Dwa polskie sumienia

Dwa polskie sumienia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Głośniej nad trumną pułkownika Kuklińskiego! Wzrost - około 167 cm, twarz pociągła, włosy ciemnoblond, czesane na bok, oczy niebieskie, chód kołyszący, sylwetka pochylona lekko do przodu" - tę charakterystykę wyjętą z listu gończego wojskowego kontrwywiadu PRL z listopada 1981 r. po latach wystarczyło uzupełnić o wąsy i brodę oraz siwiznę, by uzyskać "aktualny portret zdrajcy", jak to ujmowała komunistyczna propaganda. W 1992 r. 24 proc. Polaków uważało pułkownika Ryszarda Kuklińskiego za zdrajcę. Pięć lat później był to już portret bohatera, przynajmniej dla 27 proc. ankietowanych. Dzisiaj pewne jest tylko jedno: nikt go już nigdy nie będzie ścigał.

Granica między Polską a PRL

Ci, którzy niegdyś potępili i skazali Kuklińskiego, we własnym interesie wzywają do ciszy nad jego trumną. Inni, nie mając wątpliwości, że to nie tylko trumna wielkiego Polaka, ale także fragment ich losu i ich dramatów, przeciwnie, pragną, aby jego pogrzeb stał się wielką manifestacją patriotyzmu i polskich ponadczasowych racji, w których imię dobro ojczyzny staje się najwyższym prawem.

Zarówno ci, którzy krzyczą: "zdrajca", jak i ci, którzy wołają: "bohater", jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, że ferują jedynie doraźne wyroki polityczne. Jak wskazywał nieodżałowany ksiądz prof. Józef Tischner, ławy prokuratorskie od ław obrończych zdaje się oddzielać - wcale nie taka wąska - granica między Polską i PRL. Na wyrok historii w tej sprawie Polacy, jak się okazuje, obywatele dwóch ojczyzn, muszą więc czekać do czasu, aż odtajnione dokumenty sprawy odpowiedzą na pytania, co naprawdę uczynił płk Ryszard Kukliński, jakie materiały przekazał i przed czym naprawdę nas ocalił.

Groby, które dzielą

Wiele było w naszej historii trumien wielkich Polaków, nad którymi jedni krzyczeli: "zdrajca", a drudzy: "bohater". Losu tego doświadczył sam król Stanisław August Poniatowski, jeden z najświatlejszych polskich władców, współtwórca obozu reform i Konstytucji 3 Maja, któremu ani współcześni, ani potomni nie potrafili zapomnieć romansu z carycą Katarzyną i przystąpienia do targowicy. Odmówiono mu nie tylko sprawiedliwej pamięci, ale nawet prawa do spoczynku na Wawelu wśród innych władców. Prawa do pochówku w wawelskiej katedrze odmawiano zresztą także Józefowi Piłsudskiemu i Władysławowi Sikorskiemu. Zdrajcą przez wieki pozostawali i Ksawery Drucki-Lubecki, i margrabia Aleksander Wielopolski, i napoleoński bohater gen. Józef Zajączek. Trzeba było wieków, by ich zasługi dla ojczyzny mogły zajaśnieć pełniejszym blaskiem. "Albowiem historia społeczeństw - jak pisze Didier Julia w 'Słowniku filozofii' - jest w gruncie rzeczy natury politycznej i zależy od czynników ludzkich, które nie podporządkowują się absolutnym prawom. Tym samym przeszłości nie da się wytłumaczyć w sposób obiektywny, trzeba ją subiektywnie zrozumieć".

Obiektywnie zdrajcą był gen. Zygmunt Berling, skazany prawomocnym wyrokiem sądu wojskowego na śmierć za złamanie przysięgi wojskowej i dezercję. Jeśli jednak spróbować go zrozumieć, to w tle tej zdrady i złamanej przysięgi historyk musi dostrzec dziesiątki, a może setki tysięcy ludzi, których Berling uratował, wywiódł z nieludzkiej ziemi i przyprowadził do Polski. Kim więc był - bohaterem czy zdrajcą? Czy tylko zdrajcami byli skazani w latach wojny za kontakty z Niemcami: były premier Leon Kozłowski, szef sztabu Komendy Głównej ZWZ płk Janusz Albrecht czy prowadzący z nimi rozmowy w Budapeszcie płk Marian Steifer, a następnie w Warszawie marszałek Edward Rydz-Śmigły? Formalnie tak! Trzech z nich dostało wyroki śmierci, na jednym wyrok ten wykonano. Historia jednak - próbując ich zrozumieć - odkrywa najgłębsze, patriotyczne uzasadnienia ich czynów. Czy na pewno powinni pozostawać w naszej zbiorowej pamięci jako zdrajcy?

Wyroki polityki i historii

W polityce, jak się okazuje, wyroki feruje się znacznie łatwiej niż w historii. W myśl politycznego wyroku PRL płk Ryszard Kukliński był zdrajcą. Wyrokiem historii, co zdaje się nie ulegać wątpliwości, zostanie uznany za bohatera, być może tragicznego. Podobnie jak dziesiątki Polaków, których narodowa niewola w wieku XIX czy XX zmusiła do przywdziania obcego, nierzadko wrogiego munduru. Podczas ostatniej wojny służyli Polsce w mundurach gestapo czy Wehrmachtu, pracowali w kancelariach najwyższych dostojników niemieckich. Poświęcili Polsce coś znacznie ważniejszego niż życie - honor, wpisując ludzką pogardę, z którą się na co dzień spotykali, w koszty anonimowej, najtrudniejszej służby. "Mało kto z nich jeszcze żyje, bardzo wielu zmarło po prostu z wyczerpania, w kacetach, łagrach, więzieniach - pisał, zabierając głos w dyskusji na temat zarzutów wobec płk. Ryszarda Kuklińskiego, Kazimierz Leski, legenda polskiego wywiadu.

