Na ogłoszenie wyroku przyszłam wcześniej, pamiętając ścisk i napór tłumu na poprzednich rozprawach.
Usiadałam na ławce przed drzwiami sali rozpraw z Gazetą Polską w ręku. Kupiłam ją słusznie przypuszczając, że będzie tam nie tylko zaproszenie czytelników na proces, ale i numer sali, którego nie znałam.
Widok rozłożonych na moich kolanach płacht dziennika przyciągnął starsze pani w białych tiszertach z wydrukowanymi z napisami: "Boże, chroń poetę", "Błogosławiony Jerzy, racz pogromić czerwonego smoka", "Proszę o odczytanie wyroku i uzasadnienia w języku polskim". Obok kobiet stał leciwy mężczyzna z transparentem: "Boże, miej w swojej sprawiedliwości tych, którzy krzywdzą naszą ojczyznę".
– Ile kupiła pani egzemplarzy naszej gazety? – zapytała mnie surowo jedna z przebranych kobiet (Tiszert był zdecydowanie za ciasny dla jej korpulentnej figury, więc przypięła go na piersiach agrafkami).
Moje zdziwienie: - jeden.
– To bardzo niedobrze, pan redaktor Sakiewicz apelował, aby kupować co najmniej po trzy, trzeba go wspierać finansowo, on walczy za nas wszystkich.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo na zapełnionym w międzyczasie korytarzu rozległy się gromkie oklaski. To w szpalerze wielbicieli szedł na swój proces poeta Jarosław Marek Rymkiewicz. Oskarżony o to, że w wywiadzie dla Gazety Polskiej w sierpniu 2010 r. tuż po przeniesieniu krzyża ustawionego przed kancelarią Prezydenta po katastrofie smoleńskiej stwierdził, że „redaktorzy Gazety Wyborczej są duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski (…) i wychowano ich tak, że muszą żyć w nienawiści do polskiego krzyża". Oni chcą, żeby "Polacy wreszcie przestali być Polakami".
Wynika to z tego, że rodzice czy dziadkowie wielu członków zespołu GW byli w KPP, organizacji skażonej duchem luksemburgizmu, a więc nienawiści do Polski i Polaków.
Ponieważ Rymkiewicz nie zareagował na kilkakrotne wezwanie Agory - wydawnictwa dziennika, o przeproszenie za insynuacje, spółka w obronie swojej renomy, a także dobrego imienia ponad 400 pracujących tam dziennikarzy skierowała pozew do sądu.
Pozwany odpowiedział listem otwartym do Adama Michnika na portalu niezalezna.pl:
„Adamie!
Kiedyś – dawno temu – byliśmy przyjaciółmi. Teraz pragniesz mnie postawić przed sądem (właśnie otrzymałem list od Twojego adwokata), ponieważ napisałem prawdę: że jesteście – Ty i Twoi ludzie – spadkobiercami Róży Luksemburg i jej straszliwej idei wynarodowienia Polaków (oraz wszystkich innych narodów) – idei podjętej potem przez Komunistyczną Partię Polski.
Uważasz, że się mylę? Świetnie! To dlaczego grozisz mi sądem, zamiast podjąć ze mną dyskusję? A Twój adwokat pisze do mnie jakieś głupstwa o spółce giełdowej i jej interesach, którym podobno zagrażają moje poglądy. Czy idee i poglądy mają coś wspólnego z pieniędzmi i giełdą? To do tego doszedłeś? Wstyd!
