gdy siły kalifatu przez wiele miesięcy oblegały miasto Kobani, leżące na granicy turecko- -syryjskiej. Wszystko zmieniło się jednak w sobotę 21 lutego tego roku. Kolumna kilkudziesięciu czołgów i wozów bojowych, obsadzona przez ponad 600 tureckich żonierzy, zapuściła się aż pod miasteczko Karakozak nad Eufratem, dziesiątki kilometrów w głąb wrogiego terytorium. Tam, na cyplu o powierzchni nieco większej niż dwa boiska piłkarskie, znajdowała się turecka enklawa obsadzona przez 30 tureckich żołnierzy. Otoczeni zewsząd przez islamistów Turcy mieli za zadanie bronić mauzoleum, w którym pochowano założyciela rodu Osmanoğlu. Jego potomkowie żyją do dziś w wielu miejscach świata. Francis Namık Osmanoğlu, zdolny perkusista i wielbiciel tenisa, mieszka w Londynie. Jego kuzynka Ayşe Gülnev inwestuje w nieruchomości w Sussex i w wolnych chwilach spisuje długie dzieje rodziny, na której czele stoi sędziwy Bayezid Osmanoğlu, zajmujący skromne, czteropokojowe mieszkanie przy nowojorskiej Lexington Avenue. Gdyby losy świata potoczyły się inaczej, Francis i Ayşe Gülnev byliby książętami krwi, a Bayezid byłby tureckim sułtanem, władającym, jak jego przodkowie, bogactwami Bliskiego Wschodu.

PARADA PROTOPLASTÓW

Turecka tradycja datuje śmierć Sultana Shaha na 1231 r. Wedle jednej z wersji miał tu zostać pochowany podczas postoju tureckich koczowników, migrujących z terenów dzisiejszego Iraku i Iranu do Azji Mniejszej. Bardziej dramatyczna wersja mówi o tym, że pobożny muzułmanin Sultan Shah utonął w Eufracie, uciekając do Anatolii przed hordami pogańskich Mongołów Czyngis-chana.

Jego syn Ertogrul poprowadził plemię na służbę Seldżuków i wykroił sobie spory kawał pastwiska na terytorium wyrwanym Bizancjum. Cała ta opowieść potwierdzona jest jednym krótkim napisem wybitym na dwóch monetach, znalezionych podczas wykopalisk w Anatolii. Napisy głoszą, że wybił je niejaki Osman, syn Ertogrula, i wszystko wskazuje na to, że chodzi o tego samego Osmana, który został zapamiętany jako pierwszy historyczny przywódca Turków osmańskich. Jeśli więc wierzyć spisanej 100 lat później ustnej tradycji niepiśmiennych koczowników grasujących po obrzeżach Bizancjum, Sultan Shah byłby dziadkiem historycznego protoplasty osmańskiej dynastii.

To jednak kwestia wielce dyskusyjna, którą komplikuje dodatkowo praktykowane powszechnie przez osmańskich władców bratobójstwo. Utrzymywanie precyzyjnej tradycji ustnej w rodzinie, w której co pokolenie mordowało się większość męskich pretendentów do władzy, nie sprzyjało przecież zapamiętywaniu zawiłości rodzinnych koligacji. Początki znakomitego tureckiego rodu toną więc w odmętach legend z Tysiąca i Jednej Nocy, nawarstwiających się przez stulecia budowy ottomańskiej potęgi. Kolejne pokolenia osmańskich wodzów plemiennych stworzyły bowiem imperium, które u szczytu swojej potęgi rozciągało się od Krymu, Rumunii i przedmieść Wiednia po Algierię, Sudan i Zatokę Perską. Z biegiem lat dynastia odeszła od bratobójstwa, stosując łagodniejsze metody rozstrzygania sporów sukcesyjnych. Rywali do tronu zsyłano do medres na peryferiach imperium albo zamykano w kazamatach w Stambule. Wielu z nich traciło zmysły, zanim doczekało się sposobności wzięcia w swoje ręce sterów państwa. Negatywna selekcja w rodzinie w połączeniu z legendarną lewantyńską korupcją i rosnącą presją europejskich potęg kolonialnych spowodowały, że w połowie XIX w. Osmanowie byli cieniem dawnej potęgi. Dlatego, jak każda normalna rodzina z tradycjami, w chwili próby postanowili odwołać się do chwały protoplastów rodu.

WYMYŚLONY GRÓB PRZODKA

Sułtan Abdul Hamid II był 36. następcą Sultana Shaha, po którego szczątki współczesny rząd turecki wysłał pokaźny oddział wojskowy w głąb ziem opanowanych przez kalifat. Abdul Hamid był idealnym kandydatem do roli odnowiciela imperium, które w drugiej połowie XIX w. wyraźnie chyliło się ku upadkowi. Jako wybitnie uzdolniony stolarz własnoręcznie wykonał i ozdobił większość mebli w swoim pałacu. Jak żaden z jego znamienitych poprzedników znał świat poza murami pałacu Topkapı. Był w Wiedniu, Paryżu i Londynie, komponował opery i własnoręcznie przetłumaczył na turecki klasyczne europejskie dzieła operowe.

