Polska żałoba po śmierci Stalina. Opuszczone flagi, apele w zakładach i liczne wspomnienia „wodza ludzkości”

Polska żałoba po śmierci Stalina. Opuszczone flagi, apele w zakładach i liczne wspomnienia „wodza ludzkości”

Dodano: 

W poniedziałek 9 marca w Moskwie odbył się pogrzeb dyktatora. Decyzją polskich władz państwowych w dzień ten ustanowiono żałobę narodową. Na uroczystości pogrzebowe wyjechała delegacja partyjno-państwowa w skład której weszli Bolesław Bierut, Hilary Minc, Edward Ochab, marsz. Konstanty Rokossowski oraz Aleksander Zawadzki. Polscy dygnitarze stanowili jedną ze zmian warty honorowej przy trumnie radzieckiego przywódcy. Uroczystości pogrzebowe w stolicy ZSRR rozpoczęły się w południe (10:00 czasu polskiego). Tego dnia przez całą Polskę przetoczyła się masa organizowanych odgórnie masówek, wieców i akademii żałobnych. Po południu przed gmachem KC w Warszawie przeszedł pochód żałobny, na towarzyszącym mu wiecu przemawiali Józef Cyrankiewicz i Franciszek Jóźwiak. Według zarządzeń partyjnych, w momencie rozpoczęcia pogrzeb w całej Polsce należało rozpocząć 5-minutową przerwę w pracy, połączoną z chwilą zadumy. Jej początek miały ogłaszać syreny fabryczne i parowozowe, a także dzwony kościelne.

Władze nie mogły pozwolić sobie na lukę, jaką sprawiłaby bierność Kościoła w żałobie. Na szczeblu centralnym udało się uzgodnić z biskupami, by polecili proboszczom uruchomienie dzwonów o godz. 10:00. Również w terenie wpływano na duchownych po tzw. „linii partyjnej”, aby właśnie w taki sposób wzięli udział w uroczystościach żałobnych. Z tego właśnie powodu w momencie rozpoczęcia 5-minutowej przerwy w pracy w większości kościołów w kraju rozległ się dźwięk dzwonów – zabił nawet krakowski „Zygmunt”.

Kilkudniowa żałoba, kontynuowana już w mniej intensywnej formie w następnych tygodniach, wprowadziła społeczeństwo polskie w stan porównywalny do zbiorowej hipnozy. Imprezy masowe, smutno-podniosły nastrój i wielkie słowa musiały wywołać jakieś wrażenie na dużej części społeczeństwa, nie tylko tej „wierzącej” w komunizm. W czasie różnych uroczystości odnotowywano ataki paniki i histerii, wiele ludzi nie ukrywało łez. W Gdańsku cały ten żałobny ciężar doprowadził do tragedii – w Technikum Przemysłu Spożywczego w czasie dekorowania krepą portretu Stalina doznała ataku serca i zmarła jedna z uczennic, córka przodownika pracy.

Śmierć „wielkiego humanisty” największe wrażenie musiała wywrzeć na aktywistach i najbardziej ideologicznie zaangażowanych członkach partii i innych organizacji. Brak Stalina, człowieka, który będąc „prorokiem Nowej Wiary” wydawać miał się nieśmiertelny, wywoływało pustkę i strach o dalsze losy idei, której był wyrazicielem. Nieprzypadkowo w oficjalnych wypowiedział nie mówiono „zmarł”, używając raczej określenia „odszedł”, które nadawało temu wydarzeniu charakter „przejścia do innego świata”. Trend ten najlepiej wyraża fragment listu aktywistki ZMP, skopiowanego w ramach perlustracji korespondencji przez funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego:

„Nie można się jakoś z tym pogodzić, tak nie pasują do siebie te dwa słowa „Stalin” i „śmierć”. I ma się uczucie jak by umarł ktoś najdroższy”.

Inni, o wiele mniej zaangażowani, ale poddani indoktrynacji czy też widzący na swój sposób rzeczywistość stalinizmu, mogli obawiać się o przyszłość Polski i świata. Stalin jawił się jako stabilny fundament całego systemu i człowiek będący gwarantem pokoju na świecie. Wielu mogło mu (pośrednio) zawdzięczać awans społeczny i wielką zmianę, która dokonywała się na ich oczach. Jego brak mógł więc budzić obawy o najbliższe dni, łącznie z groźbą wojny. Młoda dziewczyna z Poznania pisała:

„Czemu nie umarł Truman, Adenauer, czy inna cholera imperialistyczna, tylko taki kochany człowiek. Nie uznaje indywidualnych aktów terroru, ale własnoręcznie zamordowałabym wszystkich tych drani, co chcą wywołać wojnę [...] Jeśli o mnie chodzi – chcę skończyć szkołę, być inżynierem zootechnikiem, pracować, wyjść za mąż i mieć 5-cioro dzieci, jak widzisz, wojna jest mi absolutnie niepotrzebna”.

