Przeżyła wojnę, obóz, była ikoną nowojorskiego baletu. Niesamowita historia polskiej primabaleriny
Fragment książki „Taniec na gruzach. Nina Novak w rozmowie z Wiktorem Krajewskim”:
Powróćmy do pani europejskiego tournée z panią Bronisławą Niżyńską. W Paryżu pani mentorka zdobywa ważną nagrodę i następnie z Francji przenosicie się do Londynu.
Był to rok 1938. Szalony czas, w którym dokładnie zapoznałam się z tym, jak wygląda życie tancerki. Spodobała mi się ta wizja: odwiedzam największe sceny świata, spotykam ludzi, których w Warszawie nie byłoby mi dane zobaczyć. Poznaję inną kulturę, inne obyczaje. Przed wojną świat nie był na wyciągnięcie ręki i nie stał przed młodymi ludźmi otworem, tak jak ma to miejsce dzisiaj. Bardzo ciężko pracowaliśmy i niestety nie zwiedziliśmy Paryża czy Londynu. Nie poznałam tych miejsc, ale sama myśl, że byłam w tak odległych zakątkach Europy, napawała mnie dumą. Chciałam tak żyć. Pragnęłam tego jeszcze bardziej niż dotychczas. Pamiętam radość mojego Józia, który mocno trzymał kciuki za moje powodzenie i na każdym kroku wspierał mnie dobrym słowem. Był moim dobrym duchem. Najlepszym przyjacielem, dla którego gotowa byłam zrobić wszystko. Do dzisiaj pamiętam szczęście, które dostrzegłam w jego oczach, w głosie, gdy dowiedział się, że Niżyńska wybrała właśnie mnie. Józio zawsze mi kibicował i trzymał za mnie kciuki. Niezwykle ważne jest mieć obok siebie człowieka, który tak bezgranicznie wierzy w ciebie, który nieważne, co się stanie, zawsze wesprze cię dobrym słowem.
Nieszczęściem dla mnie była wiadomość, że Niżyńską wraz z powrotem baletu do Polski odwołano ze stanowiska. Była to dotkliwa strata dla nas wszystkich, ponieważ jej wiedza, wskazówki i osobowość miały na nas olbrzymi wpływ. Ona była urodzona do roli pedagoga. Niestety, spotkała się z niezrozumieniem, a tym samym dużą krytyką. Wielu wspaniałych artystów nie jest docenianych za życia. I z pewnością o Niżyńskiej tak właśnie można powiedzieć. Czasy, w których przyszło jej żyć, nie rozumiały jej. A to wielka szkoda…
Kolejnym pani niewątpliwym osiągnięciem jako piętnastoletniej baletnicy był wyjazd wraz z całym zespołem baletowym do Nowego Jorku.
Wiadomość, że wraz z baletem wystąpimy na wystawie światowej, która odbywała się wiosną 1939 roku w Nowym Jorku, była wydarzeniem, o którym dziewczęta w moim wieku mogły tylko śnić. Przecierałam oczy ze zdumienia, bo wyprawa za ocean do miejsca, o którym można było tylko usłyszeć czy przeczytać, wydawała się wręcz nierealna. Wtedy Stany Zjednoczone należały do miejsc nieosiągalnych dla zwykłych ludzi. A ja miałam szansę tego doświadczyć.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.