Teorie spiskowe tłumaczą zawiłe zagadnienia w sposób banalny. Wytwarzają wrażenie, że jakaś grupa ludzi – najczęściej elit – dla własnych korzyści lub po prostu złośliwie ukrywa przed światem prawdę. Społeczny kryzys zaufania do polityków spowodował, że autorzy takich koncepcji zyskują rozgłos, a bieżące wydarzenia, które są przez nich komentowane przestają stanowić wyłącznie margines dyskusji.
Wielka Lechia, czyli teorie spiskowe w historii
Uważam, że zbycie takiej działalności milczeniem stanowi pożywkę dla kłamstwa i mniejszym złem jest jednak odpowiadanie, nawet na niepoważne zarzuty. Cieszę się, że robią to dziennikarze i lekarze.
Zdumiewa mnie jednak, że do grona „spiskowców” włączono już nawet historyków i archeologów, którzy – zdaniem zwolenników teorii spiskowych – działają w interesie Berlina lub Watykanu i nie chcą ujawnić prawdy o wspaniałych korzeniach Polski.
Polemikę z autorami absurdalnej koncepcji tzw. Wielkiej Lechii uważam już za zakończoną – problem wyjaśniły artykuły i książki naukowe, publikacje popularnonaukowe dostępne w Internecie, a nawet wystawa archeologiczna. Dlatego nie zamierzam po raz kolejny polemizować z miłośnikami historycznej fikcji. Spróbuję natomiast przybliżyć, na czym opierają oni swoje tezy.
Księga Welesa: w kręgu rosyjskich imigrantów
Historia „Księgi Welesa” (znanej również jako Vlesova Kniga, a pierwotnie Deseczki Izenbeka) zaczyna się późno bo… w 1919 roku. Wówczas pułkownik białej armii (Ali Fiodor Izenbek) w splądrowanej przez Sowietów prywatnej bibliotece miał odnaleźć tabliczki, na których wyryto trudne do odczytania napisy.
W powojennej zawierusze do Belgii wspólnie z rosyjskim oficerem trafiły tajemnicze tabliczki, których treść przez piętnaście lat przepisywał folklorysta i chemik – Jurij Mirolubow.
Deseczki zaginęły po śmierci Izedbeka w latach 40., by powrócić – już nie fizycznie – w latach 50. Oprócz tłumaczeń zachowała się wyłącznie jedna fotokopia (jak się później okazało, był to rysunek) deseczki. Wówczas to w środowisku rosyjskich imigrantów w USA ukazały się pierwsze tłumaczenia, które opublikowano w czasopiśmie „Żar-ptica”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.