Na proces Romualda Rajsa, ps. Bury, który rozpoczął się 19 września 1949 r. w białostockim kinie Ton, w imieniu rodzin ofiar stawiła się tylko Anastazja Chwaszczewska z Krasnej Wsi. Białorusini na Podlasiu nie mieli czym dojechać do wojewódzkiego miasta; po wojnie mało kto miał furmankę z koniem.
Gdy wprowadzali oskarżonego, Chwaszczewska zastąpiła mu drogę z okrzykiem: „Gdzie jest mój mąż Łukasz?!”. „A po co ci to?”, zdążył odpowiedzieć Rajs, nim go popchnął milicjant. Przesłuchiwana w charakterze świadka mieszkanka z Krasnej Wsi niewiele zeznała, bo wszystkie jej słowa zdusił płacz. Oskarżony nie przyznawał się do mordu na Białorusinach, zrzucał winę na swego zastępcę. Tydzień później „Bury”, któremu udowodniono, że był przy każdej egzekucji, został skazany na karę śmierci.
Szarwark
Podczas okupacji Romuald Rajs działał w okręgu wileńskim Związku Walki Zbrojnej, potem w AK. Za niezłomność został odznaczony Virtuti Militari. Latem 1944 r. rozwiązał resztki swej brygady i repatriował się do Białegostoku. Wstąpił do Ludowego Wojska, otrzymał przydział do Hajnówki. Wkrótce potem zdezerterował do „Łupaszki”, który dowodził V Wileńską Brygadą AK. Po rozkazie generała Okulickiego o rozwiązaniu AK „Bury” nie zgodził się z tą decyzją i przeszedł z 200 żołnierzami do Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. W styczniu 1946 r. komendant białostockiego okręgu NSZ Jan Szklarek, ps. Florian Lewski, Kotwicz, zarządził pacyfikację powiatu Bielsk Podlaski. Chodziło o demonstrację siły zbrojnego podziemia. Pierwszą udaną akcją było opanowanie Hajnówki. Podczas odwrotu oddział „Burego”, który potrzebował koni do swych akcji, uprowadził do puszczy 40 chłopów na furmankach pod pretekstem wykonania szarwarku, czyli robót przymusowych. Furmanów podzielono na żegnających się po cerkiewnemu (a więc Białorusinów) i po katolicku. Ci pierwsi, w liczbie trzydziestu – zostali rozstrzelani. W styczniu i lutym 1946 r. każdy krok „Burego” przez białoruskie wsie znaczyły łuny pożarów i trupy miejscowych.
Rajs krył się w puszczy do jesieni 1946 r. Gdy jego oddział liczył już tylko pięciu ludzi, porzucił ich i uciekł do Elbląga, potem do Karpacza, gdzie został urzędnikiem w gminie. Następnie otworzył pralnię. I tam go dopadło UB.
Rozmowy z portretem
Zaraz po białostockim procesie „Burego” w „Jedności Narodowej”, gazecie PPR, ukazał się artykuł, że rodzinom ofiar podziemia zostanie udzielona wszelka pomoc. Ale Białorusini z powiatu Bielsk Podlaski nic nie dostali. Przez ponad 50 lat nikt też oficjalnie nie dociekał, dlaczego eufemistycznie określani przez historyków „furmani” stracili życie. Dopiero dorosłe dzieci ofiar ośmieliły się domagać prawdy.
Walentyna Kiersnowska, córka Teodora Jakimiuka z Podrzeczan, miała w 1946 r. pięć lat. Pomniu moho baćkę, tatę znaczy się zeznała jako dorosła przed Główną Komisją Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – jak podcina gniadego po wyjeździe z podwórka. Miał odrobić w puszczy szarwark – wójt mówił, że drewno potrzebne do pieców w gminie i w szkole. Z naszej wsi pojechało więcej chłopów. Jeden wrócił nazajutrz – wystraszony, powiedział tylko tyle, że tamtych, z dobrymi końmi, zabrali do puszczy pulśkije partyzany, szto to inszoj Polszczy chotiły. Jego nie chcieli, bo stara chabeta okulała po drodze. Zrazu nikt we wsi nie podejrzewał, że mogło stać się coś strasznego. – W wojnu prychodyły tut partyzany, ruskije, wony ono jedlo brali, wsim dawali, a jak inaksz?
