Niezwykła misja Jana Karskiego

Niezwykła misja Jana Karskiego

Dodano: 

Odchodząc od kontekstu personalnego, starał się subtelnie „polemizować” z opiniami, że nowy premier Mikołajczyk jest postacią całkowicie nieznaną i „księżycową”, a nowy Naczelny Wódz generał Sosnkowski opanowany jest zaś obsesyjnymi fobiami – antysowiecką i antysemicką.

Wyłonił się temat repatriacji Niemców z Prus Wschodnich i inny ziem, które Niemcy mieli utracić na rzecz Polski.Emisariusz podzielił się teorią przywiezioną zapewne z Londynu: „Liczymy na to, że w momencie załamania się Niemiec, zorganizujemy na krótki okres czasu, ale tak straszliwie, terror wobec władz niemieckich i napływowej ludności niemieckiej, iż ludność ta samowolnie i masowo będzie opuszczała tereny Polski. Liczymy na to, że wtedy pomoże się jej w tym technicznie i sprawa ta w dużym stopniu w ten sposób będzie rozwiązana. Nie ulega wątpliwości, że taki będzie przebieg wypadków na Pomorzu, w Poznańskiem i Śląsku”.
Zapis w protokole:

„PREZ. (potakiwał, mówiąc) Niemcy na to zasługują. Ten problem jednak trzeba będzie załatwić. Prusy Wschodnie będą należały do Polski. (Zwraca się do Ambasadora i mówi znacząco, z życzliwym uśmiechem) Nie będzie więcej korytarza dla Polski (No more Corridor). Trudniejsza jest jednak sprawa z Państwami Bałtyckimi, a przede wszystkim z Litwą. (Zwraca się do Ambasadora, mówiąc głosem, w którym można było wyczuć trochę zniecierpliwienia i trochę rozczarowania): Wie Pan, Panie Ambasadorze, że jeszcze nie mogę spotkać się ze Stalinem. Uniemożliwia to załatwienie całego szeregu spraw. Z tymi ludźmi trzeba dyskutować. Niepokoi mnie bardzo jedna możliwość. (Znów patrzy na Ambasadora). Bo co my będziemy mogli zrobić, jeżeli Stalin oświadczy spokojnie, że np. sprawa Litwy jest w ogóle poza dyskusją.

Przypuszczam, że będzie chciał także poprawek wschodnich granic Polski. (Patrząc na Ambasadora): Pan wie, to jest jak w chińskim wyrażeniu – „dla uratowania twarzy” (to save the face). Przypuszczam, że Rosja wysunie trudny dla nas argument pewnego rodzaju „odszkodowania” za to, że Polska otrzyma Prusy Wschodnie”.

Karski dodawał, że Roosevelt powiedział wręcz, że wobec Stalina trzeba będzie w kwestii granic wschodnich iść na ustępstwa i „miejmy nadzieję, że nie zażąda zbyt dużo”. Ten znamienny fragment nie został w raporcie umieszczony.
Ciechanowski słysząc Roosevelta wysuwa tezę, że jedynie mocna postawa Ameryki wobec Rosji opamięta Stalina i znacznie osłabi apetyty rosyjskie.

– No tak, ale na wojnę z Rosją nas nie stać – odpowiada natychmiast amerykański prezydent.

Karski uznał, że ta wypowiedź w zasadzie była odpowiedzią na wszystkie prośby w sprawach Polski.

Ambasador nie składał broni: „Powtarzam, Panie Prezydencie, co już poprzednio Panu mówiłem, i błagam, by Pan Prezydent to zechciał przyjąć jako pewnik. Sowiety zawsze starać się będą dać Panu Prezydentowi wrażenie, że są gotowi na wszystko dla uzyskania swych celów terytorialnych. Jest to taktyka bluffu, bo nigdy nie zaryzykują wojny o nie z Anglią i Ameryką”.

– Osobiście podzielam Pańskie zdanie i zapamiętam je -Gospodarz Białego Domu zamknął temat.

Wyłonił się temat działalności organizacji sowieckich i komunistycznych w okupowanej Polsce szybko podchwycony przez Roosevelta.
Przytoczmy odpowiedź Karskiego

„Spotkałem za granicą w pewnych kołach angielskich, a nawet muszę powiedzieć, że i u niektórych Polaków, opinię, że społeczeństwo polskie nie chce stosunków z Rosją, że nienawidzimy Rosję itp. Jest to absolutnie nieścisłe. Opinia publiczna w Kraju, a przede wszystkim nasze władze podziemne, zdają sobie sprawę z tego, jak pożyteczne byłyby dobre stosunki sąsiedzkie z Rosją; pożyteczne zarówno dla nas, jak i dla Rosji, oraz pokoju w Europie. My rozumiemy, że nie zmienimy poza tym naszego położenia geograficznego, i że nie możemy mieć złych stosunków i z Niemcami, i z Rosją.