Ale wróćmy do tego, co było trzydzieści kilka lat temu – do lat 70. i 80. zeszłego wieku. Pewnie pamiętasz, gdzie i kiedy się poznaliśmy – w końcu lat 70., na kolacji przy Alei Róż u Janki i Antoniego Słonimskich. Byliśmy tam w piątkę (była także Ewa), a kolacja skończyła się niezłą kłótnią między nami dwoma. Nawet chyba trochę niestosownie się zachowaliśmy – jeśli wziąć pod uwagę wiek gospodarzy oraz wiek ich gości. Ja już dobrze nie pamiętam, o co wtedy poszło, może Ty pamiętasz lepiej – wydaje mi się, że to była wielka kłótnia, nawet awantura o sprawę polską. Ale choć się tak pokłóciliśmy, to nie umniejszyło to mojego ówczesnego podziwu i szacunku dla Ciebie – uważałem Cię nadal za rzecznika nadchodzącej polskiej wolności, także za kogoś, kto prowadzi Polskę ku wolności.
Doprowadziliście ją – Ty i twoi ludzie – sam widzisz do czego. Do lotniska pod Smoleńskiem. Świadectwo tego, co wtedy o Tobie myślałem, jest w wydanej w roku 1984 w wydawnictwie Jerzego Giedroycia mojej książce „Rozmowy polskie latem roku 1983”. To na pewno pamiętasz. Przedstawiłem Cię tam jako więzionego przez totalitarne państwo bohatera Polaków. Także jako kogoś, kto w przyszłości, w wolnej Polsce, będzie strażnikiem wolności. „Kiedy Kuroń zostanie premierem – napisałem tam (w roku 1983) – to (...) posadzi Adasia. Bo Adaś nie zniesie najmniejszej niesprawiedliwości”. O jakże strasznie się omyliłem! Ale nie byłem wówczas jedynym polskim pisarzem, który tak Cię widział. Zbyszek Herbert zadedykował Ci wiersz, Marek Nowakowski pisał o Tobie opowiadania. A potem wszyscy staliśmy z opuszczonymi rękami, próbując zrozumieć, co się z Tobą stało – dlaczego symbol wolności, więzień z ulicy Rakowieckiej, stał się symbolem Polski, której pierwszym prezydentem został złowrogi władca totalitarnego państwa. (…)
Wolność, w jej złotej całości, jest fundamentem życia polskiego. To jest jedyny fundament, na którym możemy zbudować całość naszego narodowego istnienia. Tego też nie umiałeś zrozumieć. Jeśli zechcesz przeczytać moją nową książkę, „Samuela Zborowskiego”, to tam znajdziesz obszerne wytłumaczenie i uzasadnienie mojego poglądu na problematykę polskiej wolności.
Ale może nie musisz tego czytać – bo ta wolność to już nie jest Twoja sprawa. I teraz nie możesz się już nazywać przyjacielem Jerzego Giedroycia i Zofii Hertzowej, także Konstanty Jeleński nie jest już Twoim przyjacielem. Bo Oni byli przyjaciółmi wolności. Więcej – byli obrońcami naszej wolności i wiedzieli, że musimy ją mieć w jej wspaniałej całości. Twoimi przyjaciółmi nie są już także Janka i Antoni Słonimscy. Antoni był człowiekiem wolności i na Twój widok, gdyby spotkał Cię w Alei Róż, pewnie by się odwrócił, a nawet (wiemy obaj, że potrafił być brutalny – był brutalnym obrońcą wolności) splunąłby Ci pod nogi. Tego właśnie się doczekałeś. Żeby bronić wolności, nie wystarczy wygłaszać moralnych kazań. Trzeba jej bronić całym swoim życiem.
Adamie! Co się z Tobą stało?
Jaki jest powód tej strasznej duchowej klęski, mój (niegdyś) drogi przyjacielu?
Co zrobi przyszłość ze mną i z moimi książkami, to teraz, kiedy mam już 75 lat, mniej więcej wiadomo. A co zrobi z Tobą? Tego jeszcze nie wiadomo. Jestem jednak pewien, że także i Ty zostaniesz zapamiętany. Ale mam dla Ciebie w tej sprawie złą, nawet bardzo złą wiadomość. Przyszłość będzie o Tobie pamiętać i Polacy o Tobie nie zapomną. Zostaniesz zapamiętany – jako wróg wolności.”
xxx
Za chwilę otworzą się drzwi na salę rozpraw. - I znowu będą te same cyrki! – krzyczy ktoś w napierającym na wejście tłumie.
