O śmierci Reinholda Hanninga poinformował we wtorek jego prawnik Andreas Scharmer. W 2016 roku toczył się proces, w którym Hanning, były sierżant SS i strażnik w obozie Auschwitz-Birkenau, został oskarżony o pomoc w zamordowaniu co najmniej 170 tys. osób. Prokuratura twierdziła wówczas, że Hanning przyczynił się do zagłady poprzez przyjmowanie transportów więźniów przybywających do obozu. Mógł także dokonywać selekcji i eskortowanie osób skazanych na śmierć w komorach gazowych.
Początkowo były esesman zaprzeczał, jakoby miał uczestniczyć w masowych mordach, nie wypierał się jedynie tego, że był strażnikiem w obozie w Auschwitz-Birkenau od stycznia 1942 do czerwca 1944 roku. Jego stanowisko zmieniło się dopiero po tym, jak usłyszał opowieści ocalałych i ich potomków o piekle obozu.
– Ludzie byli rozstrzeliwani, paleni i zagazowywani. Czułem zapach palących się ciał, wiedziałem, że palono trupy. Milczałem całe życie i chcę tylko powiedzieć, że bardzo żałuję, że posłuchałem organizacji przestępczej, która jest odpowiedzialna za śmierć wielu niewinnych ludzi, za zniszczenie niezliczonych rodzin, za nędzę i cierpienie. Jestem zawstydzony, że pozwoliłem, by ta niesprawiedliwość trwała i nie zrobiłem nic, by jej zapobiec – wyznał Hanning podczas jednej z rozpraw.
Ostatecznie sąd uznał Hanninga za winnego zarzucanych mu czynów i skazał go na pięć lat więzienia, jednak były esesman, wtedy 94-letni, nigdy nie trafił za kratki. Stało się tak, ponieważ jego prawnik złożył apelację do wyroku skazującego.
Czytaj też:
Wstrząsające zeznania podczas procesu byłego strażnika z obozu Auschwitz