Nie można zapominać też o strachu i konformizmie, który sprawiał, że najlepszą strategią przetrwania było zwykłe przystosowanie się. Poniższy list studenta z Łodzi dobrze pokazuje to jakże charakterystyczne zróżnicowanie czynów, deklaracji i myśli:

„Trzeba wstawać o godz. 5.30 rano, myć się, zjeść czym prędzej, bo trzeba czcić śmierć Stalina. Potem wykłady w czasie wykładów nastawiają radio na Moskwę i słuchamy przemówień w ciągu 2 godzin po rosyjsku, potem to samo po polsku i znowu [...] A potem dyskutuj w czasie „nauki własnej” o tym, że przestało bić serce, ale żyje nauka. A potem prasówka i apiać – Stalin umarł, ale to nieprawda, żyje on dalej w naszych sercach [...] Jest nas razem 100 osób, a każdy musiał składać osobiste zobowiązanie, więc całe zebranie potrwało do północy. Tak mniej więcej wygląda tu życie, zresztą nie można powiedzieć, by było nieprzyjemnie. Znać wiele troski władz o to, byśmy wyszli stąd wzbogaceni w wiedzę i umieli sławić tych, którym nic nie zawdzięczamy”.

Nagła choroba i zgon dyktatora wywołała plotki, pogłoski i dowcipy. Sprzątaczka w Ministerstwie Przemysłu Chemicznego miała, na podstawie tego „co ludzie mówią”, stwierdzić, że:

„Stalin się bardzo przejął tym, że Ameryka naciska na niego w sprawie oficerów z Katynia i z tego zmartwienia aż krew uderzyła mu na głowę”.

Duża część społeczeństwa (zapewne większa, niż ta, która szczerze żałowała Stalina) mogła się jednak ucieszyć z wieści o śmierci krwawego dyktatora oraz czuć, że coś wreszcie się zmieni, np. powstrzymany zostanie terror. Chłop wierzyli, że wstrzymana zostanie kolektywizacja. Żarliwi katolicy widzieli w tym karę boską za zło, jaką wąsaty Gruzin wyrządził Polakom. Znane są przypadki osób, które swoje zadowolenie ze śmierci przywódcy ZSRR wyraziły zbyt głośno, co zwykle miało dla nich mniej lub bardziej negatywne skutki. Inni odreagowywali podniosły nastrój piciem alkoholu. Studentka medycyny pisała:

„Stalin jest ciężko chory, to o mało bym nie skoczyła do góry, ale niestety byłam na oddziale, więc nie mogłam. Tak się cieszę, że już nie wiem, co robić [...] Dzisiaj dostanę ZMP-owską legitymację, aż mi się niedobrze robi na jej widok”.

Nadzieję związaną z lepszym jutrem widać w innym liście, przechwyconym w Warszawie:

„Dzisiejsza wiadomość dodała otuchy i wiarę w lepsze życie. Jestem radosna i dodało mi sił do przetrwania, rada bym Panią uściskać. Sądzę, że Pani też tak czuje”.

Sterowana odgórnie żałoba miała być kolejnym aktem umacniania systemu stalinowskiego w Polsce pomimo śmierci najważniejszego z jego symboli. Kilkudniowy ceremoniał dotknął zdecydowaną większość mieszkańców Polski. Dla niektórych były to jedne z najbardziej smutnych dni w życiu, inni czuli radość ze śmierci zbrodniarza. Wielu nie miała na ten temat wyrazistego zdania, szła jednak po linii wyznaczonej przez partię i jej aparat propagandowy. Wszyscy nie wiedzieli jeszcze, że w ciągu trzech lat totalitarny system, którego zmarły był twórcą i ikoną, rozpadnie się.

Autorem tekstu „Przestało bić serce wodza ludzkości.”.. – polska żałoba po Stalinie jest Tomasz Leszkowicz. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0.

Czytaj też:
Pokazowy proces Pileckiego. Rotmistrz stanął przed sądem z wyrwanymi na torturach paznokciami

Źródło: Histmag.org