Tomasz Sakiewicz, naczelny Gazety Polskiej, ściska wyciągnięte do niego ręce wiernych czytelników. Wielu podnosi do góry najnowsze egzemplarze tygodnika na znak, że dołożyli swą cegiełkę do nagłośnienia procesu bohatera ich gazety.
W ciżbie wyróżniają się leciwe panie w białych tiszertach i „narodowcy” w żółtych mundurach z czarnymi napisami na plecach „Jestem Polakiem” Na naramiennikach tych niby mundurów widnieją wojskowe belki, nie wiadomo jaki stopień zaszeregowania oznaczają.
Ze znanych twarzy poeci: Marcin Świetlicki, Leszek Długosz, ks. Jan Sochoń. W reakcji na proces wydali oświadczenie przeciwko „próbie ograniczenia w Polsce wolności słowa”.
– Będzie ogłoszony wyrok, proszę wstać – słowa sędzi Małgorzaty Sobkowicz-Suwińskiej zagłuszają krzyki z tłumu: „ „Koniec Michnika!” „Michnik na Sybir!”, "Nie żyjesz, Szechter!”.
– Dałbym mu w mordę – woła siwiejący mężczyzna w rozchełstanej koszuli. Dlaczego go tu nie ma?
Bo naczelny GW nie jest stroną w procesie. Z wokandy odczytać można, że chodzi o spór wydawnictwa Agory z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem..
Ani sędzia ani ochrona nie reagują na zaczepki, wręcz prowokacje do awantury. Sędzia odczytuje wyrok.
Nic nie słychać! – powtarza tłum. Wreszcie robi się cicho…
xxx
To był krótki proces, zaledwie trzy rozprawy. Ale poprzedzał go i towarzyszył mu czytelny politycznie rozgłos medialny. Sam pozwany poeta wydał oświadczenie na portalu związanym z Gazetą Polską:
„W związku z rozpoczynającym się niebawem procesem, który wytoczył mi Adam Michnik (chowając się za wydawcę swojego pisma), oświadczam co następuje.
W dziejach cywilizacji europejskiej procesy przeciwko pisarzom nie są niczym nowym. Wielu pisarzy było więzionych, byli nawet tacy, których powieszono lub rozstrzelano. Wielu pisarzy nonsensownie oskarżono, wielu wygnano z ich ojczyzny, wielu innym w różny sposób próbowano zamknąć usta i ocenzurować ich poglądy. Wystarczy przypomnieć Gustawa Flauberta, oskarżonego o napisanie „Pani Bovary”, czy Owidiusza, wygnanego z Rzymu przez cesarza Augusta. Ale te prześladowania nie prowadziły do niczego, ponieważ – właśnie w cywilizacji europejskiej – rzeczy miały i mają się nadal tak, że literatura zawsze zwyciężała i nadal zwycięża. Literatura jest bowiem nieśmiertelna, a władza, która ją prześladuje, jest krucha, krótkotrwała i niepewna. Władza, także władza medialnych oligarchów, nic więc nie może zrobić literaturze, nic nie może jej odjąć, w żaden sposób nie może jej zaszkodzić. A jeśli może komuś zaszkodzić, to tylko sobie.
Osip Mandelsztam, zamordowany przez Józefa Stalina, jest teraz największym rosyjskim poetą XX wieku. Jest chwałą cywilizacji rosyjskiej i chwałą cywilizacji europejskiej. A Józef Stalin jest teraz tym, kim był zawsze – nędznym pijaczkiem, nędznym ospowatym prześladowcą Osipa Mandelsztama. I tak to już zostanie – na wieki.