– Mijały miesiące – wspominała Kiersnowska – a matka ciągle wierzyła, że wymodli powrót ojca. Nieraz w nocy budziła dzieci: „Wstańcie, tata chyba przyjechał”. Wypychała bose, zaspane, do sieni. Nasłuchiwali. Nikogo nie było za drzwiami, tylko pies gdzieś ujadał.
Przyszła wiosna, trzeba orać, matka zaprzęgała się z dziećmi do pługa. Piotr Nikołajski ze wsi Zanie, gdzie oddział „Burego” zamordował 23 osoby, uciekał do lasu. Dostał w biodro. Leżał na polu i tam go partyzanci wypatrzyli. Strzelili mu w głowę, pocisk wyszedł okiem. Nim stracił przytomność, usłyszał, jak się naradzali, który go dobije. – Szkoda naboju, sam dojdzie – ktoś zdecydował. Piotr żył jeszcze 40 lat. Nie miał oczu, po omacku chodził w pole, radził sobie nawet z sadzeniem kartofli.
W sąsiednich Szpakach ludzie „Burego”, gdy już podpalili chałupy, wzięli dziewczynę, która chodziła z milicjantem. Najpierw zabili na jej oczach ojca. Zaczęła się czołgać do oprawców z karabinami, całować po oficerkach, żeby darowali jej życie. Nad dołem znów się rzuciła do butów partyzanta; odpędził ją kopniakiem. Wtedy doskoczyła mu do twarzy i podrapała, nim zdążył wyszarpnąć z kabury rewolwer.
Aleksander Juziuczuk miał wtedy 23 lata. Jego siostrze, Marii Laszkiewicz, do dziś mieszkającej w Krasnej Wsi, często się śni, że on stoi w drzwiach, z czapką w ręku, gotowy do zaprzęgania konia. Chce jej coś powiedzieć, ale sołtys ponagla, odciąga za próg. Gdy już wiedziała, że nigdy nie wróci, powiesiła nad łóżkiem portret brata zrobiony przez malarza domokrążcę i kiedy siedzi przy piecu sama, zdejmuje ze ściany i opowiada Alikowi, co się działo po jego śmierci.
Rehabilitacja
Rodziny ofiar „Burego” miały najpierw jedno pragnienie: zapalić świeczkę na grobie zamordowanego. Ale Rajs nie ujawnił podczas procesu, gdzie jego ludzie zakopali ofiary.
9 maja 1989 r. kombatanci z Bielska Podlaskiego zorganizowali wycieczkę śladami II wojny. Rodziny furmanów pojechały m.in. w okolice Puchał Starych, gdzie na cmentarzu katolickim w Klichach była mogiła ofiar hitlerowskich. Niespodziewanie pojawił się tam leciwy już wójt z Brańska i ujawnił, że wie, czyje są to prochy. Otóż w 1951 r. na polecenie z Białegostoku przeprowadzał ekshumację zbiorowego grobu w pobliskim lesie. Odkopali szczątki furmanów.
Kilka lat później, w czasie pielgrzymki krewnych ofiar „Burego” na cmentarz w Klichach, do batiuszki podeszło trzech miejscowych chłopów. Powiedzieli, że wiedzą, gdzie jeszcze są groby furmanów. Zaprowadzili do puszczy. – Tu kopcie – nakazali. W piachu zachowały się różne przedmioty pomocne w identyfikacji zwłok. Między innymi drewniana tabliczka od wozu Michała Bondaruka z Krasnej Wsi. Paraskiewa Antosiuk poznała buty ojca. Wszystkie znalezione czaszki miały w potylicy otwory po kuli. Doliczono się szczątków 30 furmanów.
