Bitwa morska w sercu miasta, czyli jak bawili się Rzymianie?

Bitwa morska w sercu miasta, czyli jak bawili się Rzymianie?

Dodano: 

Tu skoncentrujemy się nie na politycznych aspektach triumfu, ale na tym, jak przebiegała sama ceremonia i jak świętowano wielkie zwycięstwa wojenne. Cały Rzym brał udział w uroczystych obchodach razem z wodzem. Miasto, jego place i ulice przyozdabiano girlandami, otwierano świątynie, a na ołtarzach palono wonności z dalekich krain (tj. kadzidła sprowadzane z Arabii).

Procesja wyruszała z Pola Marsowego, od tzw. bramy triumfalnej (porta triumphalis), a jej trasa kończyła się w świątyni Jowisza na wzgórzu kapitolińskim. Pochodowi towarzyszyły tłumy mieszkańców, a na samą procesję składało się kilka grup. Jedną z nich tworzyli ci, którzy prezentowali łupy zdobyte na wrogach. Stanowiły je zbroje, broń, złoto i srebro, napisy, obrazy przedstawiające zagarnięte ziemie, podobizny najważniejszych spośród wodzów. Niesiono też symboliczne wieńce triumfalne i prowadzono dzikie zwierzęta, takie jak słonie, żyrafy, strusie czy tygrysy. W ofierze dla Jowisza składano białe byki – one również znajdowały się w tej części pochodu. Warto tu dodać, że łupy czasem były tak olbrzymie, że z ich powodu znoszono świadczenia na rzecz państwa!

Defiladę otwierali trębacze i inni muzycy, za nimi prowadzono ujętych przeciwników oraz ważnych zakładników zakutych w łańcuchy. U stóp Kapitolu mieściło się Więzienie Mamertyńskie, gdzie zabijano (choć nie zawsze i nie wszystkich) jeńców po zakończeniu imprezy. Następnie prezentowała się grupa triumfatora, na czele której szli liktorzy, a po nich – senatorowie. Za nimi, na wozie, tzw. kwadrydze, zaprzężonej w cztery białe konie i ozdobionej bogato wawrzynem oraz ornamentami, jechał wreszcie sam zwycięski wódz. Na tę okazję przywdziewał on purpurowy, haftowany płaszcz oraz wieniec laurowy, a także koronę z liści dębu, w rękach trzymał z kolei laur oraz berło. Razem z triumfatorem szły jego rodzina: dzieci, rodzice oraz żona.

Za wodzem znajdowali się zwycięscy żołnierze niosący zdobyte sztandary i symbole. Byli karnie ustawieni i mieli przy sobie broń. Po nich wędrowało pospólstwo śpiewające różne, nie zawsze chwalebne, pieśni.

Triumfator składał ofiarę w świątyni Jowisza Największego Najlepszego, a następnie w świątyni Marsa Mściciela. Potem zarządzał uroczystą ucztę dla wszystkich członków pochodu, a w dniu następnym rozdzielał nagrody pieniężne wojsku. W tym samym czasie lud się bawił – imprezy trwać mogły i kilka dni.

Nieco skromniejszy charakter od triumfu miała owacja, formy te różniły się szczegółami. Wódz odbywający owację wkraczał do Rzymu pieszo na czele pochodu, którego członkami byli senatorowie, a jego głowę ozdabiał mirt. Zwyczaj ten zmienił Juliusz Cezar, który w trakcie owacji wjechał do miasta konno. Uroczystości te były jednak nieco mniej okazałe.

Na śmierć i życie – walki gladiatorów

Igrzyska początkowo stanowiły element ceremonii religijnych, w których udział właśnie ze względu na poczucie odpowiedzialności za państwo uznawany był przez wielu Rzymian za konieczność. Liczba dni świątecznych w roku stale rosła, w IV w. n.e. sięgnęła aż 175.

Jedną z najbardziej spektakularnych atrakcji dla mieszkańców Rzymu były igrzyska państwowe, podczas których odbywały się wyścigi rydwanów, walki gladiatorów, ludzi ze zwierzętami lub samych zwierząt. Dwoma najsławniejszymi obiektami stolicy imperium, w których miały miejsca owe atrakcje, były Cyrk Wielki oraz Koloseum. Były to budowle stałe i kamienne, początkowo jednak amfiteatry ustawiano jedynie tymczasowo. Wykonywano je wówczas z drewna (w formie dwóch półkoli), co powodowało duże zagrożenie pożarami i – jak się okazywało – zawaleniami. Jeszcze wcześniej starcia odbywały się w otwartej przestrzeni.

Pollice Verso

Charakterystyczną dla Rzymu rozrywką były organizowane w amfiteatrach wspomniane już walki gladiatorów, tj. uzbrojonych i specjalnie szkolonych do udziału w starciach niewolników lub przestępców. Stanowiły one w dużej mierze odpowiednik obecnych zawodów sportowych, z jedną wszakże zasadniczą różnicą: toczono prawdziwe boje, których stawką było życie ludzkie. Podczas pojedynczego przedstawienia walczyć mogło nawet ponad pięciuset ludzi. Cesarz Trajan uczcił swoje zwycięstwo nad Dakami (ludem z obszaru dzisiejszej Rumunii) wysyłając na śmierć w ciągu czterech miesięcy 10 tysięcy ludzi i 10 tysięcy dzikich zwierząt. Atrakcja ta przyciągała każdorazowo wielkie tłumy widzów – dzielili się oni na stronnictwa (o barwach zielonej i niebieskiej), bawili, pili i ucztowali, a także załatwiali interesy. A kogo właściwie podziwiali?