Kto podnosi rękę na literaturę, temu ta rączka uschnie. To jest nieuchronne. Proces, który niebawem się rozpocznie, wygrałem więc, zanim się rozpoczął. I wygram go – nawet jeśli przegram w sądzie. Adam Michnik jest skończony. To jest koniec jego fałszywego mitu. Ten proces to jest koniec Adama Michnika. W naszym języku istnieje pojęcie śmierci cywilnej. Okazuje się, że możliwe jest także cywilne samobójstwo. Zapraszam wszystkich na moje przemówienie na sali sądowej. O terminie procesu poinformuję osobnym komunikatem.
Jarosław Marek Rymkiewicz Milanówek.”
Podpis skromny, choć porównanie swej sytuacji do losów Mandelsztama świadczy co innego.
Jedno na pewno ich łączy – skłonność do pisania wierszy. Ale te, które tworzył rosyjski poeta uchowały się dzięki temu, że jego żona chcąc ocalić twórczość męża nauczyła się strof na pamięć.
Rymkiewicza nigdy dręczyła cenzura. Przeciwnie, cieszył się popularnością zarówno w PRL jak i demokratycznej Polsce. W roku 2003 za zbiór wierszy "Zachód słońca w Milanówku" został laureatem nagrody Nike. (100 tys. zł.) Wśród jej fundatorów jest Gazeta Wyborcza i Fundacja Agory.
Po katastrofie smoleńskiej Rymkiewicz napisał wiersz „Do Jarosława Kaczyńskiego" (…)
„To co nas podzieliło – to się już nie sklei
Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei
Którzy chcą ją nam ukraść i odsprzedać światu
Jarosławie! Pan jeszcze coś jest winien Bratu!
Dokąd idziecie? Z Polską co się będzie działo?
O to nas teraz pyta to spalone ciało
I jest tak że Pan musi coś zrobić w tej sprawie
Niech się Pan trzyma – Drogi Panie Jarosławie.
Milanówek, 19 kwietnia 2010 r.”
xxx
Do przybycia na pierwszą rozprawę poeta zachęcał w internecie i na łamach Gazety Polskiej:
„Zapraszam na tę rozprawę wszystkich, którzy chcą żyć w Niepodległej Polsce. To będzie proces, który pokaże, na czym polega i jak wygląda wolność słowa w państwie, w którym teraz żyjemy”
Czytelnicy GP stawili się z plakatem – „Zwyciężymy, Polska dla Polaków”
. Bardzo podejrzliwi. Gdy na skutek naporu tłumu zamknęły się drzwi za wchodzącym dostojnie na salę rozpraw Rymkiewiczem starsza pani krzyknęła spazmatycznie:
– Zabrali go, zamknęli na klucz! To spisek!
Wybuchła zbiorowa histeria.
– To nie Białoruś! – krzyczał bliski apopleksji mężczyzna o nabrzmiałej, czerwonej twarzy. Zrobiło mu się słabo, bezwładnie padl na korytarzową ławkę.
– Jawność rozprawy! Michnik na Sybir! – skandowanie haseł nasiliło się, bo znalazł się chętny do komenderowania.
Tymczasem jakaś kobieta przypadkowo nacisnęła na klamkę. I drzwi ustąpiły. W chwilę potem pod naporem ciżby wszystkie ławki dla publiczności podjechały w sędziowski stół. Sędzia Małgorzata Sobkowicz-Suwińska zachowała zimną krew. Ogłosiła rozpoczęcie procesu.
Pierwsze pytanie do pozwanego:
– Czy pan autoryzował wywiad?
– To są wszystko moje słowa, nie jakiegoś redaktora… – wyjaśnienia pozwanego zagłuszył gromki śmiech publiczności.
– …W mojej opinii, fundamentalne poglądy przedstawiane w Gazecie Wyborczej są zbudowane na ideach Róży Luksemburg, czyli takich, jakie propagowała KPP – Rymkiewicz powtarzał tezę swej wypowiedzi w Gazecie Polskiej.
