Tworzona z wielu różnych formacji armia niepodległej Rzeczpospolitej potrzebowała, aby w jej szeregach rozwijały się poczucie wspólnoty oraz duch patriotyzmu. Jednym z najbardziej podstawowych problemów w tej kwestii była sprawa tożsamości kadry oficerskiej i generalicji. Większość z tych ludzi (wraz z niemałą liczbą podoficerów i szeregowych) swoje umiejętności i stopnie zdobywała służąc przed oraz w czasie I wojny światowej w armiach państw zaborczych.
Żołnierze składali przysięgi na wierność poszczególnym władcom. W wyniku zmieniającej się sytuacji politycznej mogły powstawać wątpliwości: czy stara przysięga wygasła? Czy bez ujmy na honorze można złożyć nowe śluby i oddać się na służbę Polsce? Twierdzącą odpowiedź na oba pytania przyniosła nie tylko potrzeba serca. Decyzję znacząco ułatwiły wydarzenia, które w tym czasie miały miejsce w Europie. W Rosji i Niemczech doszło do rewolucji, a Austro-Węgry rozpadły się, w wyniku czego monarchowie wszystkich trzech mocarstw zostali odsunięci od władzy.
Jednym z elementów budowania ducha naszej armii było wprowadzenie rozkazem Naczelnego Dowództwa nr 182 z dnia 8 listopada 1919 r. jednolitej przysięgi wojskowej. Brzmiała ona następująco:
„Stając w szeregi Armji Narodowej, uroczyście (w wersji dla katolików) w obliczu Boga Wszechmogącego, w Trójcy Świętej Jedynego, ślubuję jedynie Ojczyźnie mojej Rzeczpospolitej Polskiej i sprawie Narodu całego na każdym miejscu służyć, kraju ojczystego i dobra narodowego do ostatniej kropli krwi bronić, przełożonych swych i dowódców słuchać […] tak się zachowywać, abym mógł żyć i umierać jako mężny i prawy żołnierz polski”.
Literatura i prasa
Literatura zapewniana przez Uniwersytety Żołnierskie i biblioteki polowe odegrała ważną rolę w kształtowaniu postaw żołnierzy, zwłaszcza u lepiej wykształconej kadry oficerskiej. Adam Grzymała Siedlecki, polski krytyk literacki, dramatopisarz, reżyser i wnikliwy komentator wydarzeń wojennych zanotował kiedyś o twórczości Henryka Sienkiewicza:
„Dość dalecy od siebie ludzie […] ci dwaj: Sienkiewicz i Piłsudski. A jednak, tak mi się zdaje, obaj jedną i tę samą robotę przeprowadzili: militaryzowali polską duszę. […] jego sztab nawet [Piłsudskiego] to byli ludzie, którzy za chłopięcych lat swoich karmili się Trylogią”.
Istotną rolę odegrały też dzieła Juliusza Słowackiego, które cenili bardziej wykształceni żołnierze, w tym sam Naczelny Wódz. Dzięki prasie walczący mogli śledzić aktualną politykę w Warszawie, poznać stosunek społeczeństwa do armii oraz reakcje w kraju na zmienną sytuację na froncie.
Rozprężenie dyscypliny
Spadek morale przyszedł w czerwcu 1920 r., kiedy strona polska zaczęła widocznie przegrywać. Przełamanie przez bolszewików frontu rozpoczęło prawie dwuipółmiesięczny odwrót. Wróg odniósł szereg sukcesów, które dodatkowo rozdmuchiwał swoją propagandą. Znacząco obniżył się nastrój pośród polskich żołnierzy, narastało poczucie klęski, pojawiały się różnego rodzaju pogłoski, które niekiedy skutkowały występowaniem paniki.
Stanisław Rostworowski w jednym z listów z tego okresu z pewną goryczą pisał, że kraj zmienił się w Okopy Świętej Trójcy, po chwili dodając, że dotyczy to tylko armii, bo „przecie Polska wojny nie prowadzi, tylko gra w totalizatora i kłóci się o fotele ministerialne lub strajkuje”. Rozprężenie nasilało się, w związku z czym Naczelny Wódz postanowił działać.
W połowie lipca wydał rozkaz surowego i natychmiastowego karania wystąpień przeciw dyscyplinie wojskowej takich jak: niesubordynacja, bunt i rokosz wojskowy, tchórzostwo, umyślne samookaleczenie, dezercja (z wyjątkiem sytuacji, w których zbieg sam się zgłosi), szpiegostwo, gwałt, morderstwo, podpalenie oraz rabunek. Ostrzeżenie miało zapaść w serca i umysły walczących, dlatego Piłsudski polecił, aby rozkaz powtórzono wszystkim oddziałom trzykrotnie w trzydniowych odstępach czasu.
Wojna polsko-bolszewicka: humor
W życiu żołnierzy znajdowało się też miejsce na humor, który pomagał znieść grozę pola walki. W prasie zamieszczano nawet specjalne kąciki tematyczne z żartami. Jeden z częściej powtarzanych dowcipów brzmiał następująco:
„Przyjechał generał na inspekcję i dobrotliwie rozpytuje żołnierzy – a z cywila wy kto? Jeden odpowiada, że kowal, drugi że rymarz, a jeden widać mniej rozgarnięty milczy – jak grób. Adiutant generała chcąc ośmielić żołnierza, puszcza do niego oko, a żołnierz wreszcie wypala: żeniaty, panie generale!”
Zamęt wojny powodował też dość zabawne sytuacje. Generał Jan Romer wspominał kiedyś, jak w czasie nocnego alarmu złapał spodnie swojego adiutanta. Romer cechował się dość niskim wzrostem, natomiast adiutant – wysokim. W rezultacie ten drugi nie był w stanie założyć generalskich spodni, które mu pozostały. „Włożył więc mundur i w samych gaciach na koniu ruszył za generałem”. Jerzy Konrad Maciejewski opowiada natomiast historię o żołnierzach z jego oddziału, którzy poważnie pokłócili się w czasie marszu z kobietą w zaawansowanej ciąży, która jechała na jednym z wozów taborowych. Ze złości dostała ona skurczy i zaczęła rodzić.