Od tego dnia Białorusini zaczęli starania o przeniesienie prochów na cmentarz koło cerkwi w Bielsku Podlaskim. Gdy składane w różnych urzędach podania nie skutkowały, zawiązali Komitet Rodzin Pomordowanych.
Równocześnie o dobre imię Rajsa zabiegał jego syn, zmuszony w czasach PRL do ukrywania, kim był nieżyjący ojciec. Matka kreowała obraz bohatera, powtarzając dziecku, że na procesie tata z bezprzykładną determinacją oświadczył sędziom: „Ja jestem Polak i katolik, a wy pieski stalinowskie!”.
W III RP młody Rajs wspierany przez Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej wystąpił o rehabilitację ojca i odszkodowanie. W 1995 r. Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego unieważnił wyrok śmierci na Romualda Rajsa, uzasadniając, że skazany „walczył o niepodległy byt państwa polskiego”, a jego kontrowersyjne rozkazy dotyczące m.in. pacyfikacji białoruskich wsi były podyktowane stanem wyższej konieczności.W przekonaniu dowódcy oddziału „życie ludzkie przedstawiało mniejszą wartość od dobra ratowanego, tj. niepodległości i niezależności kraju”.
Tu pomnik, tam tablica
W końcu Komitet Rodzin Pomordowanych otrzymał przyzwolenie na ekshumację kości w Klichach i pochówek na cmentarzu wojennym w Bielsku Podlaskim. 25 lipca 1997 r. prochy trzydziestu zabitych furmanów zostały umieszczone w trzech dębowych trumnach. Po pogrzebie rodziny pomordowanych chciały postawić na grobie swoich bliskich skromny pomnik. I znów nie było zgody wojewódzkich władz.
Równocześnie z odmową na budynku kina w Białymstoku – tego, w którym sądzono Rajsa – została przybita pamiątkowa tablica z orłem w koronie, wieńczącym ją katolickim krzyżem i napisem: „W tym budynku po wojnie skazywano na śmierć żołnierzy Polski Podziemnej”. Władze miasta zorganizowały też ekspozycję zdjęć wydanego w 1999 r. albumu „Żołnierze wyklęci. Antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 r.”. Zamieszczonym tam fotografiom „Burego” towarzyszył komentarz: „Spalenie [...] wsi to akcja odwetowa, bo furmanów ujęto w puszczy na nielegalnym wyrębie drewna”. Wstęp do albumu napisał Jerzy Buzek. Rajsa i jego żołnierzy przedstawił jako ludzi zasad oraz honoru.
W roku 2002 r. po zmianie rządu i interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich można już było postawić skromny pomnik na grobie furmanów. Ze składek ich rodzin.
Młodzi Białorusini z obywatelskiego komitetu zrobili jeszcze więcej – od chwili powołania Instytutu Pamięci Narodowej zabiegali, aby przejął on śledztwa w sprawie pacyfikacji podlaskich wsi, wszczęte przez Główną Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. To było pierwsze takie dochodzenie w Polsce.
Jednak gdy rozeszła się wieść, że żaden z przesłuchanych 15 jeszcze żyjących żołnierzy „Burego” nie przyznał się do udziału w pacyfikacji, większość rodzin zamordowanych furmanów straciła nadzieję na doczekanie się sprawiedliwego wyroku. – Przy tak przewlekłym dochodzeniu ostatni świadkowie zdążą umrzeć, nim zostaną wezwani na przesłuchanie – martwili się działacze komitetu. I wtedy prokuratorowi Dariuszowi Olszewskiemu z białostockiego IPN podarował swoje nagrania rozmów z członkami NZW na terenie Białostocczyzny miejscowy historyk amator Jerzy Kułak.