Pełnomocnik Agory mecenas Piotr Rogowski:
– pozwany nie przedstawił żadnych dowodów, które by potwierdzały wyrażone przez niego opinie. W sprawie o ochronę dóbr osobistych obowiązuje tzw. domniemanie bezprawności działania strony pozwanej. Strona pozwana ma obowiązek udowodnić, że wszystko to co napisała, było prawdą.
Adwokat zauważył, że w Gazecie Wyborczej pracuje wielu młodych redaktorów, poniżej 30. roku życia z katolickim wychowaniem. Oni traktują wydawnictwo Agorę jako miejsce swojej pracy, utożsamiają się z nim i wypowiedź Jarosława Rymkiewicza, który „kreuje negatywny wizerunek firmy” dotyka ich osobiście. W ławach dla publiczności znów wielkie rozbawienie.
Sławomir Sawicki, pełnomocnik poety wyłożył linię obrony:
– Pozwany jasno przeciwstawił się poglądom Wyborczej. To, co w tym dzienniku uważa się za pożądane, on postrzega jako istotne zagrożenie. A skoro tak uważa, to jego ocena wypowiedź tak właśnie brzmi, że redaktorzy chcą, żeby Polacy przestali być Polakami, aby wreszcie się zintegrowali, by coraz mniej było tej polskości, a coraz więcej europejskości. Jeśli chodzi o kwestie obrony krzyża, tutaj nie trzeba podawać żadnych artykułów, by wiedzieć, że stosunek redaktorów Gazety Wyborczej do Kościoła i katolicyzmu jest dosyć krytyczny, na co pozwany się nie zgadza.
– Mój klient – zauważa na koniec swego wywodu mec. Sawicki – chciałby uściślić swoje opinie na temat luksemburgizmu redaktorów Gazety Wyborczej. Nie miał na myśli wszystkich 400 zatrudnionych, ale tych, którzy decydują o ideowym obliczu dziennika. Czyli Adama Michnika, Seweryna Blumsztajna, który działał w „czerwonym” harcerstwie i Konstantego Geberta syna Bolesława współzałożyciela komunistycznej partii USA..
W związku z tym adwokat zgłosił do uznania sądu nowe wnioski dowodowe. Chodziło o przesłuchanie świadków, którzy chętnie opowiedzą o przodkach i genealogii wymienionych dziennikarzy.
Oto ich nazwiska: red. Rafał Ziemkiewicz z Gazety Polskiej, (Bo „nikt nie ma od niego lepszej wiedzy” o Michniku). Jan Żaryn z IPN („Podzieli się swoją wiedzą na temat wpływu poglądów komunistycznych na bieżącą publicystykę Gazety Wyborczej ”). Leszek Żebrowski (Historyk który w swej książce „zbadał życiorysy osób z redakcji Gazety Wyborczej).
Sawicki chciał też przesłuchania jako świadka redaktora Adama Michnika a to z tego powodu, że jego matka była „działaczką Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej „Życie”, oraz współorganizatorką komunistycznej organizacji pionierskiej im. Lenina”. Natomiast ojciec Ozjasz Szechter - „członkiem lwowskiej bojówki komunistycznej, działaczem Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy oraz uczestnikiem operacji szpiegowskiej NKWD skierowanej przeciwko Polsce”
Sąd oddalił wszystkie te wnioski, ponieważ powinny być zgłoszone „na okoliczność faktów”, a nie opinii i poglądów.
Na zakończenie rozprawy Jarosław Rymkiewicz usiłował wyjaśnić, co rozumiał pod pojęciem „dziedzictwo duchowe Róży Luksemburg, które przejęło kierownictwo GW” .
– To obarczanie Polaków winą za nacjonalizm, rzucanie tą obelgą, którą wymyśliła i stworzyła Luksemburg. Dziedziczenie wypaczonego znaczenia słów.
