Naczelny Wódz przeciw powstaniu: Trzeba dążyć do zaoszczędzenia substancji narodu

Naczelny Wódz przeciw powstaniu: Trzeba dążyć do zaoszczędzenia substancji narodu

Dodano: 

Tymczasem pesymistyczne prognozy Sosnkowskiego zaczynały się sprawdzać. Realizacja „Burzy” na Wołyniu okazała się fiaskiem i aresztowaniem polskich żołnierzy przez NKWD. Kilka tygodni później klęską zakończyła się też działalność AK na Wileńszczyźnie. Naczelny Wódz stracił już jednak na tym etapie kontrolę nad Komendą Główną. Próbą odwrócenia tego trendu było wysłanie przez niego do kraju osobistego wysłannika – pułkownika Leopolda Okulickiego. Sosnkowski prawdopodobnie widział Niedźwiadka w roli lidera formowanej z jego polecenia organizacji „NIE”, której postawił za cel kontynuowanie walki o niepodległość Polski po wkroczeniu Armii Czerwonej. Paradoksalnie to właśnie Okulicki stał się w przyszłości głównym inspiratorem powstania w Warszawie. Wyraźnie postępował jednak w tej kwestii wbrew woli swojego zwierzchnika.

Na naradzie 3 lipca Naczelny Wódz i premier zgodzili się, że Moskwa realizuje politykę faktów dokonanych. Mikołajczyk wciąż jednak wątpił, czy celem Stalina jest utworzenie z Polski siedemnastej republiki sowieckiej, sądząc, że Kreml będzie musiał liczyć się ze stanowiskiem Anglii i USA oraz zdecydowaną postawą narodu w okupowanym kraju. Coraz bardziej skłaniał się ku przeprowadzeniu powstania, w czym wtórowała mu, i tak już praktycznie samodzielna, Komenda Główna AK. W związku z tym, mimo niepowodzeń na Kresach Wschodnich, rząd podjął decyzję o wzmożeniu „Burzy”. Sam premier rozpoczął z kolei intensywne przygotowania do wizyty w Moskwie, gdzie zamierzał układać się ze Stalinem.

Naczelny Wódz, który od początku wyrażał sprzeciw wobec podobnych inicjatyw i określał powstanie jako „niemożliwość”, zdecydował się wówczas wyjechać na inspekcję do Włoch. Zaproszenie od II Korpusu otrzymał jeszcze w maju. W gronie żołnierzy czuł się niewątpliwie bardziej komfortowo niż w otoczeniu wrogich mu emigracyjnych elit. W czasie, w którym przebywał na kontynencie z armią generała Andersa, w Londynie i okupowanej Polsce ważyły się losy zrywu w stolicy. Mikołajczyk uważał, że powstanie da mu potężny atut w rozmowach ze Stalinem, a 26 lipca zachęcany do działania „Bór” otrzymał od niego pełnomocnictwa niezbędne do zainicjowania akcji.

Dwa dni wcześniej Sosnkowski otrzymał depeszę, w której prezydent wzywał go do szybkiego powrotu. Naczelny Wódz wyraźnie jednak odraczał ten moment, oczekując na wyniki rozstrzygnięć w Moskwie wśród wiernego mu wojska. Nie spieszył się też, by blokować decyzje, w których zmianę i tak już nie wierzył, co było zresztą na rękę gabinetowi. Niewykluczone, że przez swoją nieobecność w Londynie chciał uniknąć odpowiedzialności za tragedię, przed którą przecież po wielokroć przestrzegał.

Już po upadku powstania szef MON, gen. Marian Kukiel, zarzucał Sosnkowskiemu, że nie wykazywał się stanowczością i nie był kategoryczny w swoich zakazach. Nikt w Londynie nie powinien mieć jednak wątpliwości co do jego stanowiska względem powstania i Sowietów. Niekonsekwencją może natomiast wydawać się brak sprzeciwu generała wobec kontynuowania „Burzy”, która w oczywisty sposób mogła się przerodzić w taki zryw. Istotnie świadczy to o pewnym niezdecydowaniu. Trzeba jednak pamiętać, że po styczniu 1944 r. Naczelny Wódz nie był informowany o zmianach nanoszonych do operacji, a ta zakładała pierwotnie wyłącznie działania dywersyjno-sabotażowe. Sosnkowski, z natury lojalista i analityk, rzeczywiście nie wykazał wystarczającej determinacji i nie wyszedł poza kompetencje określone dekretem z maja 1942 r., ale wątpliwe wydaje się, by kategoryczny protest cokolwiek zmienił. W warunkach emigracyjnych rola Naczelnego Wodza, na papierze dowodzącego siłami zbrojnymi, w praktyce sprowadzała się do przedkładania wniosków i zaleceń. Wszystkie istotne decyzje podejmował premier. Nie wydawało się to ważne, kiedy obie funkcje sprawowała ta sama osoba, miało natomiast ogromne znaczenie, gdy urzędy znajdowały się w rękach ludzi o skrajnie odmiennych poglądach. Władza Sosnkowskiego okazała się iluzoryczna zwłaszcza w sytuacji jego politycznego osamotnienia w Londynie i konsekwentnego uniezależniania się Komendy Głównej AK.

Generałowie (od lewej) Marian Kukiel, Kazimierz Sosnkowski, Stanisław Kopański, 1944 r.

W ostatnich dniach lipca Naczelny Wódz słał z Włoch do prezydenta i Komorowskiego pisemne sprzeciwy wobec planów powstańczego zrywu. W jednym z nich wzywał do „zaoszczędzenia substancji narodu w obliczu podwójnej groźby eksterminacji”. Depesze, które kierował do kraju przez swój sztab w Londynie, podlegały jednak cenzurze i były tam celowo przetrzymywane. 29 lipca zwracał się do dowódcy AK:

Walka z Niemcami musi być kontynuowana w formie »Burzy«. Natomiast w obecnych warunkach jestem bezwzględnie przeciwny powszechnemu powstaniu, którego sens historyczny musiałby się z konieczności wyrazić w zmianie jednej okupacji na drugą. Wasza ocena sytuacji niemieckiej musi być bardzo trzeźwa i realna. Omyłka pod tym względem kosztowałaby bardzo wiele.

Wiadomość ta dotarła do Warszawy dopiero 6 sierpnia, kiedy walki w stolicy trwały już od blisko tygodnia.

Artykuł zatytułowany Kazimierz Sosnkowski: bezsilny sprzeciw Naczelnego Wodza roku napisał Michał Woś. Tekst został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0.

Czytaj też:
„Jest tylko jedna miłość, ale istnieją tysiące jej rozmaitych kropli”. Różnorodne oblicza powstańczej miłości
Czytaj też:
63 dni walk, 12 ton ludzkich popiołów na Woli. Powstanie Warszawskie w liczbach i obrazach
Czytaj też:
Hrabiowie na barykadach, czyli arystokraci w powstaniu warszawskim

Źródło: Histmag.org