Bohaterska obrona Zbaraża. Polacy bronili się przeciwko wielokrotnie większej armii Kozaków i Tatarów

Bohaterska obrona Zbaraża. Polacy bronili się przeciwko wielokrotnie większej armii Kozaków i Tatarów

Dodano: 

Również oblężenie Zbaraża nie wyszło reżyserowi najlepiej. Wszystko jest minimalistyczne, garstka polskich żołnierzy, jeden wał, jeden hulajgorod. Nie widać tam prawdziwego dramatu i bohaterstwa załogi, ani też rozmachu bitwy. Pomimo tych niedociągnięć jest to jedna z lepszych scen w filmie. Dnia następnego Chmielnicki zdecydował się zmienić taktykę i przeszedł do regularnego oblężenia. Kozacy usypali naprzeciwko polskiego wału własny, ustawili na nim artylerię i rozpoczęli dokuczliwy ostrzał. W polskim obozie budowano prowizoryczne schrony ziemne, próbując niwelować skutki ostrzału. 20 lipca Polacy wycofali się za nowy wał. Powodem tego była stale zmniejszająca się liczba obrońców oraz chęć choćby niewielkiego oddalenia się od wału kozackiego.

W czasie tej swego rodzaju wojny pozycyjnej obie strony zaprezentowały wysoki poziom inżynierii wojskowej. Pracami przy kolejnych polskich wałach kierował Sebastian Ader, który współpracował wcześniej z Beauplanem przy opracowywaniu map Krymu. Polacy świetnie wykorzystywali fortyfikacje polowe, kartacze i holenderskie szrapnele, beczki smolne odpalane z moździerzy i maźnice zwane karkasami, łącząc je ze skutecznością broni palnej oraz wypadami kawaleryjskimi. Niewątpliwie czerpano zarówno z zachodniej, jak i wschodniej sztuki wojennej. Wielu ówczesnych kronikarzy było też pod wrażeniem kozackiej sztuki oblężniczej, zarówno pod względem taktyki, jak i stosowanych forteli. Mam na myśli użycie wspomnianych hulajgrodów, a także wykonywanie podkopów ziemnych czy próbę zatrucia wody w mieście, jaka miała miejsce 16 lipca. Kozacy konstruowali też ruchome stanowiska strzeleckie dla broni ręcznej, tak zwane czołgi.

23 lipca podjęto próby nawiązania rokowań, które kontynuowano 26 i 28 lipca. Nakłaniano Kozaków do zachowania wierności Rzeczypospolitej, przekonywano także chana do odstąpienia od buntowników. Próby te skończyły się oczywiście fiaskiem. Tatarzy proponowali, aby na rozmowy udał się sam Wiśniowiecki, Polakom udało się jednak pochwycić języka, który wyznał, że gdyby książę to uczynił, nie wróciłby już do obozu.

30 lipca przeniesiono się za ostatni, czwarty wał. Sypano go aż cztery dni. Kozacy próbowali wykorzystać ten moment, ale zostali odparci ogniem ręcznej broni palnej i artylerii. Za tą ostatnią linią umocnień Polacy mieli się bronić jeszcze przez trzy tygodnie.

Z każdym dniem warunki bytowe polskiej armii oraz ukrywających się w mieście okolicznych mieszkańców stawały się coraz gorsze. Brakowało wszystkiego, a ceny wzrosły do niebotycznych rozmiarów. Zamkniętym w obrębie wałów doskwierał straszliwy głód. Niektórzy z uciekali z obozu i dawali się zabić lub złapać Tatarom, inni mieli dostawali napadów szału. Z czasem nawet o koninę było trudno, mimo że wiele koni ginęło z powodu ostrzału artyleryjskiego.

Wiśniowiecki był cały czas aktywny, rozmawiał z żołnierzami, pilnował, aby wszyscy rzetelnie wypełniali swoje obowiązki, powtarzał, że król jest już blisko z odsieczą. Puścił między żołnierzy list, jakoby przysłany z zewnątrz, informujący o nadchodzącej pomocy. Ten i jemu podobne zabiegi przynosiły pewne pozytywne rezultaty. List adresowany do piechoty niemieckiej nakłaniający ją do przejścia na stronę kozacko-tatarską został lojalnie oddany Wiśniowieckiemu. Z wiadomości tej dowiedziano się jednocześnie, że posłaniec wysłany z obozu do króla został przechwycony przez oblegających. Zdecydowano się wyprawić kolejnego. Został nim Mikołaj Skrzetuski, szlachcic wielkopolski. 6 lub 7 sierpnia dotarł on do przebywającego w Toporowie Jana Kazimierza, informując go o trudnej sytuacji w Zbarażu.