Na sądowym korytarzu poeta znów był oklaskiwanym bohaterem. Reżyser Grzegorz Braun, który wsławiał się bezzasadnym oskarżeniem o współpracę z bezpieką znanego językoznawcę prof. Miodka dzielił się swą koncepcją filmu, który zamierza nakręcić o procesie Rymkiewicza. Jest zadowolony z urobku, bo „dzisiejsze sceny z sali sądowej choć mało chwalebne, zawierają duży ładunek dramatyzmu i dobrze ilustrują stan wymiaru sprawiedliwości w Polsce” .
Jednak anonimowa publiczność miała niedosyt wrażeń. - Patrioci idą na „Krzyż"! – nawoływano się. (Chodziło o premierowy pokaz filmu Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego o wydarzeniach sprzed Pałacu Prezydenckiego w Warszawie).
xxx
Proces znanego poety odbił się szerokim echem w prasie.
Piotr Kwieciński z „Rzeczpospolitej”: napisał, że „jest to wydarzenie fundamentalne dla wolności słowa w naszym kraju. Autor „Zborowskiego" jest sądzony za diagnozę socjologiczno-polityczno-psychologiczną, a nie za obelgi. To nie jest to pierwszy moment, w którym pismo Adama Michnika – a często on osobiście – zdradza zapędy cenzorskie” .
Jarosław Kurski z „Gazeta Wyborczej”: ganił pozwanego: „Jeżeli Jarosław Marek Rymkiewicz, pisarz i moralista, nie odczuwa dziś piekącego wstydu za swego pełnomocnika i swoich akolitów za to, że wypuszcza ohydne polskie demony, nad którymi nikt już nie panuje - to ja, czytelnik jego książek, w tym wspaniałego "Umschlagplatzu", odczuwam piekący wstyd za niego” .
Pojawiły się anonimowe wpis w Internecie. Na portalu Wprost 24 - „W takie dni my, ludzie ruchu, nie boimy się wiatru: rano proces poety Rymkiewicza z Agorą, wieczorem pokaz filmu „Krzyż”, za trzy tygodnie rocznica katastrofy smoleńskiej. Wszędzie są, wszędzie będą tłumy. Średnia wieku wysoka, nastroje bojowe. Jak mówi nasz ksiądz Stanisław Małkowski: krzyż do góry, różaniec w dłoń, bolszewika goń, goń, goń.”
Kolejny wpis, w opozycji do powyższego: „Tzw. prawicowi publicyści, pisarze, politycy przyznają sobie prawo do opluwania wszystkich, którzy im się nie podobają, insynuowania, poniżania itp. grzebania w ich rodzinach. Jeśli pokrzywdzeni chcą, aby sprawę rozstrzygnął niezawisły sąd, to jest wielki krzyk o gwałceniu wolności słowa. Rymkiewicz miał odwagę na rzucanie pomówień i obelg, niech więc teraz nie chowa się za plecy zwołanej gawiedzi, tylko zda na wyrok polskiego, niezawisłego sądu. Jeśli miał rację, to sprawę przecież wygra.”
Przeciw niektórym stwierdzeniom na rozprawie pełnomocnika Jarosława M. Rymkiewicza zaprotestowało w liście do dziekana Rady Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie Stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita: „Nie możemy pozostać obojętni w sytuacji, kiedy pod pozorem postępowania dowodowego przywoływane są i wykorzystywane najgorsze antysemickie stereotypy” –.
W rezultacie rzecznik dyscyplinarny Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie przedstawił mecenasowi Sławomirowi Sawickiemu zarzut nadużycia wolności pisma poprzez nieuzasadnione potrzebą odwołanie się do okoliczności dotyczących życiorysów członków rodzin Adama Michnika, Konstantego Geberta oraz Seweryna Blumsztajna, w co stanowi naruszenie Kodeksu etyki radcy prawnego.
xxx
Metoda publicznego wyciągania haków z życiorysów rodziny redaktorów Gazety Wyborczej niczym bumerang uderzyła w pozwanego na następnej rozprawie. Nim pełnomocnik Agory mec. Piotr Rogowski przypuścił atak, uprzejmie zapytał Rymkiewicza, czy uważa za uczciwe ocenianie ludzi według postępków ich przodków.