Ludobójstwo
Oto dwa fragmenty tego dokumentu: „Mówi Józef P., ps. Gołąb: – Na akcję w Hajnówce przyjechaliśmy podwodami, które wzięliśmy z białoruskich wsi. Po pacyfikacji „Bury” kazał tych furmanów rozstrzelać w lesie koło wsi Puchały, ale część z nich uciekła. Dowódca tłumaczył nam potem na rozprawie: „To nie Polacy, tylko Białorusini, którzy są naszymi wrogami”. Potem „Bury” podzielił oddział na trzy grupy i każdy pluton został wysłany do jednej wsi. Moja drużyna podpalała Zanie. Podeszliśmy pod wieś, ktoś wziął wiązkę siana spod strzechy i zapalił zapałkę, kilku chłopaków przyłożyło swoje wiązki i tak od chałupy do chałupy, do stodoły, obory, a że wszystko słomiane, to i szybko się paliło. Ludzie zaczęli wybiegać na podwórze, żeby ratować dobytek. Ostrzeliwaliśmy ich – jedni, żeby zabić, inni na postrach.
Przed Zaniami były jeszcze Zaleszany. Nie wiem, jak to się stało, że „Bury” kazał zebrać ludzi w jednym domu, nawet gospodarzy, u których mieliśmy kwaterę, i tam ich rozstrzelaliśmy. [...]
Czesław P., ps. Pliszka: – Tam było niebezpiecznie na każdym kroku, bo Białorusy mieli do cholery broni i strzelali do nas. Tak było, jak my wracali z tej akcji w Hajnówce. W Zaniach też do nas zaczęli strzelać, no to jakże to tak? Zwarty oddział idzie, a cywile będą tu do nas strzelać, trzeba coś z nimi zrobić. No i zrobili my. Spaliliśmy wtedy Zanie, Szpaki i jeszcze jakąś jedną wieś, której nazwy nie pamiętam”.
W 2005 r. IPN zamknął śledztwo. „Na podstawie wszystkich zebranych dowodów – stwierdzono w wydanym komunikacie – nie może być wątpliwości, że osobą wydającą rozkazy był R. Rajs „Bury”, a wykonawcami część jego żołnierzy [...]. Nie kwestionując idei walki o niepodległość Polski prowadzonej przez organizacje sprzeciwiające się narzuconej władzy, do których należy zaliczyć Narodowe Zjednoczenie Wojskowe, zabójstwa 79 furmanów i pacyfikacji wsi w styczniu i lutym 1946 r. nie można utożsamiać z walką o niepodległy byt Państwa Polskiego. [...] w materiałach archiwalnych nie odszukano żadnych danych, jakoby zamordowani furmani byli współpracownikami organów bezpieczeństwa [...]. Nie znaleziono też potwierdzenia, że oddział „Burego” został ostrzelany w którejś z tych wsi, co mogłoby być pretekstem do odwetu. Reasumując, zabójstwa i usiłowania zabójstwa tych osób należy rozpatrywać jako zmierzające do wyniszczenia grupy narodowej i religijnej, a zatem należące do zbrodni ludobójstwa, wchodzących do kategorii zbrodni przeciwko ludzkości”.
Pomnik i demonstracje
Pacyfikacje dokonane przez oddział „Burego” upamiętniono w 2012 r. przy cerkwi Świętego Ducha w Białymstoku. Stanął tam pomnik ku czci „prawosławnych mieszkańców Białostocczyzny zabitych i zaginionych w latach 1939-1956”. Choć powściągliwy w wymowie, od początku został znienawidzony przez miejscowych narodowych radykałów, którzy co roku z okazji rocznicy śmierci Romualda Rajsa składają swemu bohaterowi hołd pod tablicą na budynku dawnego kina. W roku ubiegłym Narodowe Odrodzenie Polski zorganizowało też taką demonstrację w Hajnówce. Natomiast miejscowe Bractwo Prawosławne św. Cyryla i Metodego odpowiedziało zaproszeniem mieszkańców na spotkanie pod tytułem: „Romuald Rajs ?Bury? – nie nasz bohater”.
„Nasz Dziennik” tak skomentował tę inicjatywę: „Czy autorom hucpy w Domu Kultury podoba się czy nie, NOP będzie organizować przemarsze tak często, jak często pogrobowcy komuny będą wychylali głowy ze swych nor”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.