Światły władca zrezygnował nawet z absolutnych rządów, powołał do życia parlament i pozwolił uchwalić konstytucję. Nowocześni tureccy nacjonaliści, zapatrzeni we wzorce niemieckie, przyklasnęli tym reformom i kto wie, jak potoczyłyby się losy państwa i rodziny, gdyby nie wspierane przez Rosję wyzwoleńcze ruchawki Rumunów i Słowian na Bałkanach. Klęska Turcji w tym starciu spowodowała utratę części Armenii i większości posiadłości na Bałkanach. Do tego dołożyli się jeszcze Anglicy, którzy w zamian za utemperowanie rosyjskich żądań wobec Turcji położyli łapę na Cyprze, Egipcie i Sudanie. Imperium pozbawione najbogatszych prowincji znalazło się na skraju bankructwa. Zgodnie z zasadą sformułowaną przez Alexisa de Tocqueville’a, która głosi, że dla pieniędzy nawet najbardziej liberalna władza posunie się do każdej podłości, sułtan zakończył więc eksperyment z demokracją i przywrócił rządy absolutne. Po kilku nieudanych zamachach na jego życie zaczął popadać w coraz większą paranoję, której nie łagodziło już struganie pałacowych mebli. Niegdyś tak otwarty na świat, teraz nie opuszczał Stambułu. Kraj poznawał wyłącznie dzięki fotografiom wykonywanym na jego polecenie w najdalszych zakątkach imperium i dzięki relacjom szpiegów oplatających jego państwo gęstą siecią informatorów. Abdul Hamid znał zbyt dobrze historię swojego rodu, żeby wiedzieć, że nielubiani i niepopularni władcy tracą swoje stanowiska i życie nie w wyniku rewolucji, tylko pałacowych przewrotów. Nic więc dziwnego, że żyjąc w izolacji, zaczął szukać pociechy w rodzinnych opowieściach.

Był w tym także polityczny zamysł. Chodziło o zjednoczenie narodu pod słabnącym wyraźnie przewodnictwem sułtana za pomocą sentymentów opartych na chwalebnych dziejach rodu osmańskiego. Legenda o przodku Sultan Shahu, który utonął w Eufracie, szukając bezpiecznego azylu w Anatolii, doskonale się do tego nadawała. Znaleziono nawet miejsce, w którym państwotwórcza legenda miała swój początek. Było to malownicze zakole Eufratu koło Caber Kalesi. Znajdowały się tam ruiny zamku, który według lokalnych podań miał nosić nazwę Mezar-i-Turk, czyli Grób Turka.

Sułtan Abdul Hamid kazał w tym miejscu wybudować mauzoleum protoplasty dynastii. Żeby legenda była kompletna, Abdul Hamid zadbał także o matkę założycielkę. W Çarşamba niedaleko od Stambułu powstało więc mauzoleum Hayme Hatun, domniemanej żony Sultana Shaha i matki Ertugula, tego, którego syn Osman chwalił się imieniem tatusia na bitych przez siebie monetach. Historycy oczywiście powątpiewają w autentyczność tych lokalizacji, nie mówiąc o wierze w prawdziwość szczątków, które rzekomo spoczęły w obu grobach. Jednak prawda historyczna przegrała z legendą. Paradoks państwotwórczego pomysłu sułtana Abdula Hamida polegał bowiem na tym, że wymyślone przez niego sanktuarium Sultana Shaha okazało się silniejsze niż rozpadające się jeszcze za jego życia imperium.

NATO NA ODSIECZ SUŁTANOWI

– Każda próba ataku na mauzoleum Sultana Shaha zostanie potraktowana jak atak na Turcję i Pakt Północnoatlantycki – ogłosił w zeszłym roku szef tureckiej dyplomacji i były premier Ahmet Davutoğlu. Ten sam minister odmawiał zaangażowania w obronę obleganego przez islamistów kurdyjskiego miasta Kobani na granicy z Syrią, ale dla obrony grobu praojca Turków z Azji Mniejszej był gotów zacząć wojnę w imieniu NATO. Według nagrań ze spotkań najważniejszych ludzi rządu i armii, które wyciekły do mediów, turecki rząd rozważał nawet użycie sprawy grobu jako pretekstu do inwazji na wstrząsaną wojną domową Syrię. Dałoby się bez trudu przedstawić całą operację jako samoobronę. Bo grób i jego bezpośrednia okolica jest od lat 20. XX w. suwerennym tureckim terytorium w granicach Syrii.

Gdy po I wojnie światowej imperium osmańskie przeszło do historii wraz z obaloną przez wojskowych nacjonalistów dynastią, grób znalazł się poza granicami Turcji. O ile jednak rząd republikański bez trudu pogodził się z utratą posiadłości w Libanie, Syrii, Iraku i na Półwyspie Arabskim, to spłacheć ziemi w zakolu Eufratu okazał się bezcenny. Turecką zwierzchność nad mauzoleum Sultana Shaha potwierdzono na kilku konferencjach pokojowych porządkujących nowe granice na Bliskim Wschodzie. Zapewniono też Turkom prawo do utrzymywania straży honorowej i normalnych odpraw paszportowych dla każdego, kto zechce wkroczyć na teren enklawy. Gwarantami porozumienia były Francja i Wielka Brytania, a jego trwałości nie zaszkodziły ani II wojna światowa, ani demontaż bliskowschodnich kolonii obu tych krajów.