Działalność jednak agentur sowieckich na ziemiach polskich jest sprzeczna z duchem paktu polsko-sowieckiego i nielojalna wobec Narodu Polskiego. Patrzymy na to i z niepokojem, i jest to dla nas bolesne (painful). Władze moje próbowały wielokroć dojść do porozumienia z tymi organizacjami – przekona się jednak Pan Prezydent, jakie to jest trudne.

Jest kilka komórek organizacyjnych, których ośrodki dyspozycji są poza Narodem Polskim w ruchu podziemnym na terenie Polski. Każda z nich ma inną nazwę, wszystkie działają pozornie niezależnie od siebie, każda ma inne metody.

Karski owe metody referuje. Przede wszystkim jest to agresywne propagandowe oczernianie rządu londyńskiego, jego przedstawicielstwa w Polsce oraz Armii Krajowej, która nie chce walczy z okupantem. Kierownictwa tych gremiów prezentowane są jako agenci niemieccy. Szczególnie niebezpieczną i tragiczną w skutkach jest forma organizowania marszów i wieców propagandowych po wsiach.

„Wchodzi oddział partyzancki do wsi, śpiewa, demonstruje, bierze co potrzeba, wycofuje się do lasów. Po pewnym czasie przychodzą Niemcy i palą całą wieś, ze wszystkim co w niej żyje – ludźmi, końmi, krowami, psami, kotami – jako karę i ostrzeżenie za współpracę z komunizmem” – mówił Karski, a Roosvelt wykonywał gesty oburzenia.

Innym przykładem było zagrożenie denuncjowanie działaczy Polski Podziemnej gestapo oraz intensywne werbowanie agentury własnej z myślą ojej “pomocy” po nadejściu Armii Czerwonej.

Słuchający bardzo uważnie i stale potakujący prezydent, pyta: Czy są silni?

Karski:

„O to samo pytał mnie Generał Sikorski i wszyscy członkowie Rządu, i wielu najwybitniejszych Anglików. Przede wszystkim trudno jest dokładnie Komendantowi określić ich siłę, ponieważ siłę oddziału wojskowego ocenia się w walce. Ponieważ oni nie walczą, natomiast chowają się i przygotowują na przyszłość, jest to trudne. W przybliżeniu określa się ich na parę czy kilka tysięcy. Komendant mógłby ich zlikwidować. Znamy teren, potrafilibyśmy nie przebierać w środkach, możliwości jest dużo. Nie zrobi się jednak niczego bez rozkazu Rządu. Trudno sobie wyobrazić, jak ludzie w Kraju są czuli na to, ażeby w żadnym wypadku, szczególnie w stosunkach polsko-rosyjskich, w niczym nie zaszkodzić Rządowi, nie skomplikować jego polityki, nie dostarczyć argumentu nieprzyjaznej nam propagandzie.

Pytałem jednak Generała Sikorskiego, czy nie należałoby, biorąc pod uwagę ich całkowitą nieużyteczność w naszej walce z Niemcami i szkodliwość dla nas, zlikwidować ich. Generał Sikorski oświadczył, że nie wyda tego rozkazu z dwóch powodów: (1) nie chce stwarzać sytuacji jugosłowiańskiej na ziemiach Polski, (2) nie może rozrywać wielkiej koalicji Narodów Zjednoczonych, ponieważ najważniejszym celem w obecnym stadium wojny dla świata, a także i dla Polaków, jest pokonanie Niemiec zjednoczonym wysiłkiem. Nie jest moją rzeczą politykować, muszę jednak osobiście powiedzieć, że ten stan rzeczy stawia nas w bardzo ciężkim położeniu w Kraju, ponieważ musimy patrzeć bezradnie na fakt, iż próbuje organizować się siła skierowana nie przeciwko Niemcom, ale przeciwko nam.

Emisariusz osobiście był zwolennikiem bardziej radykalnego traktowania agentury sowieckiej. Dowodził, że Stalin legitymizując polskich „patriotów” z własnego nadania szachuje Churchilla i Roosevelta wmawiając im, że jest to jakaś alternatywa dla rządu londyńskiego popierana przez szerokie rzesze okupowanego kraju.