– Naturalnie – odparł godnie poeta. Nie należy się wypierać swoich rodziców.
– A skoro tak - drążył adwokat - to proszę powiedzieć sądowi, czy pana najbliższa rodzina nosiła nazwisko Szulc?
– Tak. Rodowe nazwisko mojego ojca brzmiało Szulc. No ale to nie było nazwisko „luksemurgistowskie”, bo ojciec nie był Żydem, tylko Niemcem.
– A wie pan, że najbliższy współpracownik Róży Luksemburg to był pan Schulc? – znów atakuje Rogowski.
Publiczność usiłował zakrzyczeć mec. Rogowskiego. 75-letni Rymkiewicz początkowo wyraźnie speszony odzyskał siły.
– Ja nie wiem, skąd te aluzje. Wysoki sądzie, proszę o interwencję, bo ten proces po pytaniach pana mecenasa zaczyna się zmieniać w antysemicką hecę. Proszę do tego nie dopuścić.
Nic już nie było słychać bo publiczność wstała z ław bucząc.
Sędzia jednak niestrudzenie zadawał pozwanemu pytanie za pytaniem.
– Jakie widzi pan przełożenie poglądów KPP na treści polityczne artykułów w Gazecie Wyborczej?
– Uważam, że jest to gazeta luksemburgizmu.
– Może pan wskazać konkretne artykuły, w których zespół Gazety Wyborczej pragnie, aby Polacy przestali być Polakami?
– Cała działalność.
– Ale konkretne artykuły.
– Pamiętam zachowanie redaktora naczelnego Michnika jak wpada w objęcia Millera i Kwaśniewskiego w związku z wejściem Polski do Unii Europejskiej. Dla nich to był powód do zachwytu, a moim zdaniem przynależność do UE jest zabójczo szkodliwa.
– A pana zdaniem jakiego wyznania i poglądów religijnych są redaktorzy GW?
– Myślę, że oni nie mają żadnych poglądów religijnych,
Kolej na pytania adwokatów.
Zgłasza się mec. Piotr Rogowski
– Był pan członkiem ZMP? – zapytał ściszonym głosem tym samym zmuszając publiczność do zaprzestania buczenia.
– Tak.
– Proszę przybliżyć wszystkim, co to był za organ.
Sędzia:
– Panie mecenasie, to nie to nie sąd nad organizacją...
– Ale my teraz badamy wiarygodność pozwanego – skutecznie wybronił się adwokat.
Jarosław Rymkiewicz musi zatem odpowiedzieć.
– Tak, potwierdził - byłem członkiem ZMP, ale porównywanie z moją sytuacją jest bez sensu, ja zostałem inaczej wychowany.
Adwokat:
– Czy było to wydanie sowieckiego komsomołu?
– Nie, coś w rodzaju Hitlerjungen.
– Pan wspomniał, że rodzice wychowali pana inaczej.
Rymkiewicz zwracając się do publiczności:
– Wchodzimy na niebezpieczny tor.
Mecenas:
– Właśnie.
Sędzia:
– Proszę o zadawanie pytań.
Mecenas:
– Czy kiedyś wypowiedział się pan, że wychowało pana ZMP?
– Nie wiem czy dokładnie tak to brzmiało. Skończyłem stalinowską szkołę i stalinowską uczelnię.
Mecenas:
– Czy przyznaje pan, że był pan całkowicie zafascynowany Stalinem?
– Odkąd stałem się dorosłym, nie wstydzę się tego i nie zamierzam ukrywać.
Krzyk z sali:
– Przywołać mecenasa do porządku!.
