13 maja 1910 r., wieczór. Numerowy hoteliku „Pokoje meblowane Feliksa Zawadzkiego” w Warszawie przy ulicy Marszałkowskiej 112 zawiadamia stróża kamienicy, że nie żyje gość w pokoju nr 1. Wezwano policję.
Zmasakrowane zwłoki kilkunastoletniego chłopca leżały na podłodze w kałuży krwi. Koło zwłok – gałązka bzu, pod stołem rewolwer z czterema nabojami. Sprężyna spustu była pęknięta.
Z pokoju nr 1 przechodziło się do pokoju nr 2. W tym drugim kołdra na łóżku była odgięta, ale prześcieradło wyglądało, jakby nikt tam nie spał. Na cylindrze okopconej naftowej lampy zachowały się tłuste ślady palców.
Lekarz stwierdził, że agonia musiała trwać co najmniej 15 minut. Na głowie chłopca doliczył się 20 ran zadanych trójkątnym narzędziem.
Ofiarą był gimnazjalista, o czym świadczyła jego uczniowska kurtka i czapka mundurowa z zielonym lampasem. Miała wyszyty monogram S.C. W kieszeni zmarłego tykał zegarek z takim samym monogramem. Była też tam portmonetka z 52 kopiejkami i list, napisany poprzedniego dnia przez Bronisława Chrzanowskiego do nauczyciela, że syn nie stawił się w szkole z powodu choroby. W szafie leżała płócienna teka z książkami szkolnymi i kajetami, zawinięte w szarą bibułę 23 ruble, bilety wizytowe z napisem: „Stanisław Chrzanowski właściciel majątku Tuczapy”, 21 rysunków pornograficznych, oraz list ze starannie wykaligrafowanym napisem na kopercie: „Po mojej śmierci”. Odczytano jego treść: „Powoli zrozumiałem wszystko: niedobrych mam rodziców, bez serca i sumienia. W domu zawsze tylko kłamstwa i fałsz, lepiej byłoby pozbawić się życia, bo mam ich dość. Staś Chrzanowski. 12. 12. 1908 rok”.
W chwili śmierci chłopiec miał niespełna 17 lat.
Komentarze