„Wanda Wasilewska-Kornejczukowa czy Berling, są dla nas tylko i tylko zdrajcami. Nie na tym więc polega niebezpieczeństwo, że są oni silni, ale na ich metodach, do których nie potrzebują mieć siły, a tylko bezwzględność i nieprzebieranie w środkach.[…] Jest to sytuacja znacznie trudniejsza dla nas w Kraju niż można byłoby sobie wyobrazić za granicą. Czujemy bowiem, że w pewnym momencie możemy stać się ofiarami tych metod”.- argumentował emisariusz dość trafnie antycypując to co miało nadejść.

Ostrzegał, że wkraczające za wycofującymi się Niemcami Sowieci z pomocą agentury i powiązanych z nią ugrupowań “polskich patriotów”

Zgodnie z kategoryczną dyrektywą ambasadora Karski miał nie nawiązywać do sprawy Katynia. Przychodziło mu to z najwyższym trudem rozprawią się z Podziemiem bez sentymentów.

– Uważamy w Kraju, że rzeczą dla nas niezmiernie ważną jest, ażeby w tym czasie, czy przedtem, znalazły się w Polsce czy to armia angielsko-amerykańska, czy też jakieś komisje angielsko-amerykańskie, które już nie pomagałyby nam w załatwianiu naszych spraw wewnętrznych, ale po prostu czuwały nad naszym bezpieczeństwem wobec czynników sowieckich – podkreślał Karski.

Emisariusz poruszył także oględnie kwestię ewentualnej deklaracji lub noty amerykańskiej adresowanej do Sowietów w sprawie polskiej, co sugerował Bullitt. Nawet w postaci uzależnienia uruchomienia drugiego frontu w zachodniej Europie od "odczepienia” się Stalina od Polski. Temat nie został przez Roosevelta podjęty. Nie wspomniano o tym w raporcie.

– My także chcielibyśmy, żeby w tym czasie były nasze oddziały na tych terenach. Co do komisji, to te sprawy istotnie muszę rozpatrzeć. To może być dobry pomysł -zgadzał się prezydent.

Wywiązuje się krótka dyskusja między Ambasadorem i Prezydentem, z której wynika, że obaj uważają metody rosyjskie za tradycyjne i niezmienne. […] Prezydent mówi o Stalinie – „JOE is playing a wily game”. [Józek gra podstępną grę].

Jak widać, mimo wysiłków Karskiego, prezydent nie wszedł w bardziej szczegółową dyskusję na temat realiów Polski Podziemnej, zwłaszcza zaś obszernie eksponowanej dywersji sowieckiej na ziemiach okupowanych, a także losu Polski po wyzwoleniu.

Prezydent jest już spóźniony pół godziny. Dziękuje za wszystkie informacje. Są one ważne, a on jest zadowolony, że usłyszał je. Życzliwie życzy Karskiemu powodzenia w pracy i szczęśliwego powrotu do Kraju. Życzy także, żeby znowu wrócił do Ameryki. Pyta, kiedy wraca. „Przypuszczam, że w jesieni tego roku” – brzmi odpowiedź. Żegnają się.

Karski uzupełniał, że zdążył jeszcze zapytać, co prezydent chciałby przekazać Polakom w okupowanym kraju. Przesłanie brzmi: „Powie im pan, że mają w tym domu przyjaciela”.

Roosevelt do Ciechanowskiego: „I was really thrilled. Thank you for having given me the possibility of hearing this report on the wonderful resistance and spirit of Poland” [„Byłem bardzo podekscytowany. Dziękuję za to, że dano mi możliwości słuchania tego raportu o wspaniałym oporze i duchu Polski”].

Polski emisariusz rozemocjonowany spotkaniem kierował się ku drzwiom tyłem jak na dworze królewskim. W progu potknął się i omal nie przewrócił. Kiedy jechali już do ambasady, Karski zapytał Ciechanowskiego, jak wypadło spotkanie. Był święcie przekonany, iż znakomicie.
– No cóż, prezydent nie powiedział zbyt wiele… – brzmiała odpowiedź doświadczonego dyplomaty.

Emisariusz był zszokowany tym stwierdzeniem, bo zdawało mu się, że wszystko z Rooseveltem dla Polski załatwił.

