Inkowie odurzali dzieci przed złożeniem ich w ofierze. Potwierdziły to badania naukowców, w tym Polek

Inkowie odurzali dzieci przed złożeniem ich w ofierze. Potwierdziły to badania naukowców, w tym Polek

Dodano: 
Wulkan Ampato
Wulkan Ampato Źródło:Wikimedia Commons / CC BY-SA 4.0 / Frank R 1981
Międzynarodowy zespół naukowców, wśród których były badaczki z UW i UMK przeprowadził badania toksykologiczne na mumiach dzieci złożonych w ofierze na szczycie wulkanu Ampato w Peru. Badania dowodzą, że dzieci składane w ofierze przez Inków 500 lat temu były odurzane z pomocą liści koki i substancji halucynogennych.

Archeolodzy znają już kilkanaście miejsc na terenie Peru, gdzie ok. pół tysiąca lat temu na szczytach gór lub wulkanów Inkowie składali dzieci w ramach tzw. rytuału capacocha. Bioarcheolog z Centrum Badań Andyjskich Uniwersytetu Warszawskiego (CEAC) w Cuzco Dagmara Socha od kilku lat bada te szczątki dzięki współpracy pomiędzy CEAC a Universidad Catolica Santa Maria w Peru. Drugą Polką zaangażowaną w badania jest Marzena Sykutera z Collegium Medicum UMK w Toruniu.

Inkowie odurzali dzieci przed złożeniem ich w ofierze. Badania mumii z Ampato

Właśnie ukazał się artykuł w „Journal of Archaeological Science: Reports”, w którym opisano wyniki analiz toksykologicznych z próbek pobranych z dwóch zmarłych dzieci złożonych na szczycie wulkanu Ampato w Peru.

Jeden z autorów artykułu dr Johan Reinhard kilka dekad temu znalazł te szczątki w ramach grantu National Geographic. Były pochowane pozycji siedzącej poniżej szczytu wulkanu Ampato na wysokości 5800 m n.p.m. Jedno ze zmarłych dzieci przechowywane jest w specjalnej komorze Museo Sancturios Andinos w Arequipie, bo zachowało się w formie zamarzniętej mumii.

Naukowcy pobrali próbki z paznokcia u stopy sześcioletniego chłopca i włosa sześcioletniej dziewczynki. Wykryto w nich substancje, które wskazują na to, że dzieci żuły liście koki. Substancje w nich zawarte podwyższają ciśnienie krwi i pobudzają, wprowadzają w stan euforii i dobrego samopoczucia.

„Koka pomaga lepiej radzić sobie z chorobą wysokogórską. Być może dzieci pochodziły z niżej położonych terenów i źle znosiły wędrówkę na szczyt wulkanu, który wznosi się na blisko 6 tys. m n.p.m. Tymczasem kapłanom zależało, żeby dzieci były w dobrym nastroju, bo ich dobre samopoczucie mogło pomóc przebłagać bogów w czasie rytuału, w wyniku którego dzieci uśmiercano” – ocenia Dagmara Socha.

Okazało się jednak, że dzieci spożyły również halucynogenny napar zwany ayahuasca. Składa się on z lian Banisteriopsis caapi (tę roślinę też się czasem nazywa ayahuascą). Nazwa ta pochodzi z języka Inków – keczua i oznacza „liana duszy” albo „liana zmarłych”.

Jak wyjaśniła Socha, Banisteriopsis caapi zawiera harminę, która powoduje mniejsze halucynacje, pobudzenie i zaburzenia rytmu serca, niewyraźne widzenie, niedociśnienie i odrętwienia oraz działa antydepresyjnie.

Badaczka dodała, że do napoju obecnie dodawane są także inne rośliny, ale nie wiadomo, czy tak było także w czasach Inków. Wśród nich jest np. silnie halucynogenna Psychotropia virdis, zawierająca tryptaminy. Jej działanie jest wzmocnione w połączeniu z Banisteriopsis caapi. W czasie specjalistycznych analiz odkryto jednak tylko harminę. „Być może tryptamina nie zachowuje się w szczątkach kopalnych, albo napój był mniej halucynogenny, a głównym celem Inków było jego działanie antydepresyjne” – zastrzegła badaczka.

„Dzieci miały stać się pośrednikami między bogami i ludźmi”

Inkowie wierzyli – wyjaśniła Socha – że w momencie złożenia ofiary dzieci miały stać się pośrednikami między bogami i ludźmi.

„Inkowie uważali dzieci za czyste i nietknięte – taki ich status miał ułatwić nakłonienie bogów do podjęcia określonych decyzji” – tłumaczy Socha. Dzieci były wybierane jako ofiary nieprzypadkowo – najczęściej spośród najważniejszych rodów prowincji. Zdarzało się też, że sami rodzice zgłaszali chęć złożenia ofiary ze swoich dzieci w jakimś konkretnym celu – na przykład, aby zakończyła się susza. „Złożenie ich w ofierze na szczycie wulkanu przez przedstawicieli władcy inkaskiego uważano bowiem za wielki honor” – dodała.

Pielgrzymka z dziećmi wybranymi do złożenia w ofierze mogła trwać nawet kilka miesięcy. Być może dzieci odurzano po to, żeby znosiły tę drogę w lepszy sposób albo pełniły funkcje wyroczni i przepowiadały przyszłość – uważają naukowcy.

Z badań antropologicznych chłopca wynika, że naturalne ścieżki nerwów i naczyń krwionośnych były częściowo zwężone lub zablokowane w kręgach szyjnych. „Mogło to powodować zaburzenia krążenia i omdlenia. Być może też z tego powodu został wybrany jako ofiara, bo kapłani mogli uważać, że był wybrany przez bogów” – powiedziała.

Oba poddane analizom ciała dzieci były rażone piorunami – szczątki chłopca zachowały się w bardzo kiepskim stanie, bo być może uderzyło go kilka błyskawic. Naukowcy uważają, że stało się to już po ich śmierci. A działaniu wysokich temperatur świadczą ślady zeszklonej ziemi w jednym z grobów i silne przepalenia.

Archeolodzy nie wiedzą, jaka była bezpośrednia przyczyna zgonu dzieci. Nie są widoczne ślady uderzeń na czaszkach, jak w innych podobnych przypadkach, możliwe więc, że dzieci pochowano żywcem.

autor: Szymon Zdziebłowski

Czytaj też:
Cała władza w ręce prezydenta. Rocznica uchwalenia konstytucji kwietniowej

Źródło: Nauka w Polsce PAP