W jednym czasie zbiegły się dwa nieszczęścia – powstanie Chmielnickiego i bezkrólewie po śmierci Władysława IV. Do tronu pretendowali dwaj Wazowie: Jan Kazimierz i Karol Ferdynand. O zwycięstwie przesądziło zagrożenie kozackie. Chmielnicki oblegał wtedy Zamość, skąd wysyłał listy oznajmiające swoje poparcie dla Jana Kazimierza. Realnie zagrożona była Warszawa, toteż króla obrano zgodnie z wolą hetmana zaporoskiego.
Los zakpił sobie z Polski. Gdy po śmierci Zygmunta III wierny Rzeczpospolitej hetman kozacki Kułaga-Petrażycki wysłał poselstwo domagające się udziału Kozaków w elekcji, otrzymał brutalną odpowiedź ze strony Albrychta Radziwiłła. Porównał on Kozaków do paznokci, a te co jakiś czas „należy przycinać”. W roku 1648 „paznokcie” nie dość, że wyraziły własne zdanie, to jeszcze ich głos okazał się decydujący.
Bitwa pod Beresteczkiem: zaciężni i pospolite ruszenie
Powstanie Chmielnickiego oderwało spod władzy królewskiej ogromne terytorium. Świadczy o tym fakt, że koncentracja wojsk polskich miała miejsce w Sokalu, tuż za obecną granicą na Bugu. W tym miejscu najpierw obóz przygotował hetman Mikołaj Potocki. Tam przybył też Jan Kazimierz. Zgromadziło się pospolite ruszenie i prywatne oddziały magnatów. Dwóch Radziwiłłów: Albrycht i Bogusław oceniali siły polskie na kolejno 100 i 80 tysięcy. Różnicą w rachunkach obu krewniaków była czeladź obozowa. Historycy liczbę wojsk polskich ustalają na około 75-80 tysięcy, z czego ponad połowę stanowiło pospolite ruszenie.
Siły zostały podzielone na 9 pułków jazdy i jeden, najliczniejszy, w którym zgromadzono całą piechotę, kawalerię cudzoziemską i artylerię, dowodzony osobiście przez Jana Kazimierza. Przy ostatnim z Wazów na polskim tronie zawiązano sztab, w którym znaleźli się między innymi Stefan Czarniecki, brat przyszłego króla – Marek Sobieski oraz znany z kart potopu Bogusław Radziwiłł. Z kolei Janusz, drugi z sienkiewiczowskich czarnych charakterów, dowodził wówczas armią litewską, której zadaniem było uderzenie od północy na Kijów.
Zarówno wojska królewskie jak i kozackie znalazły się w trudnym położeniu. Oddziały hetmańskie były długo nieopłacane i słabo zaopatrzone. Jan Kazimierz posunął się do zarekwirowania depozytów w miejscowym klasztorze, co dało bardzo mizerny efekt. W końcu, w wyniku zbiórki pieniędzy wśród możnowładców, udało mu się zebrać po 1000 tysiąc złotych dla każdej chorągwi zaciężnej. To i tak było niewystarczające, ale zdołało odciągnąć żołnierzy od rozejścia się. Standardowo problemy sprawiało pospolite ruszenie, w którym ciągle dochodziło do kłótni, a nawet potyczek całych oddziałów. W obozie polskim zapadały wyroki śmierci. W wojsku kozackim, podobnie jak polskie mającym problemy z aprowizacją, spod władzy hetmana zaporoskiego chcieli wymykać się chłopi. Chmielnicki ogłosił jednak, że Polacy chcą oddać Ukrainę na rabunek Tatarom, co skutecznie zapobiegło dezercjom. Słowa hetmana brzmiały wiarygodne, ponieważ w ostatniej ugodzie w Zborowie Polacy pozwolili powracającemu chanowi na grabież Bracławszczyzny i Podola.
Marazm w obozie polskim zmuszał do wyruszenia w nierozpoznany teren. Kozacy czekali wówczas na Tatarów w rejonie Tarnopola. Za radą Stefana Czarnieckiego, wówczas zaledwie porucznika, wyruszono w miejsce, w którym musiałby przejść Chmielnicki chcąc atakować. Tym miejscem były rozlewiska Styru, nieopodal Beresteczka.
Rozpoczął się marsz. Według niektórych źródeł przez górzysty i trudny do przebrnięcia teren przeprowadzono nawet 130-150 tysięcy wozów (sic!). W tym czasie wojska polskie były narażone na atak, którym Kozacy mogliby ich zmieść nawet znacznie mniejszymi siłami. Pospolite ruszenie odmawiało posłuszeństwa, wysuwało żądania, groziło nawet obraniem sobie "generalissimusa". Z kolei hetman Potocki wobec zastosowania nieznanych nowości w wojsku miał narzekając na swój los powiedzieć: „dajcie mi pokój, bo się nożem pchnę”. Król zlekceważył zarówno groźby możnego, jak i średniozamożnych, wiedząc, że żadna z nich nie znajdzie pokrycia w rzeczywistości.
Król-taktyk
25 czerwca wojska stanęły pod Beresteczkiem. Teren jaki zajęto nie pozwalał Tatarom na rozciągnięcie szyków, a Kozakom uniemożliwiał rozłożenie taboru i ustawienie artylerii. Z kolei Polacy korzystali z dużej i równej przestrzeni, na której mogli swobodnie manewrować. Wybór miejsca starcia był pierwszą wygraną tej kampanii. W dotychczasowych starciach Polakom przychodziło mierzyć się z taborem kozackim wspartym lekką jazdą tatarską, co uniemożliwiało znalezienie słabego punktu przeciwnika i było jedną z głównych przyczyn głośnych przegranych.
Rozpoznanie było słabe, podjazdy przynosiły szczątkowe informacje. Za to w przeddzień bitwy oddział Stefana Czarnieckiego przyprowadził do obozu kilka tysięcy sztuk bydła, co z pewnością poprawiło morale głodnych żołnierzy. Tego samego dnia doszły informacje o nadciąganiu Chmielnickiego i chana pod Beresteczko., zatrzymano więc pierwsze oddziały opuszczające obóz królewski.