Pojedynki w II Rzeczpospolitej. Kodeks Boziewicza i "sprawy honorowe"

Pojedynki w II Rzeczpospolitej. Kodeks Boziewicza i "sprawy honorowe"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pojedynek w Lasku Bulońskim w Paryżu w 1874 roku
Pojedynek w Lasku Bulońskim w Paryżu w 1874 roku Źródło:domena publiczna
Zwyczaj bronienia honoru za pomocą oręża nie przetrwał do dziś. Jednak jeszcze w międzywojennej Polsce zdarzało się, że za obrazę przelewano krew rywala...

Informacje o zasadach postępowania honorowego w II RP przynosi nam Polski Kodeks Honorowy, od nazwiska autora zwany także „kodeksem Boziewicza”. Kodeks ów wydany został w 1919 r., a o jego popularności świadczy to, że w międzywojennej Polsce wydanie wznawiano jeszcze siedmiokrotnie. Kodeks nie miał jednak mocy prawnej, bowiem według obowiązującego w II RP prawa, pojedynki nie były legalne, a sprawy, które Władysław Boziewicz nazywa honorowymi, prawo regulowało na swój sposób.

W praktyce jednak znaczenie „spraw honorowych” dla społeczeństwa było tak wielkie, że mało kto myślał o skrupulatnym egzekwowaniu prawa. Pośród pojedynkujących się nie brakowało nawet osób wysoko postawionych w hierarchii państwowej, a także krewkich oficerów, takich jak słynny ze swego temperamentu Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Warto dodać, że przed „kodeksem Boziewicza” napisano po polsku jeszcze cztery kodeksy honorowe, a po jego wydaniu napisano ukazało się jeszcze kilka kodeksów. W użytku były jednak także dużo bardziej rozbudowane kodeksy niemieckie, na zresztą co uskarża się autor. Ostatecznie kodeks wydany w 1919 r. okazał się bardzo przejrzysty i kompletny i z tych względów odgrywał dużą rolę.

Kim były osoby honorowe?

Na samym początku należy odpowiedzieć sobie na pytanie dotyczące tego, kogo właściwie dotyczyły sprawy honorowe. Odpowiedź przynosi nam już pierwszy artykuł kodeksu, który brzmi następująco:

„Osobami zdolnymi do żądania i dawania satysfakcji honorowej albo krótko: osobami honorowymi lub z angielskiego – dżentelmenami nazywany (z wykluczeniem osób duchownych) te osoby płci męskiej, które z powodu wykształcenia, inteligencji osobistej, stanowiska społecznego lub urodzenia wznoszą się ponad zwyczajny poziom uczciwego człowieka (W. Boziewicz, Polski kodeks honorowy)”.

Cały artykuł brzmi wzniośle, ale w praktyce pod pojęciem wykształcenia rozumiano minimum wykształcenie średnie, które mogło być zastąpione przez zasługi w wypadku artystów bądź osób pełniących funkcje publiczne (np. poseł pochodzący ze wsi). Ponadto do swoistego stanu osób honorowych bez względu na inne wymogi należała także szlachta. Osobami honorowymi nie byli więc: duchowni, z reguły osoby nie mające średniego wykształcenia oraz kobiety.

Niektóre czyny dyskwalifikowały jednak „ludzi honorowych”. Były to m.in. przestępstwa pochodzące z chciwości, a także denuncjacja bądź zdrada, dezercja, czy nawet homoseksualizm. Wreszcie osobą honorową przestawał być ktoś, kto nie zażądał satysfakcji za ciężką zniewagę wyrządzoną przez człowieka honorowego. Przedmiotem samej sprawy honorowej była oczywiście obraza i jej honorowe zadośćuczynienie. Co ciekawe, obrazę pojmowano subiektywnie. Ten, kto poczuł się obrażony, musiał jednak przekonująco wyjaśnić swoje odczucia.

Sposoby rozstrzygania spraw honorowych

Choć postępowanie honorowe najbardziej kojarzy się z pojedynkami, to nie były one jedynym, a nawet najważniejszym sposobem rozstrzygania spraw honorowych. Model rozstrzygnięcia danej sprawy zależał od stopnia obrazy. Wyróżniano cztery stopnie obrazy, z czego do najcięższych czynów zaliczano czynne (fizyczne) znieważenie, zarzut przeciw honorowi, a także znieważenie rodziny. W lżejszych wypadkach zwykle poprzestawano na wyjaśnieniu, zaprzeczeniu, czy odwołaniu obrazy.