Turecka flaga bez przeszkód powiewała więc nad cyplem koło Caber Kalesi także wtedy, gdy Turcja i Syria znalazły się po przeciwległych stronach żelaznej kurtyny. W czasie zimnej wojny Turcja była członkiem NATO, wiernym sojusznikiem USA i jednym z niewielu muzułmańskich krajów utrzymujących stosunki dyplomatyczne z Izraelem. Syria wręcz przeciwnie – wspierana przez Związek Radziecki znajdowała się w stanie permanentnej wojny z Żydami. A mimo to 12-osobowy natowski kontyngent z Turcji co pół roku bez przeszkód wymieniał się na posterunku wokół grobu Sultana Shaha, pielęgnowanego w samym sercu sowieckiej strefy wpływów na Bliskim Wschodzie. Gdy w połowie lat 70. sowieccy inżynierowie zakończyli budowę tamy na Eufracie, rząd w Damaszku grzecznie poinformował Turków, że ich narodowe sanktuarium może zostać zalane przez wezbrane wody rzeki. Turcy zorganizowali więc przeprowadzkę całego grobowca kilkadziesiąt kilometrów na północ w kierunku granicy z Tucją do Karakozak, skąd tydzień temu ewakuowali go tureccy żołnierze.

NIE STRZELAMY DO PRZODKA KALIFA

Turecka republika długo przepraszała się z ottomańską dynastią. Abdul Hamid II został obalony przez armię kilka lat po zbudowaniu mauzoleum, mającego przywrócić rodowi miłość poddanych. Jego krewni zostali zmuszeni do opuszczenia Turcji przez republikanów Kemala Atatürka. Dopiero niedawno kraj zaczął się odwoływać do starej osmańskiej tradycji. Kilka lat temu, krótko przed śmiercią wnuka ostatniego ottomańskiego władcy, burmistrz Stambułu zezwolił na odgrywanie ceremonii sukcesyjnej, podczas której nowy sułtan objeżdża miasto na koniu z mieczem u pasa. Do historycznej rekonstrukcji trzeba było zatrudnić aktora, bo najnowsza głowa rodu Bayezid jest za stary, by utrzymać się na koniu. Młodsze pokolenie osmańskich książąt w ogóle nie interesuje się imperialną tradycją, poświęcając czas na lekkie, łatwe i przyjemne życie w Londynie i Nowym Jorku. Co więcej, niektórzy książęta angażują się w uliczne protesty przeciwko odbudowie meczetów z czasów otomańskich. Adile Osmanoğlu, jedna z prawnuczek ostatniego sułtana, została wprost ostrzeżona przez doradców prezydenta Erdoğana, żeby nie mieszała się w działalność opozycyjną. Bo to władze republikańskie przejęły dziś na siebie obowiązek reaktywacji ottomańskiej tradycji. Wznowiono zamrożoną od upadku sułtanatu dyskusję na temat herbu narodowego. Turcja jest jednym z niewielu krajów na świecie, który posługuje się wyłącznie flagą z charakterystyczną gwiazdą i półksiężycem na czerwonym tle. Prezydent Erdoğan zaproponował wprowadzenie powszechnego nauczania języka ottomańskiego, będącego mieszaniną starotureckiego, arabskiego i farsi. Zaczęto też coraz głośniej mówić o odbudowie politycznych wpływów na Bliskim Wschodzie, rządzonym kiedyś przez potomków Sultana Shaha. Ukoronowaniem tego procesu było wysłanie kolumny pancernej na tereny kalifatu, by ewakuować garstkę żołnierzy stojących na straży grobu, mimo że nikt nie ma pewności, czyje tak naprawdę szczątki się w nim znajdują.

Całe mauzoleum zapakowano na ciężarówki i przeniesiono jeszcze bliżej Turcji, choć ciągle po syryjskiej stronie granicy. Na zdjęciach wzgórza, na którym złożono symboliczny ładunek, widać obłożony workami z piaskiem bunkier i czołg Abrams. Trudno orzec, czy to dla obrony praojca osmańskiej dynastii, czy dla stworzenia wygodnego pretekstu do rozpoczęcia odbudowy dawnego imperium. Wedle relacji mediów arabskich operujący w okolicy islamiści z kalifatu nie niepokoili tureckiej kolumny pancernej. Być może dlatego, że potomkowie Sultana Shaha, z budowniczym jego grobu włącznie, nosili także oficjalny tytuł kalifa – przywódcy politycznego wszystkich sunnickich muzułmanów.

(Tekst opublikowany w numerze 2/2015 tygodnika Wprost)

Więcej ciekawych artykułów przeczytasz w najnowszym wydaniu "Wprost", który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.


"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay