Jeden z największych polskich dowódców zginął po bitwie z Turkami. Jego głowę wysłano sułtanowi

Jeden z największych polskich dowódców zginął po bitwie z Turkami. Jego głowę wysłano sułtanowi

Dodano: 

Zachowawcze działania strony polskiej wykorzystał Iskander-pasza, który zebrał wkrótce siły dorównujące koronnym i pospieszył w kierunku polskiego obozu. Do pierwszych walk doszło 18 września, walna bitwa rozegrała się zaś dzień później. Śmiały i dość nowatorski plan taktyczny hetmana okazał się być trudny w realizacji, wymagał bowiem znakomitej współpracy między poszczególnymi formacjami i bardzo sprawnego manewrowania. W rezultacie starcie nie zostało rozstrzygnięte, a wojska polskie straciły znaczną część piechoty oraz wozów taborowych i musiały wycofać się do obozu.

Odwrót

Chociaż nie doszło do rozbicia polskich chorągwi, ich morale dramatycznie spadło, zaś hospodar mołdawski zupełnie się załamał. Na radzie wojennej zdecydowano o podjęciu następnego dnia odwrotu w umocnionym szyku taborowym. Plan miałby zapewne szanse powodzenia, jednak jeszcze w nocy z 18 na 19 września Grazziani postanowił ratować się ucieczką. Namówił też do niej pułkownika (i ukrainnego magnata) Walentego Kalinowskiego, a na dodatek rozpuścił plotkę o tym, że to Żółkiewski zamierza zbiec i pozostawić wojsko na pastwę losu i nieprzyjaciela. Magnaci-pułkownicy, a za nimi żołnierze poczęli uchodzić, większość tonęła jednak w Prucie, przez który trzeba było się przeprawić, by ruszyć w kierunku granicy, resztę zaś wyłapali Tatarzy. Grazzianiego pochwycili wkrótce jego właśni poddani, którzy obcięli mu głowę i posłali ją nowemu hospodarowi. Jak by tego było mało, czeladź i lisowczycy wykorzystali okazję i zaczęli plądrować obóz.

Po tej dramatycznej nocy pod komendą Żółkiewskiego pozostało najwyżej 5,5 do 6 tysięcy żołnierzy, a ich morale uległo zupełnemu rozkładowi. Gdyby Iskander-pasza zorientował się w sytuacji, prawdopodobnie bez trudu unicestwiłby wojska koronne. Zamiast tego wystąpił jednak z propozycją rokowań, które pozwoliły na pewne uspokojenie sytuacji w obozie. Dla tureckiego wodza zawarcie porozumienia, uzyskanie od Polaków okupu i ich wycofanie się z powrotem za Dniestr byłoby sukcesem, zaś siły jego nie bardzo nadawały się do szturmowania okopów. Dla Żółkiewskiego ugoda taka oznaczałaby z kolei przyznanie się do porażki, prowadził więc negocjacje tak, że zostały zerwane.

Wymarsz nastąpił w nocy z 29 na 30 września. Chorągwie polskie szły w szyku taborowym, osłonięte przez spięte ze sobą rzędy wozów. Początkowo odwrót odbywał się spokojnie, bez bezpośredniego zagrożenia ze strony nieprzyjaciela, który zaczął pościg dopiero 30 września rano. W ciągu kolejnych dni bez trudu odparto niegroźne w gruncie rzeczy ataki lekkiej jazdy tatarskiej, podobnie jak uderzenie piechoty tureckiej z 2 października. Ponieważ przeciwnik zaczął stosować taktykę spalonej ziemi i nieustannego nękania, siłom hetmańskim zaczął doskwierać głód, pragnienie i brak snu. Padło też wiele koni, nic jednak nie zapowiadało katastrofy. 4 października odparto walny szturm turecki i ruszono w dalszą drogę. 6 października wycofujący się stanęli nieopodal granicznego Dniestru. Hetman napisał wówczas ostatni, wzruszający list do żony:

Przetoż nie turbuj się Wasza Miłość najukochańsza małżonko, Bóg czuwać będzie nad nami; a chociażbym i poległ, toż ja stary i na usługi Rzeczypospolitej już nie zdatny, a Pan Bóg wszechmocny da, że i syn nasz, miecz po ojcu wziąwszy, na karkach pohan zaprawi, i chociaby tak było jak rzekłem, pomści się krwie ojca swego. Na wypadek jaki bądź zalecam Waszej Miłości najukochańszej małżonce miłość dla dziatek, pamięć na me zwłoki, bo je styrałem ku usłudze Rzeczypospolitej [...] co Pan Bóg chce ze swej łaski dać, niech się stanie; a wola jego święta będzie nam miłościwa do ostatka życia naszego [...]. Jejmość do zgonu kochający małżonek i ojciec Stanisław Żółkiewski, hetman wielki koronny.

