Przeżyła wojnę, obóz, była ikoną nowojorskiego baletu. Niesamowita historia polskiej primabaleriny

Przeżyła wojnę, obóz, była ikoną nowojorskiego baletu. Niesamowita historia polskiej primabaleriny

Dodano: 
Nina Novak
Nina Novak Źródło:Archiwum prywatne
To było bodajże na ulicy Marszałkowskiej. Żandarmeria złapała młodych ludzi, którzy mieli zostać rozstrzelani. Zanim doszło do egzekucji, Niemcy na siłę wkładali im do ust wapno. Tylko po to, żeby nie krzyczeli: „Jeszcze Polska nie zginęła”. To był widok, który do dziś sprawia, że skóra mi cierpnie i robi mi się słabo. To białe wapno wpychane w szale – przypominamy fragment książki „Taniec na gruzach”, wywiadu rzeki z Niną Novak. Polska primabalerin przed kilkoma miesiącami zmarła w USA, jej pogrzeb odbył się 2 września na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie.
W PRL-u wymazano jej postać z polskiej historii tańca, mimo że odnosiła spektakularne sukcesy na arenie międzynarodowej. Nina Novak, jedna z najważniejszych postaci klasycznego baletu, była prawdziwą ikoną nowojorskiego Ballet Russe De Monte Carlo. Hollywood marzył, żeby zrobić z niej gwiazdę kina. Razem z Elisabeth Taylor Polka startowała do roli w filmie „Kleopatra”. Novak jednak wycofała się z castingu, wybrała taniec. Primabalerina żyła 94 lata i zmarła w Stanach Zjednoczonych.

Fragment książki „Taniec na gruzach. Nina Novak w rozmowie z Wiktorem Krajewskim”:

Powróćmy do pani europejskiego tournée z panią Bronisławą Niżyńską. W Paryżu pani mentorka zdobywa ważną nagrodę i następnie z Francji przenosicie się do Londynu.

Był to rok 1938. Szalony czas, w którym dokładnie zapoznałam się z tym, jak wygląda życie tancerki. Spodobała mi się ta wizja: odwiedzam największe sceny świata, spotykam ludzi, których w Warszawie nie byłoby mi dane zobaczyć. Poznaję inną kulturę, inne obyczaje. Przed wojną świat nie był na wyciągnięcie ręki i nie stał przed młodymi ludźmi otworem, tak jak ma to miejsce dzisiaj. Bardzo ciężko pracowaliśmy i niestety nie zwiedziliśmy Paryża czy Londynu. Nie poznałam tych miejsc, ale sama myśl, że byłam w tak odległych zakątkach Europy, napawała mnie dumą. Chciałam tak żyć. Pragnęłam tego jeszcze bardziej niż dotychczas. Pamiętam radość mojego Józia, który mocno trzymał kciuki za moje powodzenie i na każdym kroku wspierał mnie dobrym słowem. Był moim dobrym duchem. Najlepszym przyjacielem, dla którego gotowa byłam zrobić wszystko. Do dzisiaj pamiętam szczęście, które dostrzegłam w jego oczach, w głosie, gdy dowiedział się, że Niżyńska wybrała właśnie mnie. Józio zawsze mi kibicował i trzymał za mnie kciuki. Niezwykle ważne jest mieć obok siebie człowieka, który tak bezgranicznie wierzy w ciebie, który nieważne, co się stanie, zawsze wesprze cię dobrym słowem.

Nieszczęściem dla mnie była wiadomość, że Niżyńską wraz z powrotem baletu do Polski odwołano ze stanowiska. Była to dotkliwa strata dla nas wszystkich, ponieważ jej wiedza, wskazówki i osobowość miały na nas olbrzymi wpływ. Ona była urodzona do roli pedagoga. Niestety, spotkała się z niezrozumieniem, a tym samym dużą krytyką. Wielu wspaniałych artystów nie jest docenianych za życia. I z pewnością o Niżyńskiej tak właśnie można powiedzieć. Czasy, w których przyszło jej żyć, nie rozumiały jej. A to wielka szkoda…

Kolejnym pani niewątpliwym osiągnięciem jako piętnastoletniej baletnicy był wyjazd wraz z całym zespołem baletowym do Nowego Jorku.

Wiadomość, że wraz z baletem wystąpimy na wystawie światowej, która odbywała się wiosną 1939 roku w Nowym Jorku, była wydarzeniem, o którym dziewczęta w moim wieku mogły tylko śnić. Przecierałam oczy ze zdumienia, bo wyprawa za ocean do miejsca, o którym można było tylko usłyszeć czy przeczytać, wydawała się wręcz nierealna. Wtedy Stany Zjednoczone należały do miejsc nieosiągalnych dla zwykłych ludzi. A ja miałam szansę tego doświadczyć.

Źródło: Wprost