Spośród sąsiadów Rzeczypospolitej Obojga Narodów, bodaj największy strach budziła w narodzie szlacheckim osmańska Turcja. W istocie było to ogromne imperium, o przytłaczającej potędze, choć jak się później okazało, nie ono stanowiło największe zagrożenie dla polsko-litewskiego państwa. Niemniej w drugiej dekadzie XVII wieku stosunki z Portą stale się pogarszały, powodując nad Wisłą – a bardziej nad Dniestrem i Dnieprem – rosnący niepokój. Przyczyny tego były złożone, jednak najistotniejszym czynnikiem powodującym rosnącą wściekłość padyszacha były najazdy kozackie na czarnomorskie wybrzeża Turcji. Zaporożcy, formalnie poddani króla polskiego, byli tak zuchwali, że nie tylko złupili miasta takie jak Warna, Synopa czy Trapezunt, ale samemu sułtanowi zaświecili łuną w oczy, kilkakrotnie paląc przedmieścia Konstantynopola.
Stanisław Żółkiewski: obrona czy atak?
Stanisław Żółkiewski (portret z XVII wieku)W 1620 roku wojna wydawała się bliższą niż kiedykolwiek. Polski poseł Samuel Otfinowski spotkał się w tureckiej stolicy z wrogim przyjęciem i jawnymi groźbami wojny, co nie może zresztą dziwić, bo w czasie jego pobytu kozacy znów najechali okolice Konstantynopola, a „Osman widząc ognie od pożarów z okien pałacu omal że ze strachu nie umarł”. Niemniej, liczne przekazy źródłowe (także tureckie) wskazują, że wojny dało się uniknąć, z czego król i hetman zdawali sobie sprawę. Mimo to polski wódz zdecydował się w porozumieniu z Zygmuntem III na rozpoczęcie działań wojennych, przekroczenie w pierwszych dniach września granicy na Dniestrze i wprowadzenie wojsk do formalnie podległej sułtanowi Mołdawii.
Wbrew temu, co twierdzili niektórzy historycy, Stanisław Żółkiewski nie szedł na straceńczą wyprawę wojenną z zamiarem szukania męczeńskiej śmierci i nie wygubił wojska dla takiej idée fixe. Jak można z dużą dozą pewności przypuszczać, celem polskiego wodza było udzielenie pomocy hospodarowi mołdawskiemu Gasparowi Grazzianiemu, którego Turcy zamierzali usunąć z tronu, a który poddał się wobec tego pod polską zwierzchność. Siły tureckie, które mogły przeciwstawić się wojskom koronnym, nie były wielkie, zapowiadał się więc stosunkowo łatwy sukces, który pozwoliłby podreperować reputację ostro krytykowanego w ostatnich latach hetmana, wzmocniłby pozycję króla przed zbliżającym się sejmem, a przede wszystkim poprawił sytuację strategiczną Rzeczpospolitej i byłby manifestacją jej siły. Stary wódz gotów był zapewne na śmierć, ale spodziewał się zwycięstwa, którego blask zamknąłby usta jego wrogom.
Niespodziewane trudności
Niestety, wypadki nie potoczyły się po myśli Żółkiewskiego. Znacznie opóźniła się koncentracja wojsk, przez co hetman prowadził do Mołdawii jedynie 7 tysięcy ludzi, na dodatek nieposiadających dostatecznych zapasów żywności. Siły te miały się wkrótce powiększyć, już po przekroczeniu granicy, niemniej nie były tak duże, jak można było liczyć. Na dodatek dowódcy prywatnych oddziałów magnackich, które stanowiły nawet ponad połowę zgromadzonych chorągwi, nastawieni byli do hetmana co najmniej nieprzychylnie, każdy z nich miał też własne ambicje. Stary i słaby już fizycznie (wręcz zniedołężniały, jak piszą liczni historycy) Żółkiewski miał mieć poważne trudności w utrzymaniu dyscypliny, choć na początku wyprawy odprawiono towarzyszące wojsku kobiety lekkich obyczajów, „a uporne gwałtem [tj. na siłę] się przeprawiające, za rozkazaniem hetmańskim w rzece topiono”.
Jak gdyby tego było mało, Grazziani wprawdzie uwięził tureckich wysłanników, a następnie doprowadził do wymordowania od 1,5 do 2 tysięcy przebywających w mołdawskiej stolicy (Jassach) Turków, później jednak wystraszył się konsekwencji swoich czynów i zamiast połączyć swoje wojska z polskimi, zamierzał zbiec przez północne Węgry do Niemiec. Hospodar wiedział przy tym, że nie dysponuje obiecywanymi Rzeczpospolitej kilkunastoma tysiącami zbrojnych. Ostatecznie udało się nakłonić go do powrotu, przywiódł jednak ze sobą zaledwie 600 żołnierzy.
Błędy
Wszystko to nie musiało jednak oznaczać niepowodzenia całej wyprawy. Inicjatywa strategiczna leżała po polskiej stronie i energiczne działania mogły pozwolić na rozbicie nielicznych znajdujących się na północ od Dunaju wojsk tureckich, zanim sprawujący władzę na tym terenie Iskander-pasza zdołałby zmobilizować większe siły. Armia polska powiększyła się wkrótce do przeszło 10 tysięcy, Żółkiewski liczył jednak na to, że żadna większa bitwa nie będzie konieczna, a opanowanie Jass i umocnienie się w obozie pod Cecorą (tak jak zrobił to 25 lat wcześniej Jan Zamoyski) wystarczy do zawarcia korzystnego pokoju.