Czasem wymagano usprawiedliwienia postępku i oświadczenia honorowego bądź w szczególnych przypadkach przeproszenia. Dopiero gdy strony nie były zainteresowane takim rozwiązaniem sporu, mogło dojść do pojedynku. Należy jednak pamiętać, że naczelnym zadaniem sekundantów reprezentujących strony było załagodzenie konfliktu i ustalenie możliwie jak najbardziej łagodnego rozstrzygnięcia. Sekundantami (w liczbie dwóch) byli najczęściej przyjaciele stron, nie mogli to być jednak krewnymi do czwartego stopnia.

Poza innymi ustaleniami sekundanci określali także pisemnie kodeks, z którego będą korzystali w toku danej sprawy. Władysław Boziewicz przestrzega w swym kodeksie, by burszowskim, germańskim obyczajem nie uciekać się do pojedynków częściej niż jest to konieczne. Dużą wagę przywiązywano do łagodnego i tym samym grzecznego załatwienia sprawy. Pewną rolę w podjęciu decyzji odgrywały także sądy honorowe i sądy rozjemcze (oba wybierane przez sekundantów, którzy mogli być także ich członkami). Zdarzało się jednak, że nawet lekki afront mógł doprowadzić do pojedynku.

Zasady pojedynków

Uczestniczyć w pojedynku mógł każdy, kto miał przynajmniej 18, a maksymalnie 60 lat. Dostrzegając, że każdy organizm jest inny, Władysław Boziewicz dopuścił jednak, by to lekarze decydowali o wpływie, jaki wiek wywarł na sprawność mającego się pojedynkować. Duże znaczenie miał także ogólny stan zdrowia, a w każdym wypadku syn, czy wnuk mogli zastąpić w pojedynku ojca. Ojciec bądź starszy brat mogli natomiast zastąpić niepełnoletniego brata, jeżeli ten był obrażonym. Ponadto nie dopuszczano pojedynków między krewnymi.

Według artykułu 218 do honorowych broni zaliczano: szablę, szpadę oraz pistolet. Wyjątkiem od tej zasady była sytuacja w której obrażonym był cudzoziemiec – w tym wypadku za broń honorową uznawano także tę, która była za taką uznana w kraju cudzoziemca. Pojedynek mógł odbyć się do pierwszej, do drugiej krwi bądź do całkowitej niezdolności pojedynkowej – nigdy jednak warunkiem zakończenia pojedynku nie mogła być śmierć jednej ze stron.

O niezdolności pojedynkowej orzekali lekarze – każda ze stron miała obowiązek zapewnienia obecności medyka specjalizującego się w chirurgii. Jeżeli nie ustalono inaczej, zabronione były sztychy, a tym samym ostrzenie końca szpady. Teren na którym odbywał się pojedynek musiał być płaski, a w wypadku pojedynku na pistolety obaj przeciwnicy musieli mieć za sobą podobne tło. W przypadku pojedynku na szable bądź szpady teren pojedynku musiał być długi na 15 metrów i szeroki na 6 metrów.

Jeżeli chodzi zaś o pojedynek na pistolety, to strony musiało dzielić minimum 12 metrów, a maksymalnie 39 metrów. Co ważne, pojedynek mógł odbyć się od 12 do 48 godzin po zdarzeniu. Szczególnie akcentowano to, iż starcie nie może mieć miejsca od razu po obrazie, gdyż jego sens trzeba rozważyć i nie można podejmować decyzji pod wpływem emocji.

Innym warunkiem pojedynku było także to, że musiał się on odbyć w mieście bądź w jego pobliżu w celu szybkiego transportowania rannego. Broń dostarczał zwykle obrażony – musiały to być zawsze dwie sztuki identycznej broni, prawo wyboru egzemplarza przysługiwało obrażającemu. Sekundanci mogli także przyznać stronom prawo używania własnych pistoletów. Wtedy nie musiały być one z jednej pary, ale musiały mieć taki sam kaliber, a długość luf mogła się różnić o trzy centymetry. Ponadto pistolety zawsze musiały mieć gładką lufę, gwintowanie na lufie uznawano za cechę, która odbierała broni przymiot honorowości.

Warto dodać, że za strój stosowny do pojedynku uznawano anglez lub żakiet. Wyróżniano trzy rodzaje pojedynków na pistolety: pojedynek ze stanowiskiem stałym z dowolnym porządkiem strzałów lub na komendę, pojedynek z awansem, pojedynek z awansem wzdłuż linii równoległych. Awans oznaczał możliwość podejścia wzdłuż linii prostej do przeciwnika (bądź równolegle do niego, tak jak w trzecim wypadku). W każdym przypadku minimalna długość dzieląca przeciwników musiała wynosić przynajmniej 12 metrów (po ewentualnym awansie).