Szturmy Kozackie nie były już tak silne jak na początku walk, jednak nadal bardzo niebezpieczne. 31 lipca i 1 sierpnia ponowiono ataki, jednak polskie „granaty ich psowały bardzo” i uderzenia odparto. 5 sierpnia o świcie Wiśniowiecki zorganizował wycieczkę za wały, która zaskoczyła wroga. Zabito kilkuset Kozaków i zdobyto osiemnaście chorągwi.

Następnego dnia, wiedząc o zbliżaniu się króla, Chmielnicki postanowił rzucić wojska do kolejnego generalnego ataku: „Na świtaniu […] Chmiel do szturmu przypuścił […], potężnie z wielką rezolucją szturmy na kołach, które 20 człowieka toczyć musiało; drabiny także wielkie, które 15 człowieka nieść musiało” ([Relacje wojenne z pierwszych lat walk polsko-kozackich…], s. 173). Zacięta walka toczyła się nawet we wnętrzu obozu na szable, rydle i łopaty, ale i tym razem uderzenie odparto. Hetman zaporoski był coraz bardziej poirytowany, że ataki nie przynoszą zamierzonych skutków. Wojska królewskie znajdowały się coraz bliżej, Chmielnicki musiał więc myśleć o wyjściu im naprzeciw.

Prawdopodobnie 14 sierpnia Chmielnicki zebrał najlepsze pułki i ruszył na spotkanie Jana Kazimierza pod Zborów. Zbarażczycy widzieli ruch oraz zamieszanie w obozie nieprzyjaciela i domyślali się, że Kozacy ruszają w pole, bowiem z odsieczą nadchodzi Król Jegomość. Następnego dnia wysłano do nieprzyjaciół poselstwo, które miało za zadanie wybadać sytuację. Kozacy wręczyli posłom list, z którego miało wynikać, że Jan Kazimierz został pobity, nie dano temu jednak wiary. Chcąc oszukać Polaków, zorganizowano nawet maskaradę. Wzięto jakiegoś podobnego do Chmielnickiego Kozaka, wsadzono go na konia i udawano, że hetman wraca po zwycięskiej bitwie. Polacy jednak nie byli w nastroju do żartów i do komediantów otworzono ogień z armat. Pseudo-Chmielnicki zleciał z konia i dał drapaka. Tego samego dnia Kozacy podkopali się pod kwaterę Koniecpolskiego, ale po ciężkich bojach zostali wyparci z polskiego obozu.

Polacy wiedzieli, że pomoc jest niedaleko, co dodawało im otuchy i wiary w możliwość odniesienia zwycięstwa. Przez kolejne dni często padał deszcz, który hamował działania wojenne. 21 sierpnia pojawił się w Zbarażu poseł tatarski mówiąc, że zawarto rozejm. Tego samego dnia wrócił też Chmielnicki, rozkazał jednak dalej zdobywać obóz, chcąc najwyraźniej ubiec komisarzy. Strzelanina trwała do wieczora, nie przynosząc rozstrzygnięcia. 22 sierpnia pojawił się w końcu wysłannik króla z wiadomością o zawarciu traktatu. Po nim pojawiło się jeszcze dwóch. Wkrótce Kozacy zwinęli obóz i rozpoczęli niszczenie własnych umocnień.

Zakończyło się trwające 56 dni oblężenie. W boju Polacy stracili co najmniej 1 000 żołnierzy i drugie tyle czeladzi. Wielu zmarło też z głodu i ran, straty sięgały więc kilku tysięcy ludzi. Polacy zapłacili także chanowi okup w wysokości 40 000 talarów. Według autora jednego ze źródeł Kozaków „w szturmach przez ten czas wszystek i na różnych utarczkach więcej 50 tysięcy zginęło, krom chorych i postrzelonych”. Czy autor przesadzał? Wydaje się, że co najmniej dwukrotnie, dokładnie nie da się jednak tego ustalić. 25 sierpnia bohaterscy obrońcy w szyku taborowym ruszyli w kierunku Tarnopola, a następnie pod Lwów. Zdecydowana większość szła na piechotę.

Postanowienia ugody zborowskiej są powszechnie znane. Nie zadowalały one żadnej ze stron. Działania wojenne ustały na dłuższy czas i wznowiono je w czasie kampanii beresteckiej 1651 roku, której wynik okazał się znacznie korzystniejszy dla strony polsko-litewskiej niż wszystkie poprzednie.

Autorem artykułu Bohaterska obrona Zbaraża 1649 jest Maciej Adam Pieńkowski. Tekst ukazał się w serwisie Histmag.org. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0.

Czytaj też:
Bitwa warszawska 1920. Ostatni akt odzyskania niepodległości przez Polskę