Franklin Delano Roosvelt w 1943 r. oraz strona z jego kalendarza spotkań z nazwiskiem Jana Karskiego

Szczery po ojcowsku wobec Karskiego pisał Ciechanowski do swego rządu w Londynie już tak:

„Tylokrotnie mając możność przy rozmowach poznać nastroje Prezydenta Roosevelta, stwierdzam, że nigdy jeszcze nie widziałem go tak głęboko zainteresowanego, całkowicie zaabsorbowanego nawet, jak przy tej okazji. Widać było, że Prezydent głęboko się przejmuje całą ludzką stroną postawy Narodu Polskiego. Jak mi sam powiedział, – nie zdawał sobie sprawy, że coś podobnego jest możliwe. Nie ulega kwestii, że (jak zresztą podkreślał później – co wiem z rozmowy z Sekretarzem Stanu Hullem) zrozumiał, iż Polska ma zupełnie odrębną i specjalną kartę w dziejach tej wojny. Widać było z całego jego nastawienia, że jego pogląd na Polskę dojrzał w kierunku dla nas wysoce korzystnym.
Podkreślam tu fakt, że Prezydent, który tak lubi sam dużo mówić przy rozmowach, wysłuchiwał p. Karskiego nie przerywając mu i skoncentrował swoje zapytania dopiero w okresie, gdy p. Karski kończył raportowanie poszczególnych działów. Również zasługuje na specjalną uwagę Pana Ministra fakt tak stanowczego oświadczenia, dotyczącego przyłączenia do Polski Prus Wschodnich. Widać było pozatem, jak dalece Prezydent był pod wrażeniem nielojalności sowieckiej względem Polski.

Ze wszystkich stron od czasu audiencji u Prezydenta, która odbyła się 28 lipca, dochodzą mnie uwagi odnośnie głębokiego wrażenia, jakie na Prezydencie wywarł raport p. Karskiego.

Ważąc proporcje, wizyta, niezależnie od jej politycznego pożytku merytorycznego dla sprawy polskiej, była bezdyskusyjnie ważna ze względów propagandowych i patriotycznych. Podnosiła ducha, przedłużała polskie nadzieje, że uda się odsunąć od Polski widmo podporządkowania Stalinowi, który zmierzał do tego wszelkimi metodami i dostępnymi środkami.Mniej nadziei wnosiła w sytuację Żydów. Ratowanie ich z Holocaustu amerykański prezydent postrzegał niemal wyłącznie w generalnym planie jak najszybszego pokonania Niemiec bez kreowania nadzwyczajnych czy specjalnych akcji ratunkowych. To Roosevelt jasno powiedział. Żydzi po prostu nie mieścili się w strukturze priorytetów wojennych. Podobnie jak obrona Polski przed wciąganiem jej w strefę wpływów sowieckich. Czego jasno nie powiedział.

Być może wartość spotkania polskiego 29-letniego emisariusza z amerykańskim prezydentem przypominana równo po siedemdziesięciu pięciu latach polega na tym, że odbiera Franklinowi Delano Rooseveltowi alibi. Nikt nie może powiedzieć, że prezydent nie wiedział wtedy co się dzieje z Polską i Żydami, i to z pierwszej ręki, od naocznego świadka. Bo Jan Karski mu powiedział. Roosevelt niewiele z tą wiedzą nie zrobił.

Niezależnie od tego co adresaci misji Jana Karskiego zrobili z przekazaną im wiedzą i dramatycznymi apelami, w osobistym planie emisariusza była to misja kompletna. Wypełniona od A do Z. On zrobił nie tylko wszystko, co miał zlecone, ale wszystko, czego mógł dokonać wtedy pojedynczy człowiek skonfrontowany z cynicznym światem wielkiej polityki światowej. Ci, którzy twierdzą, że misja Karskiego była misją „daremną” niewiele z tej postaci rozumieją.


Waldemar Piasecki jest pisarzem i dziennikarzem mieszkającym w Nowym Jorku. W przeszłości korespondentem „Wprostu”. Najbliższym przyjacielem i współpracownikiem Jana Karskiego ostatnich lat życia bohatera. Autorem bestsellerowej trylogii biograficznej “Jan Karski. Jedno życie” wydawanej przez oficynę Insignis. Dwa pierwsze tomy “Madagaskar” i “Inferno” już się ukazały. Na ukończeniu jest ostatni – “Manhattan”. Jest także inicjatorem, organizatorem i przewodniczącym wykonawczym Towarzystwa Jana Karskiego powstałego kilka miesięcy po jego śmierci. Dla TVP zrealizował wspólnie z Michałem Fajbusiewiczem film dokumentalny „Moja misja” z osobistym udziałem bohatera pokazywany wielokrotnie na antenach telewizyjnych, także w wersji angielskiej i hebrajskiej. Przetłumaczył i opracował w języku polskim wojenny bestseller Jana Karskiego "Tajne państwo".