Jeżeli strzał zawiódł z powodu wady materiałowej amunicji albo broni, to uważało się go za oddany. W przypadku pojedynku na szpady albo szable wypadnięcie broni bądź przewrócenie się jednego z walczących powodowało zatrzymanie pojedynku i wznowienie go po chwili. Takie były zasady honorowego pojedynku. Ponadto artykuł 299 głosił, iż „Bezwzględnie zabronione jest podczas walki przerzucanie szabli z jednej dłoni do drugiej”. Zabronione były rodzaje pojedynków inne od wymienionych. Dotyczyło to także tzw. „pojedynków amerykańskich” w których los decydował o tym, że jeden z przeciwników musiał popełnić samobójstwo, albo otrzymywał nienabitą broń.

Rzeczywistość II RP

Jaką wagę przywiązywano zatem do spraw honorowych w międzywojennej Polsce? Gazety często pisały otwarcie o wynikach pojedynków znanych osób, w tym wojskowych. Bardzo częstym zjawiskiem były zatargi endeckich redaktorów z oficerami z kręgów sanacji – „obraza drukiem” stanowiła bowiem osobny rozdział kodeksu honorowego i jako popełniona z premedytacją należała do dość ciężkich przewin. Sprawa często kończyła się wyzwaniem na pojedynek redaktora przez oficera, który siłą rzeczy mógł czuć się dużo pewniej. W takich sytuacjach dochodziło od czasu do czasu do spisania protokołu jednostronnego przez sekundantów wojskowego, w którym wykazywali oni, iż wyzwany nie sprostał wymogom honoru. Tym samym ten, kto nie przyjął wyzwania, obarczany był pewną dozą infamii.

Ostatni ze znanych pojedynków do pierwszej krwi odbył się 1946 r. w Wielkiej Brytanii. Naprzeciw siebie stanęli „rycerze odchodzącej w przeszłość epoki” (L. Kania) : ppłk. Leonard Zub-Zdanowicz, „cichociemny”, były szef sztabu Brygady Świętokrzyskiej NSZ pseudonim Ząb” oraz rtm. Zygmunt Pohorski, oficer wojsk spadochronowych. Krewkiego Zuba-Zdanowicza oskarżano o dezercję z Armii Krajowej do Narodowych Sił Zbrojnych. Obrażony przez Pohorskiego wyzwał go na pojedynek na szable, lecz bolesne cięcie w policzek spowodowało u niego upust pierwszej krwi i na tym pojedynek się zakończył. Zub-Zdanowicz został trwale oszpecony i można zastanowić się nad tym, co na ten temat sądziła jego narzeczona, z którą niebawem miał wziąć ślub…

Na swój sposób anarchiczna, mająca charakter samosądu, procedura honorowa jest z pewnością bardzo ciekawa dla dzisiejszego czytelnika. Dlaczego państwo tolerowało istnienie innej drogi postępowania niż ta przewidziana przez prawo? Trudno zrozumieć mentalność ludzi żyjących w pierwszej połowie XX wieku bez uwzględnienia znaczenia spraw honorowych. Warto dodać, że nawet podczas II wojny światowej dochodziło (co prawda sporadycznie) do pojedynków między polskimi oficerami – nawet wtedy, gdy każda kropla polskiej krwi była na wagę złota. Opinie na temat zasadności postępowania honorowego są różne. Poniżej mogą Państwo przeczytać jedną z nich, wyjątkowo surową dla obecnej rzeczywistości:

„Wraz z odejściem w mrok ostatnich rycerzy Rzeczypospolitej oraz nastaniem ery kłamców i miernot, zbędne stały się kodeksy honorowe. Żyjąc dziś w konsumpcyjnej, plastikowej rzeczywistości oglądamy się z zadziwieniem wstecz nie pojmując ducha minionej epoki. Pojedynek jako dobrowolne starcie orężne co najmniej dwóch ludzi, mające charakter rozprawy honorowej ujętej w ściśle określone ramy reguł formalnych i obyczajowych odeszło w przeszłość. Trudno bowiem zrozumieć epokę, w której pola bitew kilku stuleci zaścieliły ciała milionów Europejczyków – ofiar patriotycznego obowiązku spełnianego w interesie swoich państw i narodów. I jakby tej rzeki krwi było jeszcze mało, dodatkowo wielka armia ludzi honoru (L. Kania, O pojedynkach… )”.

Autorem tekstu "Do pierwszej krwi. Postępowanie honorowe w międzywojennej Polsce" jest Marcin Tomczak. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0.


Źródło: Histmag.org