- Innym poszło jeszcze gorzej; potworne 'śledztwa', tortury, zemsta na rodzinach i - tak jak wobec płk. Kuklińskiego - bycie traktowanym przez własnych rodaków jak zdrajcy, szpiedzy, kolaboranci, bandyci itp.".

Tym, którzy skazywali płk. Kuklińskiego, podobnie jak tym, którzy skazywali Kazimierza Leskiego, wystarczyło złamanie przysięgi wojskowej. Jakby nie rozumieli, że ta zasadnicza kwestia w polskiej historii traktowana była w latach niewoli pobłażliwie. W kwietniu 1826 r. w Warszawie odbył się "żałobny obchód po wiekopomnej pamięci najjaśniejszym Aleksandrze I". Nakładem i drukiem Glucksberga ukazała się trzy lata później lista wszystkich osób idących w żałobnym kondukcie. Za symboliczną trumną cara postępują późniejsi bohaterowie powstania listopadowego, z legendarną szkołą podchorążych i Piotrem Wysockim. Wszyscy, którzy niebawem mieli złamać przysięgę wojskową, by trafić do panteonu polskiej chwały. Nikt nigdy nie uczynił im z tego powodu najmniejszego zarzutu. Bowiem - co niedawno przypomniał w dyskusji o płk. Kuklińskim Mariusz Czubaj - jak mawiał ks. Józef Poniatowski: "Każdy Polak, wskutek długich nieszczęść wyrobił w sobie jakby dwa sumienia". Złamali przysięgę Romuald Traugutt, ulubiony oficer cara, gen. Józef Dowbór-Muśnicki, Józef Piłsudski i setki oficerów, którzy - gdy mieli wybierać między przysięgą a dobrem Polski - zawsze wybierali Polskę.

Czy de Gaulle był zdrajcą?

Przysięgę oficerską łamali zresztą nie tylko Polacy. Dość przypomnieć historię Charles'a de Gaulle'a, który po kapitulacji Francji, złamawszy przysięgę, uciekł do Wielkiej Brytanii, by kontynuować walkę. Czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach nazwie go zdrajcą? A przecież formalnie działał przeciwko własnemu czterdziestomilionowemu narodowi, oficjalnie stojącemu po stronie Hitlera. Przecież ujawnił Brytyjczykom najtajniejsze francuskie plany i tajemnice wojskowe. Formalnie został skazany zaocznie na śmierć za zdradę. Dumni Francuzi widzą w nim jednak ojca odzyskanej ojczyzny i bohatera narodowego.

Cóż uczynić w historii z dramatem niemieckich oficerów: Wilhelma Canarisa, Erwina Rommla, Hansa Ostera czy Clausa von Stauffenberga? Czy oficerowie, którzy ujawniali przeciwnikom tajemnice wojskowe, uprzedzali o terminach operacji wojennych Hitlera, zawiązywali spiski oficerskie, by ratować własną ojczyznę przed samozagładą reżyserowaną przez szaleńca u władzy, zasługują na miano zdrajców? To ludzie, którzy znaleźli w sobie dość odwagi, by się przeciwstawić złu. Być może wystarczy, jak to uczynił w kwestii płk. Kuklińskiego były prezydent Lech Wałęsa, nazwać ich postaciami tragicznymi. Być może jednak nie wystarczy.

Pierwszy oficer III RP

Niewielu współczesnych zdaje się przejmować tym, że po wojnie, za naszego życia, świat co najmniej kilkakrotnie znalazł się na krawędzi wojny nuklearnej. Pierwszy raz, gdy po śmierci Stalina odnaleziono plany bliskiego uderzenia na Europę. Po raz drugi w 1956 r., gdy podczas kryzysu sueskiego Chruszczow zagroził atakiem jądrowym na Londyn i Nowy Jork. A potem podczas kryzysu kubańskiego w październiku 1962 r., w roku 1968, gdy dokonano inwazji na Czechosłowację, w roku 1980 i 1981, gdy w manewrach państw Układu Warszawskiego na polskiej zbuntowanej ziemi miało wziąć udział pół miliona "bratnich" żołnierzy. Powszechnie wiadomo, że żaden z tych kryzysów nie zakończył się wojną. Powszechnie wiadomo, że komuś to zawdzięczamy. Być może anonimowym pułkownikom, którzy mediowali, ostrzegali, ujawniali złowrogie albo po prostu zbrodnicze zamiary. W ostatnim z owych kryzysów kluczową rolę Amerykanie przyznali polskiemu oficerowi, pułkownikowi Ryszardowi Kuklińskiemu, który złamał co prawda oficerską przysięgę wierności sojuszniczej Związkowi Radzieckiemu, lecz uczynił to, by ocalić przed zagładą swój kraj i resztę świata.

Świat uznał jego zasługi. Polacy jeszcze zdają się wahać i dyskutować, jakby zatopieni w kłótniach nie dostrzegli, że świat ocalał, a oni wraz z nim. Jakby nadal jeszcze mieli dwa sumienia.

Więcej możesz przeczytać w 25/2004 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.