Nieudany pucz gen. Januszajtisa. Pierwsza próba zamachu stanu w II RP

Nieudany pucz gen. Januszajtisa. Pierwsza próba zamachu stanu w II RP

Dodano: 

Szansą Januszajtisa było jeszcze pochwycenie samego Józefa Piłsudskiego. Gdyby Tymczasowy Naczelnik Państwa został aresztowany przez zamachowców, mogło to stanowić kartę przetargową. Jeżeli nie w grze o władzę, to przynajmniej o honorowe warunki kapitulacji. Niestety dla niego, próba zatrzymania Piłsudskiego wyglądała – tak jak cały zamach – iście operetkowo. Około piątej nad ranem 5 stycznia 1919 roku przed Belwederem zatrzymał się samochód, z którego wysiadło dwóch wojskowych, żądając widzenia się z adiutantem Piłsudskiego. Jak relacjonował adiutant, por. Kazimierz Stamirowski:

Byli uzbrojeni w krótką broń i granaty ręczne. Na moje zapytanie czego sobie życzą, odpowiedzieli, iż z polecenia Komendy Placu przyjeżdżają po Komendanta Piłsudskiego, który ma się tam zaraz stawić. Na to odpowiedziałem im: Ja panów aresztuję. Bez oporu przeszli z poczekalni do pokoju adiutantury przybocznej, gdzie zaraz złożyli broń i granaty.

O piątej nad ranem 5 stycznia 1919 roku wszystko było więc jasne. Zamach stanu zakończył się klęską. Zamachowców pojmano, a zatrzymanych członków rządu uwolniono.

Konsekwencje, komentarze

Czym była próba zamachu stanu podjęta przez polityków endeckich w początku stycznia 1919 roku? Rzeczywistą, lecz wyjątkowo nieudolną, próbą przejęcia władzy? Manifestacją, mającą skłonić Józefa Piłsudskiego do współpracy? Nieodpowiedzialnym wybrykiem garstki naiwnych, którzy działali bez porozumienia z liderem obozu narodowego, Romanem Dmowskim?

Nieudolni zamachowcy nie zostali aresztowani. Osoby cywilne wypuszczono na słowo, zaraz po tym, jak zostały gruntownie zrugane przez Piłsudskiego, który zarzucił im zdradę, skrajną nieodpowiedzialność i działanie na szkodę świeżo odzyskanej niepodległości. Postępowanie toczyło się w sprawie płk. Januszajtisa, który był oficerem służby czynnej. Jego zachowania nie zakwalifikowano jednak jako aktu zdrady. W czasie wojny polsko-bolszewickiej Januszajtis wykazał się dzielnością na polu walki i jeszcze w 1920 roku został mianowany generałem.

Dlaczego Józef Piłsudski postanowił postąpić tak niesłychanie łagodnie wobec ludzi, którzy zamierzali przejąć władzę, a jego samego umieścić w więzieniu? Roman Dmowski odpowiadał na to pytanie w książce „Polityka polska i odbudowanie państwa”:

Próba zamachu stanu w Warszawie, która Polskę trochę ośmieszyła – bawiło niezmiernie ludzi politycznych to przedstawienie, w którym wszystko odbyło się bez krwi przelewu i bez pociągnięcia kogokolwiek do odpowiedzialności – wykazała, że jeżeli słabe w działaniu były żywioły niezadowolone z rządu, to niemniej słabi byli stojący przy rządzie razem z Piłsudskim. W takim położeniu najlepiej nie walczyć, ale pogodzić się.

Rzeczywiście, obie strony były zbyt słabe, żeby móc pokonać jedna drugą. Piłsudski musiał być tego świadom, niekoniecznie natomiast byli tego świadomi zamachowcy. Najpewniej sądzili oni bowiem, że znajdująca się na fali wznoszącej endecja szybko opanuje sytuację i sformuje stabilny rząd, popierany przez większość Polaków. Do tego jednak nie doszło. Organizatorzy zamachu skompromitowali się, pokazując nie tylko własną słabość i nieudolność, ale również partykularyzm – zamach mógł mieć bowiem tragiczne skutki dla odradzającego się państwa polskiego. W tym kontekście mogłoby się więc wydawać, że na zamachu zyskali socjaliści. Tak się jednak nie stało. Jak wskazywał Władysław Konopczyński:

Na pozór zamach spalił na panewce i ośmieszył tylko Polskę, bo Piłsudski nie szukał pomsty. Ale teraz stało się jasne, że Moraczewski dłużej władać nie będzie i wyborów po swojej myśli nie przeprowadzi. 16 stycznia radykał[owie] odeszli

Konopczyński miał rację – rząd Moraczewskiego nie mógł dalej istnieć. Społeczne oburzenie na zamachowców przejściowo wzmocniło jego popularność. Ale jeżeli operetkowym zamachowcom udało się aresztować premiera, to nie świadczyło to dobrze o sile kierowanego przez niego rządu. Jedenaście dni po opanowaniu zamachu pierwszy rząd niepodległej Rzeczpospolitej podał się dymisji. Z punktu widzenia polityki wewnętrznej, można było ten fakt paradoksalnie odczytywać jako kapitulację lewicy przed prawicą. Jak pisał Stanisław Thugutt:

ustępować kilka dni przed wyborami znaczyło tyleż, co pewna przegrana.

Wybory miały się odbyć 26 stycznia 1919 roku i były ważnym wydarzeniem na krajowym podwórku politycznym. Jednak w skali polityki ogólnoeuropejskiej – a to przede wszystkim ona decydowała o przyszłości niepodległej Rzeczpospolitej – hierarchia spraw wyglądała inaczej. 18 stycznia 1919 roku rozpoczynała się paryska konferencja pokojowa, która miała zdecydować o politycznych granicach w Europie. Na dwa dni przed jej rozpoczęciem, Polska miała już jednolity ośrodek władzy, który reprezentował interesy kluczowych stronnictw politycznych w Polsce. 16 stycznia 1919 roku premierem został bowiem Ignacy Paderewski, a stworzony przez niego rząd był dowodem politycznej dojrzałości i woli kompromisu najważniejszych polskich stronnictw.

Zamach stanu kierowany przez płk. Januszajtisa był działaniem nieodpowiedzialnym, które mogło przynieść bardzo groźne konsekwencje. Okazało się jednak, że politycy endeccy odegrali, zupełnie nieoczekiwanie i w nieplanowany sposób inną rolę. Trawestując klasyka: stali się częścią tej siły, która zła pragnąc, dobro uczyniła.

Autorem tekstu Pierwszy zamach stanu w II RP jest Michał Przeperski. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0.

Czytaj też:
Od Smoleńska do Poznania. Rozejm w Dywilinie dał Rzeczpospolitej największe terytorium w historii

Źródło: Histmag.org