Prawdziwa historia Pablo Escobara. Jak sprzedawca nagrobków stał się baronem narkotykowym?

Prawdziwa historia Pablo Escobara. Jak sprzedawca nagrobków stał się baronem narkotykowym?

Dodano: 

7 miejsce listy „Forbse’a” i la vida loca

Pablo Escobar osiągnął szczyt w przestępczej hierarchii. Kierował już największym syndykatem narkotykowym na świecie, kontrolując 80% kokainy sprzedawanej na całym globie. Tygodniowo Kartel rozprowadzał tony kokainy, a dzienne zarobki jego szefa wynosiły już około miliona dolarów. Trudno wyobrazić sobie skalę przedsięwzięcia, jednak lista urzędników opłacanych przez Escobara z pewnością byłaby bardzo długą lekturą. O ile kiepsko wynagradzanych oficjeli kolumbijskiego rządu można uznać za relatywnie łatwy cel do korumpowania, to opłacenie agentów Drug Enforcement Administration w Miami musiało wymagać znalezienia odpowiednich ludzi i środków. Przedsięwzięcie się jednak opłaciło, a niebawem największy baron narkotykowy świata zgromadził fortunę szacowaną na blisko 30 miliardów dolarów.

Escobar wraz z rodziną zamieszkał w zbudowanej 150 kilometrów od Medellin Hacienda Nápolés. Posiadłość zajmowała powierzchnię ponad 20 kilometrów kwadratowych. Na jej terenie znajdowały się kolonialne budynki, zoo z zebrami, słoniami i hipopotamami, prywatne lotnisko, arena walk byków i tor wyścigowy. Jak wspomina syn Escobara, planował on nawet zaproszenie do swojej posiadłości króla popu Michaela Jacksona, a w żartach przebąkiwał, że po prywatnym koncercie porwie go dla okupu.

W tych czasach kolumbijski baron mógł pozwolić sobie na budowanie domów, szkół, boisk czy sadzenie drzew. Pieniądze przekazywał kościołom i szpitalom, zakładał także programy żywieniowe, budował parki i stadiony piłkarskie. Najuboższym mieszkańcom Moravia, których dobytek spłonął w pożarze, zapewnił materace, prześcieradła, ubrania i jedzenie. Do dziś cieszy się tam niesłabnącą popularnością, co dowodzi skutecznemu kreowaniu swojego wizerunku jako Robin Hooda. Nawet w czasach kiedy oficjalnie był poszukiwany listami gończymi, wciąż „miał w kieszeni” lokalną policję i urzędników, dzięki czemu mógł swobodnie uczęszczać do klubów nocnych czy na walki byków.