Katastrofa

Tymczasem po obozie rozeszła się (prawdziwa) wieść, że gdy tylko uda się przekroczyć granicę, hetman przeprowadzi wśród podkomendnych rewizję, by wyłapać i ukarać tych, którzy dopuścili się rabunków w noc po bitwie. Za podobne przestępstwo spodziewać należało się stryczka, winni uznali więc, że gdy nocą wojsko wyruszy w dalszą drogę, pora będzie wziąć nogi za pas i samodzielnie szukać ocalenia. Przed ucieczką rabusie po raz kolejny wzięli się za plądrowanie wozów i kradzież koni. Tabor został rozerwany, a Tatarzy rzucili się do ataku na pogrążone w chaosie polskie chorągwie.

Stanisław Żółkiewski na obrazie nieznanego malarza polskiego z 1. ćwierci XVII wieku

Paniki nie udało się już zatrzymać. Hetman ostał się w towarzystwie trzystu najwierniejszych towarzyszy. Wyspowiadał się, po czym przebił konia szablą (pokazując, że nie zamierza uciekać) i na piechotę zaczął podążać w stronę granicy. Wkrótce i tę grupę rozproszyli Tatarzy, a Żółkiewskiego otaczało już tylko kilkanaście osób, które usilnie namawiały sędziwego wodza, by dosiadł konia i ratował się z pogromu. W końcu udało się go wsadzić na grzbiet wierzchowca i hetman zniknął w mroku wraz z kilkuset polskimi jeźdźcami, którzy pojawili się nagle w pobliżu. Następnego dnia Turcy znaleźli jego ciało z odciętą prawą ręką i raną na skroni – Żółkiewski bronił się do ostatniej chwili i nie pozwolił, by wzięto go żywcem. Jego głowę wysłano do Konstantynopola, a sułtan Osman II mijał ją ponoć po drodze do meczetu. Niespełna dwa lata później i on miał postradać życie, zamordowany przez janczarów, których obwiniał o porażkę pod Chocimiem w 1621 roku.

Od klęski do zwycięstwa

Klęska wojsk polskich była zupełna. Zaledwie 25-30% żołnierzy udało się uratować przed śmiercią lub niewolą, choć do kraju docierali pozbawieni nieraz nawet ubrań. Do niewoli tureckiej dostał się hetman polny koronny Stanisław Koniecpolski, a także ciężko ranny syn poległego wodza Jan, który zmarł wkrótce po wykupieniu przez matkę. Nawet 2 tysiące jeńców tatarskich pędzonych na Krym nie przetrwało morderczej drogi.

Wieść o cecorskiej katastrofie wywołała w kraju szok, a także strach przed pewnym w zasadzie najazdem tureckim. W obliczu śmiertelnego zagrożenia ucichły nieco spory wewnętrzne, a Rzeczpospolita zmobilizowała najliczniejsze od wielu lat wojska, które jesienią 1621 roku oparły się potężnej armii tureckiej, bohatersko broniąc założonego pod Chocimiem obozu. Zawarty po tej bitwie pokój miał przetrwać aż do 1672 roku.

Słynny z kłuszyńskiej wiktorii, okazał się Żółkiewski wodzem mniej zdolnym od współczesnego sobie Jana Karola Chodkiewicza czy też swojego ucznia Stanisława Koniecpolskiego, a w toku kampanii 1620 roku popełnił wiele błędów. Bohaterska śmierć hetmana obrosła jednak legendą, tym bardziej, nie sposób było mu odmówić cnót takich jak uczciwość i zdolność do poświęceń na rzecz ojczyzny. Historyk Wacław Sobieski nazwał wręcz klęskę cecorską „Termopilami Europy”.

Nie dość uważnie czytane listy Żółkiewskiego doprowadziły z drugiej strony do powstania opinii, jakoby umyślnie szukał on męczeńskiej śmierci z rąk pogan, narażając przy tym na niebezpieczeństwo nie tylko powierzone sobie wojska, ale i Rzeczpospolitą, której całe niemal życie służył. Wizja ta również stała się częścią legendy, w tym aspekcie trochę krzywdzącej. Jej zaskakującym skutkiem było rozpoczęcie tuż przed drugą wojną światową starań o beatyfikację Żółkiewskiego. Można i trzeba dostrzec w tym przesadę, trafnie za to dobrała cytat żona hetmana, która kazała umieścić na jego nagrobku maksymę Horacego: „Dulce et decorum est pro patria mori” („Słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę”).

Autorem tekstu Hetman męczennik? Stanisław Żółkiewski i śmierć pod Cecorą jest Roman Sidorski. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0.

Czytaj też:
Koronacja króla wybranego ze względu na zasługi ojca. Nie zapisał się wielkimi osiągnięciami...