Piotr Rogowski:
– Czy uczestniczył pan w marszach na 1 maja, krzyczał: „Precz z papieżem!”, „Wiwat Stalin!”
– Zrozumiałem, że to był błąd młodości i wyciągnąłem odpowiednie wnioski.
– Czy pana rodzina należała do PPR lub PZPR?
– Tak, należała do PZPR.
– Mówił pan, że redaktorzy .z Gazety Wyborczej chcą, aby Polacy przestali być Polakami, bo akceptują UE, a czy pan twierdził, że chciałby, aby Stalin uczynił z Polski 17 republikę?
Sędzia upominającym tonem:
– Panie mecenasie to nie należy …
Rymkiewicz:
– W rozmowie z prof. Trznadlem przyznałem się do błędów młodości i to było jak oczyszczenie.
Mecenas:
– Dobrze, zapomnijmy o błędach młodości. Ale w latach 70. był pan już dojrzałym twórcą, prawda? Wydawano panu książki. Czy pan wie, co to był list 34?
– To zdarzenie z roku 1964…
– 34 pisarzy ogłosiło wówczas list otwarty jako sprzeciw przeciwko komunistycznej cenzurze. Ale pan podpisał wtedy inny list - 600 intelektualistów broniących „dobrego imienia Polski Ludowej przed szkalowaniem”. Nie były to przepychanki w ramach demokratycznego państwa. Tych 34 twórców spotkały represje, podczas gdy 600 korzystało z dobrodziejstw peerelowskiej władzy, która o lojalnych pisarzy dbała.
Krzyki na sali:
– Co to ma wspólnego z dzisiejszą sprawą.
Mecenas zrobił ręką gest, że to byłoby na tyle. Zmienił temat.
– Czy panu wiadomo, może czytał pan, co Michnik pisał o Róży. Luksemburg?
Rymkiewicz ubawiony:
– Ja nie czytam książek Michnika.
(Jeszcze by tego brakowało! - słychać z ostatnich rzędów).
Sędzia doprecyzował pytanie pełnomocnika Agory:
– A może czytał pan w gazecie krytyczną wypowiedź Adama Michnika, że Róża Luksemburg nie rozumiała aspiracji Polaków.
– Nie, nie czytałem tej wypowiedzi.
Ostatnie pytania: pełnomocnika Agory:
– Czy pan był więziony za swoje przekonania?
– Nie.
– A może w swoich książkach pisał pan o więzieniu na Rakowieckiej?
Sędzia:
– Panie mecenasie, proszę nie pytać, skoro pozwany nawet nie był internowany.
Rymkiewicz w stronę sali:
– Oto jak proces zmienia się w antysemicką hecę.
xxx
– Proszę wstać – sędzia Małgorzata Sobkowicz-Suwińska zwróciła się do publiczności – zostanie odczytany wyrok.
Za zniesławiające słowa, że redaktorzy Gazety Wyborczej są duchowymi spadkobiercami KPP i pragną, by Polacy w końcu przestali być Polakami, sąd uznał Jarosława Marka Rymkiewicza winnym i zobowiązał do publikacji oświadczenia w Gazecie Polskiej, w którym przeprosi Agorę za naruszenie jej renomy i dobrego imienia. Ponadto nakazał poecie wpłatę 5 tys. zł na rzecz Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, oraz zwrot kosztów procesu.
Ostatnie słowa zagłuszyły wrzaski: „Hańba!” Hańba! „Trzeba z tym skończyć, żeby Szechter rządził w Polsce! ".
W uzasadnieniu sędzia wyjaśniła, że pozwany nie przedstawił żadnych faktów na swoją obronę. Jako człowiek wykształcony powinien mieć świadomość odpowiedzialności za słowa, których używa.
Rymkiewicz wychodząc w asyście politycznych sprzymierzeńców ogłosił:
– Musi to na Rusi, a w Polsce jak kto chce. Gazeta Wyborcza nie będzie nami rządzić.